reklama

Reprezentacja Polski U-21 odpada z Mistrzostw Europy. Młodzieżowcy Lecha Poznań znów niewidoczni

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Przemysław Szyszka

Reprezentacja Polski U-21 odpada z Mistrzostw Europy. Młodzieżowcy Lecha Poznań znów niewidoczni - Zdjęcie główne

Piłkarze Lecha Poznań nie mogą zaliczyć tego Euro do udanych. | foto Przemysław Szyszka

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Piłka nożnaReprezentacja Polski U-21 odpada z Mistrzostw Europy niemal tak szybko, jak się na nich pojawiła. Słowa Antoniego Kozubala sprzed tygodnia o tym, że Biało-Czerwoni jadą po medal wyjątkowo źle się zestarzały. Podopieczni Adama Majewskiego zamknęli sobie szanse na dalszą rywalizację po tym, gdy reprezentacja Portugalii rozmontowała ich na części pierwsze.
reklama

Selekcjoner reprezentacji Polski próbował przywrócić zespół na właściwe tory zmianą w środku pola. Antoniego Kozubala zastąpił Mateusz Łęgowski. Adam Majewski zapewne liczył, że ta decyzja ożywi ospałą ofensywę z poprzedniego meczu i pozwoli pokonać Portugalię. W meczu z Francją podopieczni trenera Ruiego Jorge nie zaprezentowali się z najlepszej strony, zdobywając zaledwie punkt. Polacy musieli to wykorzystać szczególnie, że w przypadku porażki mogli zostać wyeliminowani z turnieju. 

Magia kontrataków Portugalii

Polska od pierwszych minut oddawała piłkę swoim rywalom, czekając na swoje okazje bramkowe po przechwytach lub długich wybiciach Kacpra Tobiasza do najszybszych graczy na skrzydłach. Portugalia przyjęła pozycję faworytów i spychała Biało-Czerwonych do głębokiej defensywy. Taka postawa podopiecznych Adama Majewskiego w końcu się na nich zemściła. Geovany Quenda w 16. minucie wykorzystał dezorganizację w szeregach Polaków przy szybkim kontrataku i wbił pierwszego gola Kacprowi Tobiaszowi. 

reklama

Jak się okazało, w tamtym momencie Portugalczycy znaleźli słaby punkty swoich rywali. Każda kolejna bramka, jaką zdobywali padała właśnie po kontrach, gdy obrońcy naszej reprezentacji musieli się mierzyć w pojedynkach z wybitnie dysponowanymi atakującymi. Quenda był w sobotni wieczór nie do powstrzymania przez naszych obrońców i bez większych problemów skracił rywali także w 24. minucie po niesamowitej akcji indywidualnej. Chwilę później zaliczył również kapitalną asystę przy trafieniu Henrique Araujo.

Odpowiedzią Polski na te straty goli były niemalże wyłącznie ataki skrzydłem w wykonaniu Fornalczyka lub Marczuka. Biało-Czerwoni, co akcję wpadali w błędne koło wdając się w kolejne pojedynki, raz za razem tracąc piłki i napędzając zabójcze kontry Portugalii. Oprócz Fornalczyka i Marczuka, wyjątkowo groźne sytuacje tworzył pod bramką rywali także Filip Szymczak, ale jego skuteczność pozostawiała wiele do życzenia. W całym meczu najbliżej było mu do asysty w pierwszej połowie, kiedy popisał się błyskotliwym dośrodkowaniem do swojego partnera, ale sędzia odgwizdał wtedy spalonego.

reklama

Biało-Czerwoni w sobotnim meczu nie mieli po swojej stronie żadnych argumentów, by choćby zremisować to spotkanie. Na przerwę schodzili w minorowych nastrojach, gdy na cztery minuty przed końcowym gwizdkiem gola na 4:0 wbił im jeszcze Paulo Bernardo. Podopieczni Adama Majewskiego nie dawali żadnych przesłanek do tego, by ich gra miała się jakkolwiek zmienić. Straty goli były powtarzalne, a nasza drużyna nie potrafiła się bronić przed dynamicznymi rajdami skrzydłowych.

