Czysto teoretycznie już przed spotkaniem wiele wskazywało na to, że Lech Poznań będzie niekwestionowanym faworytem. Motor Lublin od pięciu ostatnich kolejek rozgrywał mecze co trzy dni, spędzając łącznie prawie 14 godzin w autokarze. Dodatkowo ostatnio odpadli z Pucharu Polski po 120 minutach walki z Unią Skierniewice. Takie wydarzenia sprzyjały dominującej pozycji Kolejorza, który podejmował rywali na własnym terenie po ostatnim zwycięstwie ligowym. Dodatkowo, niezależnie od wyniku, Lechowi nie zagrażała degradacja z pierwszego miejsca w lidze przed przerwą reprezentacyjną. Rywalizacja miała się zatem toczyć dla gospodarzy w komfortowych warunkach.
Zmiennokształtne 45 minut
Początek meczu jasno pokazał preferencje taktyczne drużyny trenera Mateusza Stolarskiego. Po raz kolejny goście przy Bułgarskiej postawili na głębokie zasieki obronne, zmuszając niebiesko-białych do ciężkiej pracy w ataku pozycyjnym. Podopieczni trenera Nielsa Frederiksena bez większych problemów kontrolowali piłkę, ale liczba obrońców, która blokowała w polu karnym ofensywę Lecha znacząco utrudniała zadanie. W 23. minucie Mikaelowi Ishakowi udało się jednak wreszcie przełamać defensywę Motoru i dać Lechowi prowadzenie. Potrwało ono jednak niedługo, bo zaledwie dwie minuty poźniej, w niewytłumaczalnych okolicznościach wyrównał Samuel Mraz, oddając de facto pierwszy strzał na bramkę Bartosza Mrozka. Tym samym przerwał on niesamowitą serię meczów bez straconej bramki Kolejorza na własnym stadionie, która trwała od... 3 sierpnia tego roku! Niewiele brakowało, by "Król" Ishak w 27. minucie spotkania znów pokonał Kacpra Rosę, ale sędzia odgwizdał spalonego. Utrzymany remis dodał gościom animuszu i pod koniec pierwszej połowy postanowili zagrać otwartą piłką, co nagle zaczęło sprawiać trudność Lechitom. Poznaniacy nie byli w stanie utrzymać inicjatywy, ani też ponownie wyjść na prowadzenie.
Szok przy Bułgarskiej
Minęło mniej niż 10 minut od gwizdka rozpoczynającego drugą połowę, a bramkarza na boisku drugi raz nie zaskoczył już Mikael Ishak, lecz... Samuel Mraz. Zbyt głęboko zepchnięta defensywa Kolejorza stworzyła przyjezdnym na tyle dużo miejsca w polu karnym, że napastnicy Motoru zyskali swobodę w dochodzeniu do dobrych sytuacji bramkowych. Po strzeleniu drugiej bramki Motor ponownie ustawił się głęboko w defensywie i oddał piłkę Kolejorzowi, którego gra w ataku znów zaczęła się opierać na dośrodkowaniach do Mikaela Ishaka i szybkiej wymianie podań pod polem karnym. Próby rozciągania środka obrony Motoru nie przynosiły oczekiwanych rezultatów dla drużyny trenera Frederiksena. Sytuacji nie poprawiała nawet decyzja duńczyka o wpuszczeniu na boisko Szymczaka i Fiabemy. Owszem, Lech Poznań jeszcze bardziej bombardował bramkę Kacpra Rosy, ale środek obrony lublinian nie dawał się zaskoczyć strzelcom rywali. Lechowi brakowało nieprzewidywalności i szczęścia. Ataki ciągle napędzał swoimi dośrodkowaniami Joel Pereira, ale szybko stało się to czytelne, mimo iż wydawało się, że jest to jedyny sposób na zaskoczenie defensywy lublinian. Daremnym pomysłem okazało się także wpuszczenie na boisko wszystkich ofensywnych graczy z ławki niebiesko-białych.Przerwa reprezentacyjna nadchodzi we właściwym momencie. Defensywa Kolejorza wpuściła już 5 bramek w ostatnich trzech meczach i trener Frederiksen musi przepracować ze swoją drużyną ten element gry, by nie dopuścić do tego, żeby kolejne mecze przynosiły jego drużynie straty punktów. Dwutygodniowa przerwa powinna przynieść poprawę, bo już 19 października Lech powalczy o trzy punkty na wyjeździe z rewelacyjną w tym sezonie Cracovią.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.