Tuż przed startem rundy wiosennej Andersson został wypożyczony do Viborga FF - zespołu z dolnych rejonów tabeli duńskiej Superligi. Tam miał odzyskać formę i przekonać trenera Lecha, że wciąż warto na niego stawiać. Początki w nowym otoczeniu były jednak wyjątkowo trudne. W debiutanckim występie Viborg został rozbity przez Broendby 1:4, a Andersson spędził na murawie pełne 90 minut. W kolejnym spotkaniu, na własnym stadionie przeciwko Silkeborgowi, jego zespół ponownie przegrał 1:4, a Szwed pechowo zaliczył trafienie samobójcze.
Kulminacja niefortunnych wydarzeń nastąpiła w czwartym meczu, przeciwko Aarhus (1:1). Andersson obejrzał czerwoną kartkę w 79. minucie, a chwilę później jego drużyna straciła gola i zremisowała to spotkanie. Ponadto, jego faul był na tyle rażący, że poskutkował zawieszeniem na dwa spotkania. Po odbyciu kary wrócił co prawda do gry, lecz trener Viborga wyraźnie stracił do niego zaufanie.
Od tamtej pory Szwed pojawił się na boisku tylko na 64 minuty w dziesięciu kolejnych meczach - to zaledwie ułamek z możliwych 900 minut.
Co ciekawe, jeszcze na początku roku, w rozmowie z lokalnymi mediami, Andersson krytykował sytuację w poznańskim klubie. Narzekał na brak ciągłości pracy szkoleniowców i potrzebę zmiany otoczenia. Deklarował wówczas chęć powrotu do ojczyzny.
- Zmiany trenerów też miały na to wpływ. Trener, którego mam teraz, jest moim trzecim w ciągu 1,5 roku. To trochę niechlujne. Zagrałem dobre mecze i pokazałem swoje mocne strony. Niestety, w tak dużym klubie jak Lech, jeden błąd lub gorszy mecz mogą sprawić, że dokonuje się zmian - mówił Elias Andersson na początku stycznia z Fotbollskanalen.
Tymczasem w wywiadzie opublikowanym 20 maja dla tego samego portalu piłkarz zaprezentował inną narrację.
- Pojadę do Poznania, potem przepracuje obóz przygotowawczy. Zobaczymy, jak wtedy będzie wyglądać skład i jakie będą rozmowy. Jadę do Lecha, by walczyć i dać z siebie wszystko. Dobrze się czuję w drużynie, mam tam wielu przyjaciół, a trener Niels Frederiksen jest naprawdę dobry, mimo że mnie wypożyczył. Ma mądre pomysły - wystarczy spojrzeć na ten sezon Lecha. Cieszę się, że znów z nim będę współpracować - zapewnia Andersson.
29-letni obrońca wciąż ma ważny kontrakt z Lechem Poznań, obowiązujący do 2026 roku, ale jego przyszłość przy Bułgarskiej pozostaje niepewna. Choć oficjalnie nie padły żadne deklaracje, coraz więcej wskazuje na to, że pożegnanie ze stolicą Wielkopolski jest całkiem realnym scenariuszem.
Sam zawodnik zapowiada walkę o miejsce w składzie i udział w letnich przygotowaniach. Wydaje się jednak, że Lech będzie musiał poszukać nowych rozwiązań kadrowych, a Elias Andersson raczej nie będzie jednym z nich. Szwedzki defensor nie kryje rozczarowania ostatnimi miesiącami.
– Oczywiście, że to frustrujące. Chcę grać w każdym meczu. Mimo zawieszenia i drobnych urazów, wciąż miałem ogromną chęć, by pomóc zespołowi. Czasem wszystko idzie do przodu, czasem stoi w miejscu. Jestem w tej branży od lat, wiem, jak to działa - dodał.
Fakty są jednak takie, że Andersson grał niewiele. A to sprawia, że Niels Frederiksen raczej nie będzie wiązał z nim większych planów.
Komentarze (0)