reklama

Enea Basket zmiażdżyła Sokół Łańcut przed własną publicznością. Fatalny błąd mógł jednak kosztować poznaniaków walkower

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Tomasz Deska

Enea Basket zmiażdżyła Sokół Łańcut przed własną publicznością. Fatalny błąd mógł jednak kosztować poznaniaków walkower - Zdjęcie główne
Zobacz
galerię
49
zdjęć

Enea Basket zmiażdżyła Sokół Łańcut na własnym terenie w nowym sezonie. | foto Tomasz Deska

reklama
Udostępnij na:
Facebook
KoszykówkaEnea Basket w rewelacyjnym stylu zaprezentowała się swojej publiczności w pierwszym meczu na własnym obiekcie w tym sezonie 1. ligi. Zespół trenera Marcina Klozińskiego upokorzył na starcie jedną z najlepszych ekip minionych rozgrywek - Solverę Sokół Łańcut. Koszykarze Enei zaprezentowali imponującą wszechstronność w każdej części parkietu, pokazując innym rywalom, że mają się czego obawiać. Niewiele jednak brakowało do tego, by sędziowie podyktowali walkower na korzyść gości.
reklama

Enea Basket rozpoczęła sezon 1. ligi mężczyzn od wyjazdowej porażki z GKS-em Tychy. Zespół trenera Marcina Klozińskiego poległ tam niewielką różnicą punktów 75:81. Kibice liczyli, że po tamtym spotkaniu w pierwszym meczu przed własną publicznością do formy rzutowej wrócą przede wszystkim liderzy - Michał Samsonowicz i James Washington III. 

Enea Basket w teorii miała przed sobą trudne zadanie w sobotni wieczór. Do hali Cityzen przyjechał Sokół Łańcut, który w poprzednim sezonie uplasował się na trzecim miejscu, przegrywając półfinał play-offów z Astorią Bydgoszcz 2:3. Mecz pomiędzy Sokołem, a Eneą miał również pewien wymiar symboliczny, gdyż do hali Enei Basket powrócił zeszłoroczny kapitan poznańskiej ekipy - Piotr Wieloch

reklama

Enea Basket bliska walkoweru jeszcze przed rozpoczęciem meczu

Pierwszy mecz przy Drodze Dębińskiej w nowym sezonie zaczął się dla drużyny trenera Marcina Klozińskiego najgorzej jak mógł. Przez błąd organizacyjny nie można było zacząć meczu o wyznaczonej porze, czyli 18:00. Było to spowodowane godzinnym opóźnieniem... przyjazdu służb medycznych!  

Poznaniacy mieli ograniczony czas, aby rozwiązać tę sytuację, albo przeciwnicy mogli zażądać walkoweru. Ostatecznie jednak wszystko się ułożyło po myśli organizatorów, a prezes Szurek postanowił zrekompensować kibicom godzinę opóźnienia przedłużając ważność sobotnich biletów także na kolejny mecz. Niestety dla Sokoła szkody, jakie spowodowało opóźnienie, zdaniem przedstawicieli zespołu, wywarło duży wpływ na późniejszy obraz meczu.

reklama

- Mogę częściowo usprawiedliwić zespół tym, że przeprowadzenie trzech rozgrzewek przed meczem na pewno nie pomogło w dobrym wejściu w mecz wyjazdowy. W tym głównie upatrywałbym naszej katastrofalnej postawy w pierwszej połowie i to już potem rzutowało na całe spotkanie - mówił rozgoryczony trener Sokoła Łańcut, Dariusz Kaszowski.

Gospodarze zagwarantowali sobie przewagę w każdym aspekcie

Pierwsze minuty meczu w żadnym stopniu nie zwiastowały pogromu, jaki na sam koniec Enea Basket sprawi wysoko notowanej drużynie 1. ligi. Oba zespoły prowadziły zacięty pojedynek na początku meczu. Goście budowali swoją przewagę kilkoma efektownymi wsadami, ale z czasem twarda i nieustępliwa obrona rywali coraz bardziej zaczęła ich zmuszać do rzutów dystansowych. Tymczasem sama Enea Basket zaczęła znakomicie wyglądać pod koszem rywali wykorzystując głównie siłę Andrzeja Krajewskiego.

reklama

Wraz z kolejnymi minutami to podopieczni trenera Klozińskiego zaczęli przeważać w meczu dzięki licznym zbiórkom i szybkim atakom na kosz. Sokół Łańcut znajdował się w sytuacji bez wyjścia: wysoka obrona gospodarzy nie pozwalała im wchodzić pod kosz, a rzuty za trzy nie dawały punktów. Rywale Enei Basket nie mieli po swojej stronie argumentów również w kwestii fizyczności, by skutecznie powstrzymywać silnych i wysokich zawodników jak Barnes, Krajewski czy Dydak przed atakami na kosz. Wynik 25:11 dla Enei Basket po pierwszej kwarcie pokazywał z jak poważnymi problemami mierzył się Sokół. 