- Analizując grę Portugalii uprzedzaliśmy piłkarzy, że gra bardzo dobrze w szybkim ataku i niestety, bodajże do przerwy, trzy bramki padły z kontrataku. Po prostu pokazali swoją jakość i szybkość. Na tym polegała różnica. Na samym początku spotkania mieliśmy jakieś dwie lub trzy sytuacje, które mogliśmy zamienić na bramki. Potem praktycznie stuprocentowa skuteczność zawodników portugalskich spowodowała, że do przerwy mecz był rozstrzygnięty - mówił Adam Majewski po spotkaniu.

reklama

Bez planu i bez awansu

Adam Majewski sytuację na boisku w drugiej połowie próbował odwrócić zmianami, ale niestety dla naszej reprezentacji, nowe nazwiska na placu gry nie wpłynęły na poprawę planu "A" na to spotkanie. Nieskuteczność Polaków pod polem karnym naszych rywali była decydującym czynnikiem dla wyniku meczu. Frustrację dodatkowo potęgował fakt, iż po pierwszej połowie selekcjoner Portugalii postanowił pozostawić na ławce Quendę, Fernandesa oraz Bernardo, którzy wcześniej karcili Polaków pod ich bramką. 

Mimo to, próby dryblingów i ataków pozycyjnych w wykonaniu zawodników trenera Majewskiego kończyły się fiaskiem. Mecz zamknął Rodrigo Gomes w 63. minucie spotkania, strzelając gola na 5:0 jakżeby inaczej po świetnym kontrataku. Żadna z roszad w składzie nie odmieniła diametralnie stylu gry naszej kadry, która pożegnała się z turniejem zajmując w przedostatnim meczu fazy grupowej ostatnie miejsce. Ekipa Adama Majewskiego nie ma nawet punktu po dwóch spotkaniach, a przed nią jest już tylko symboliczne starcie z Francją. Odbędzie się ono 17 czerwca o godzinie 18:00. 

reklama

- Nie zamierzam uciekać od odpowiedzialności. Trzeba do końca zachować klasę. Drużynie portugalskiej należy się szacunek, bo wygrała zasłużenie i wypunktowała nas. Wiadomo, że jeśli przegrywa się 0:4 do przerwy, to tak naprawdę ta druga połowa jest o zachowanie twarzy. Zebraliśmy cenne doświadczenie i musimy wyciągnąć z tego wnioski. Nie ma, co ukrywać, zagraliśmy słabe spotkanie - informował selekcjoner Polski U-21.

Jak sobie poradzili piłkarze Lecha Poznań?

W sobotnim starciu trener Majewski całkowicie zrezygnował z usług Antoniego Kozubala, który nie spędził na boisku w meczu nawet sekundy. Michał Gurgul był na nim przez prawie godzinę, ale jego praca na niewiele się zdała. Polak wykazywał się jedynie bezradnością przy szybkich i dynamicznych napastnikach Portugalii. Kiedy natomiast próbował swoich sił w ataku, partnerzy nie potrafili dograć mu odpowiednich piłek, by zrobić użytek z jego umiejętności. 

Cały mecz zagrał natomiast Filip Szymczak, jednak wciąż nie był to napastnik, który prezentował umiejętności ze swoich poprzednich spotkań w reprezentacji. Bardziej przypominał tę wersję ze spotkań Ekstraklasy. 23-letni piłkarz miał swoje okazje w meczu, ale znów nie umiał ich wykorzystać. Nie można mu było odmówić ciężkiej pracy fizycznej, tworzenia przestrzeni kolegom oraz dobrej gry w powietrzu, ale Polacy bardziej niż tego potrzebowali goli. Szymczak najbliżej trafienia był w 16. minucie, kiedy prawie obił słupek bramki Soaresa. Oprócz tego miał tylko dwie inne okazje i żadnej nie wykorzystał.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo