Michał Bondyra: Przyszedłeś do Warty, zagrałeś pierwszy mecz i od razu Zieloni wygrali!
Szymon Pawłowski, pomocnik Warty Poznań: Pierwsze trzy punkty cieszą, bo to było bardzo ważne dla nas spotkanie. Dobrze, że mogłem w takim meczu zadebiutować w Warcie. Widać jednak, że przed sztabem i drużyną jeszcze sporo pracy.
Zagrałeś w meczu ze Stalą Stalowa Wola 45 minut. Kiedy będziesz gotowy na większy wymiar czasowy?
Z drużyną trenuję od kilku tygodni i z każdym treningiem jest lepiej. Potrzebuję czasu, ale czuję się dobrze, jestem zdrowy i nie zapomniałem, jak się gra w piłkę. Myślę, że po przerwie na mecze kadry będę już gotowy do gry przez cały mecz.
Twoje przyjście do Warty wiąże się z osobą Dawida Frąckowiaka, dziś dyrektora Zielonych, który 20 lat temu jako członek zarządu Mieszka Gniezno postawił na Ciebie po raz pierwszy w piłce seniorskiej.
Na pewno osoba Dawida była kluczowa w pomyśle mojego transferu do Warty. Fajnie, że wszystko sie udało i bardzo szybko doszliśmy do porozumienia. W Warcie po spadku powstał praktycznie nowy zespół i cieszę sie, że Dawid i klub widział moja osobę jako jego część. Mieszkam teraz w Poznaniu, więc pomysł grania w zespole Warty został bardzo entuzjastycznie przyjęty przez moja żonę i córki.
W rezerwach Kolejorza, jako jeden z weteranów byłeś liderem dla młodzieży. W Warcie tej młodzieży jest nieco mniej. Czy ze swoim ograniem i doświadczeniem też podejmiesz się tu roli lidera?
Lidera kreuje szatnia, zespół, trening. A ja oczywiście będę chciał pomóc chłopakom, także tym młodym, takim jak Waluś czy Sarbinowski nie tylko na boisku, ale i poza nim.
Warta nie spadnie?
Warta nie spadnie, bo ma bardzo fajnie stworzony zespół. Jestem zaskoczony, że w tak krótkim czasie udało się ściągnąć piłkarzy doświadczonych i ogranych w innych klubach na tym poziomie ligowym. Zespół potrzebuje jeszcze czasu i codziennej pracy, bo powstał w ciągu kilku tygodni. Zresztą, jak spojrzysz na ławkę Warty z meczu w Niecieczy, a tą ze Stalową Wolą, to są to zupełnie inne drużyny.
Do rezerw Lecha przychodziłeś po 4,5-letniej grze w Sosnowcu. Dlaczego zostałeś tam po spadku z ekstraklasy?
W Sosnowcu była mowa o szybkim powrocie do ekstraklasy i perspektywa budowy nowego stadionu. Poza tym, miałem już 33 lata i każda z propozycji z ekstraklasy opiewała na rok gry, względnie na rok z opcją przedłużenia o kolejne 12 miesięcy. A ja chciałem stabilizacji, a nie wizji przeprowadzania się z rodziną po roku w zupełnie nowe miejsce. W Zagłębiu zaproponowano mi długi kontrakt, ale sportowo zamiast awansu z roku na rok było coraz gorzej.
Wcześniej była ekstraklasowa Nieciecza, która też spadła. Dla Ciebie było to nowe doświadczenie – walka o utrzymanie, a nie o mistrzostwo Polski jak w Lechu…
W piłce nożnej doświadczasz wszystkiego – raz walczysz o mistrzostwo i puchary, a innym razem o unikniecie degradacji. Walka o utrzymanie chyba jest ciut trudniejsza. Do Termaliki zostałem wypożyczony po kontuzji, żeby się odbudować. Miałem tam w ciągu 9 miesięcy 3 trenerów, a spadliśmy w ostatniej kolejce po porażce w Gliwicach z Piastem. Wtedy w Lechu był trener, który powiedział mi wprost, że nie mam co liczyć na regularną grę.
To był Nenad Bjelica. Masz do niego jeszcze o to żal?
Nie mam dziś do niego o to żalu. Myślę, że gdybym był w 100 proc. zdrowy, on tak łatwo by mnie nie skreślił.
W Lechu trenowanym zarówno przez Macieja Skorżę, jak i Jana Urbana grałeś pierwsze skrzypce. Którego z tych trenerów wspominasz najlepiej?
Z Janem Urbanem współpracowałem jeszcze w Zagłębiu. Obu wspominam bardzo dobrze, bardzo też ich szanuję i cenię. Naprawdę fajnie mi się z nimi współpracowało.
Mistrzowski Lech Macieja Skorży z roku 2015 to był najlepszy zespół, w którym grałeś?
Na pewno najlepszy pod względem sportowym, bo zdobyliśmy mistrzostwo Polski i jeszcze awansowaliśmy do fazy grupowej Ligi Europy, a nie było to takie łatwe, jak dziś, gdy jest jeszcze Liga Konferencji. To była super drużyna, ale ja przez te ponad 4 lata w Kolejorzu poznałem wielu dobrych piłkarzy.
Z kim z tamtego Lecha do dziś utrzymujesz dobry kontakt?
Jestem w stałym kontakcie z Marcinem Kamińskim i Tomkiem Kędziorą. Często do siebie dzwonimy, a jak są na urlopie w Poznaniu, to się spotykamy. Z pozostałymi chłopakami z Poznania mam mniejszy kontakt, ale widujemy się przy różnych okazjach.
A jak wspominasz Mariusza Rumaka?
Współpracę z trenerem Rumakiem wspominam dobrze. To on mnie sprowadzał do Lecha. Już w pierwszym sezonie zdobyliśmy wicemistrzostwo, chociaż pewnie była szansa na coś więcej. Wiadomo, że na tamtym sztabie i na naszej drużynie cieniem kładą się mecze w pucharach z Żalgirisem Wilno i Stjarnan.
Dlaczego Mariusz Rumak zdaniem wielu kibiców, ale też i ekspertów totalnie zawalił zeszły sezon Lecha? Co mogło pójść nie tak na linii trener-szatnia?
Nie wiem, bo nie byłem tam w środku, dlatego nie chcę się na ten temat wypowiadać.
Wróćmy do trenera Skorży i nieudanego podejścia do Ligi Mistrzów. Po ograniu FK Sarajewo, przegraliście dwumecz z FC Basel, który potem zresztą ograł was jeszcze dwa razy w grupie Ligi Europy. Czy Szwajcarzy byli do przejścia?
Myślę, że byli, ale się nie udało. Za wiele się tam zadziało. W pierwszym meczu mieliśmy sporo sytuacji, potem była czerwona kartka dla nas. Szkoda, bo mogliśmy z nimi wygrać.
A kiedy Twoim zdaniem byliście najbliżej zwycięstwa w Pucharze Polski. Grałeś przecież w trzech przegranych przez Lecha finałach – dwóch z Legią i jednym z Arką Gdynia.
Najbliżej wygranej byliśmy w meczu z Legią w 2015 roku za trenera Macieja Skorży. Do przerwy był remis 1:1 a graliśmy naprawdę dobrą piłkę. Potem na 2:1 strzelił w drugiej połowie Marek Saganowski i puchar zdobyła Legia.
Do dziś nie potrafię wytłumaczyć tego, co się stało w finale z Arką. Wszyscy już przed meczem wręczali nam puchar, a my przegraliśmy w dogrywce, chociaż piłkę meczową na nodze miał Radek Majewski. Ja w tym meczu grałem parę minut w dogrywce.
To, że byłem trzy razy w finałach Pucharu Polski i nie zdobyłem tego trofeum ani razu to moja sportowa porażka.
W Lechu miałeś pik formy. Nie kusiło Cię, żeby wyjechać do dobrego zagranicznego klubu?
Jasne, że kusiło, ale nie było wtedy takiego klubu, który chciałby zapłacić Lechowi za 28-letniego piłkarza. Dobre oferty miałem, grając w Zagłębiu. Zazwyczaj jednak, gdy były jakieś rozmowy, to przytrafiała mi się kontuzja, która wykluczała mnie na parę miesięcy i temat upadał.
Najbliżej byłem chyba Herty Berlin. Ale byłem wtedy po kontuzji i poszedłem do Lecha.
W seniorskiej kadrze wystąpiłeś w 17 meczach, strzeliłeś dwa gole. Wszystkie te mecze były jednak nie o punkty, a towarzyskie.
Część meczów w kadrze zagrałem za kadencji Leo Beenhakkera, ale najwięcej, gdy trenerem był Franciszek Smuda. U Beenhakkera debiutowałem, byłem wtedy młody, jeździłem na mecze i raczej podpatrywałem innych zawodników. U Smudy za to dużo grałem – a że wtedy jako gospodarz Euro 2012 nie mieliśmy meczów eliminacyjnych, to siłą rzeczy tych meczów o punkty nie grałem. Z kadry na Euro wypadłem na pół roku przed turniejem w Polsce i na Ukrainie.
Potem, gdy miałem najlepszą formę w Lechu, w kadrze grałem już incydentalnie, bo Adam Nawałka miał na moją pozycję piłkarzy, których cenił bardziej ode mnie.
fot. Jan Piechota/Warta Poznań
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.