W drugiej części spotkania było tylko gorzej. Rywale odważyli się na bardziej agresywne wjazdy, ale to w efekcie zaczęło tylko napędzać kontry Enei Basket i zwiększać jej prowadzenie. Gracze trenera Klozińskiego robili to, co chcieli na parkiecie i schodzili na przerwę z przewagą blisko 20 punktów, prowadząc 50:29. Wszelkie atuty Sokoła zostały wyeliminowane, a goście punktowali niemal wyłącznie z linii rzutów wolnych lub po szczęśliwych rzutach trzypunktowych. Rewelacyjnie w tej części meczu spisywał się szczególnie Mikołaj Stopierzyński.

reklama

Enea Basket wysłała sygnał ostrzegawczy przeciwnikom w całej lidze

Obraz meczu na początku drugiej części spotkania się nie zmieniał. Dla graczy Enei Basket nie było straconych piłek, a Sokół Łańcut wciąż nie potrafił znaleźć złotego środka na przełamanie defensywy gospodarzy. Równocześnie sami nie radzili sobie w obronie własnego kosza - indywidualności po stronie poznaniaków gwarantowały punkty i rewelacyjnie zgrywały się ze sobą na parkiecie. W połowie trzeciej kwarty Enea Basket prowadziła aż 63:37, a dynamika ich rozgrywających oraz centymetry podkoszowych gwarantowały regularne punkty. 

Na ostatnie dziesięć minut meczu zespół trenera Klozińskiego wychodził z wynikiem 73:42, a Sokół Łańcut mógł w tamtej sytuacji żałować, że nie udało mu się skorzystać z walkoweru. Choć w czwartej kwarcie w końcu zdobył więcej punktów niż Enea Basket, nie uchroniło go to od wysokiej porażki w całym meczu 64:91. Gracze z Poznania zmiażdżyli trzecią, najlepszą drużynę poprzedniego sezonu na własnym terenie pokazując innym rywalom, że poważnie mają się czego obawiać. Enea ani na moment nie straciła kontroli w meczu z trudnym przeciwnikiem pokazując imponującą wszechstronność w obronie i ataku. Zespół zagrał tak jak zapowiadał trener Marcin Kloziński - intensywnie po obu stronach parkietu.

- Spodziewaliśmy się ciężkiej walki i proszę mi wierzyć, że pomimo statystycznej przewagi, każdy punkt okupiliśmy kroplą potu i sporym wysiłkiem. Cieszy nas zwycięstwo, gratuluje zawodnikom i jestem już myślami przy meczu w Lesznie - mówił po meczu trener poznaniaków Marcin Kloziński.

Swojemu trenerowi w pozytywnej oceni wtórował Mikołaj Stopierzyński, wskazując na to, co pozwoliło Enei Basket cieszyć się ze zwycięstwa.

- Mecz fajnie się dla nas ułożył. Prezentowaliśmy agresywny styl gry, który chcemy pokazywać przez cały sezon. Graliśmy agresywnie z przodu i szybko w obronie, rozumiejąc się dość dobrze w tej strefie. Byliśmy przygotowani do tego spotkania, każdy dołożył swoją cegiełkę i teraz zaczynamy myśleć o Lesznie - przekonywał lider Enei Basket

Enea Basket - Solvera Sokół Łańcut 91:64 (25:11, 25:18, 23:13, 18:22)

 

Enea Basket: Barnes (8 punktów, 5 zbiórek, 3 asysty), A. Krajewski (9 punktów, 2 zbiórki, 1 asysta), Michał Samsonowicz (5 punktów, 5 zbiórek, 2 asysty), Nowicki (6 punktów, 2 zbiórki), Kluj (1 zbiórka), Rosiński (7 punktów, 5 zbiórek), Dydak (8 punktów, 6 zbiórek), Washington (8 punktów, 5 zbiórek, 3 asysty), Stankowski (18 punktów, 4 zbiórki, 5 asysty), Stopierzyński (22 punkty, 4 zbiórki, 3 asysty). 

Sokół Łańcut: Kaszowski (7 punktów), Czempiel (1 punkty, 1 zbiórka, 1 asysta), Bręk (10 punktów, 2 zbiórki), Struski (15 punktów, 5 zbiórek), Wieloch (6 punktów, 1 zbiórka, 1 asysta), Kucharek (2 punkty, 4 asysty), Zegzuła (10 punktów, 4 zbiórki, 6 asyst), Milovanović (6 punktów, 7 zbiórek), Hlebowicki (7 punktów, 4 zbiórki, 3 asysty)

reklama
WRÓĆ DO ARTYKUŁU
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo