Michał Bondyra: Zacznę od gratulacji: 18 meczów i tyle samo zwycięstw. Robi wrażenie!
Krzysztof Martyński, WKS Grunwald Poznań: Dzięki serdeczne! Z naszej zwycięskiej passy zadowolony jest pewnie każdy sympatyk piłki ręcznej w Poznaniu. Zadowoleni z takiego obrotu sprawy jesteśmy tez my-zawodnicy, trener i zarząd. Choć nikt się tego nie spodziewał.
W piłce ręcznej jesteś już wiele lat, miałeś już kiedyś tak długa passę zwycięstw?
Nigdy! W sezonie 2015/16, gdy robiliśmy awans do 1 ligi, to w całym sezonie przegraliśmy jedno spotkanie. Plan na ten sezon jest taki, żeby wygrać pozostałe 8 meczów i zakończyć go bez porażki.
Rozmawiałem z trenerem, z Filipem Tarko czy z Adamem Pacześnym, którzy mówią jednym głosem: liczy się tylko kolejny mecz. To wasz sposób na mobilizację i koncentrację?
W zeszłym sezonie głośno mówiliśmy, że celem jest awans do Ligi Centralnej i nic z tego nie wyszło. Po sezonie odeszło paru chłopaków, m.in. do Nielby Wągrowiec nasz najlepszy strzelec. Powiedzieliśmy sobie przed tymi rozgrywkami: co będzie, to będzie, a my nie wybiegamy w przyszłość i stawiamy sobie cele tylko na kolejne spotkanie. Do tego trener Michał jest mocno skoncentrowany na bieżącej pracy i gdy kończymy sobotni mecz, on rano w niedzielę już jest gotowy z analizą na kolejnego rywala. Chłopaki widzą ten profesjonalizm i za nim idą. To daje wyniki. Do tego już na początku pokonaliśmy zespoły, które wcześniej były przed nami w tabeli. Zrobiła się doskonała atmosfera w szatni, choć w Grunwaldzie zawsze była dobra. Rozpędziliśmy się.
A znakiem firmowym waszych zwycięstw jest selfie z szatni autorstwa Filipa Tarko.
Cały czas mówię Filipowi, że może by te foty zmienił, ale on ma swój pomysł, do tego taką pozycję w szatni, że nie ma na to szans (śmiech). Te zdjęcia to taka nagroda dla nas wszystkich za dobrze wykonaną pracę.
Jest szansa na to, że będziecie te zdjęcia wrzucać w przyszłym sezonie po zwycięstwach w Lidze Centralnej.
Przed nami 8 meczów do wygrania. Szczególnie ten w sobotę z SPR-em GOKiS Kąty Wrocławskie jest dla nas bardzo ważny, bo to mecz na szczycie. Przy naszym zwycięstwie różnica między nami a wiceliderem z Kąt urosłaby do 9 punktów.
Potem jeszcze czeka Turniej Mistrzów o awans do Ligi Centralnej. I liczę, że wywalczymy ten awans. A, co do zdjęć? Filip będzie je robił, ale mnie już na nich nie będzie…
Odchodzisz z Grunwaldu?! Kończysz karierę?!
Kilka razy przymierzałem się do tej decyzji, ale po tym sezonie definitywnie kończę z grą. To trudna decyzja, bo ciężko jest zostawić chłopaków, ale młodzi z MKS-u też potrzebują na parkiecie minut. Poza tym mam dużo obowiązków zawodowych w wojsku i coraz trudniej jest mi godzić pracę, czas dla rodziny z regularnymi treningami.
Ale teraz, gdy możecie zagrać na zapleczu Superligi?
Tak, teraz, bo chcę zejść ze sceny niepokonanym. Dlatego będę robił wszystko, żebyśmy w tym sezonie wygrali pozostałe 8 spotkań, poczynając od tego najbliższego z wiceliderem tabeli z Kąt Wrocławskich. Awans do ligi centralnej z Grunwaldem byłby świetnym ukoronowaniem mojej kariery.
Myślałeś, żeby po karierze zostać przy piłce ręcznej?
Będzie ciężko, ale Grunwald to moja sportowa rodzina i z pewnością nieraz będę pojawiał się na treningach i meczach, kibicując kolegom. Wojskowy herb mam w sercu.
Jak to się stało, że lata temu w Głogowie postawiłeś na piłkę ręczną?
Wszystko przez brata. Waldek, starszy ode mnie o pięć lat, grał w reprezentacji szkoły. A w naszej podstawówce nie było ani piłki nożnej, ani koszykówki. Postawiłem na piłkę ręczną. Udało mi się dostać do zespołu już w wieku 9 lat. I tak to trwa do dzisiaj.
Twój syn też gra?
Często biorę go na nasz trening, a tam nie tylko rzuca, ale i kopie. Dla niego to tylko dodatek. Chodzi na pływalnię, uczy się języka angielskiego i bardziej interesuje się komputerami.
Dowiedziałem się, że masz też jedną grę komputerową, w którą grasz podobno dłużej niż zawodowo w piłkę ręczną.
Dłużej niż w ręczną w Kabala nie gram, bo zacząłem w niego grać w roku 2007 czyli rok przed moim przyjściem do Grunwaldu. To gra fabularna typu MMO, w której budujesz postać. A że można grać w nią online, to też dobry czas na spotkanie z paczką moich znajomych. Dopóki mam komputer i dobry internet nie zamierzam tego zmieniać.
Z paczką dobrych znajomych spotykasz się też oddając się twojej największej pasji – łowieniu ryb.
Ryby łowić uwielbiam. Gdy tylko mam wolną chwilę od wojska, albo w domu to jadę na kilka godzin na stawy dębińskie. Ryby to dla mnie wewnętrzny azyl, ale i okazja, żeby spotkać się ze starymi kumplami i powspominać.
To koledzy z Grunwaldu?
Koledzy z dawnego Grunwaldu. Jednym z nich jest Robert Fogler, z którym wiele lat ćwiczyłem na treningach w parze.
A ktoś z obecnego składu Grunwaldu też z wami łowi?
Raczej kibicuje.
Syna też zabierasz na ryby?
Czasami się zdarzy. On jest dopiero w 4 klasie i nie ma jeszcze na tyle siły, żeby powalczyć z rybami, które ja łowię. Ostatnio udało mi się z żoną i synem wyjechać na trzy dni do domku w lesie. Zrobiłem wtedy dwudobową zasiadkę, a syn nawet w nocy wstawał, żeby pójść na łowisko. W tym lesie nie było wifi, więc to był dobry czas bez internetu i smartfona.
Mówiłeś, że syn czasem chodzi z tobą na treningi, to pewnie, jak gracie na Newtona, to na trybunach jest zawsze.
Nie zawsze. Jak wyjeżdża z mamą do babci, to go nie ma. Jak się przeziębi – to też. No i jak ma jakieś zaległości w szkole – musi nadrobić, zanim przyjdzie pokibicować.
A wspólnie oglądacie Euro lub mundial w piłce ręcznej?
Nie tylko Euro i mundial, ale też Ligę Mistrzów z udziałem naszych zespołów z Kielc i Płocka, tym bardziej, że oba kluby mają świetny sezon i walczą o Final 4.
Kibicem piłkarskim też jesteś?
Kiedyś chodziłem na starą Bułgarską. Pamiętam, gdy Lech wygrywał z Pogonią Szczecin 5:0. Teraz już na nowy stadion nie przychodzę. Wolę pooglądać w telewizji reprezentację, chociaż jej ostatnio nie idzie. Oglądam też siatkówkę, koszykówkę czy skoki narciarskie.
A propos koszykówki. Słyszałem, że też zarywałeś dla NBA noce.
No tak, jesteśmy ze zbliżonych roczników, więc wiesz, jakie to było przeżycie oglądać Chicago Bulls z niesamowitym Michaelem Jordanem.
Bulls z Jordanem czy L.A Lakers z duetem Bryant-O’Neal – która ekipa lepsza?
Zdecydowanie Bulls. Jordan był niepowtarzalny. Do niego nawet śp. Kobe Bryant się nie zbliżył. Poza tym, Chicago miało zespół kompletny.
Dziś jeszcze śledzisz NBA?
Czasem spojrzę sobie na komórce na skróty. Ale dziś mnie ten kosz tak nie kręci. Zrobił się mniej kontaktowy. W starym NBA zawodnicy byli bardziej atletyczni, było więcej fizycznej walki, charakteru.
Charakteru wciąż nie brakuje w piłce ręcznej.
O tak. Tu się nic nie zmienia. Podobnie jak w siatkówce.
Dlaczego nie lubisz chodzić po górach?
Ale ja po górach chodzić lubię! Tylko nie po Tatrach i Zakopanem! Te góry są straszne, jak ważysz ponad 100 kg. Pamiętam, jak jeszcze w Grunwaldzie był Robert Fogler i Michał Nieradko, no i Piotrek Nowicki, który wciąż z nami gra, to gdy mieliśmy iść na Giewont zawsze zostawaliśmy z tyłu za młodzieżą. Wolniutko krok po kroku szliśmy w górę. Patrzysz z nadzieją, że jest szczyt, a tu się okazje, że jest jeszcze jedna górka i kolejna. Strasznie to było irytujące. Poza tym wiek też robi swoje. Czterdziestka to nie czas, żeby latać po łańcuchach.
Z gór zdecydowanie wolę Wisłę.
Podobno na obozie w Zakopanym towarzyszy ci jedna piosenka.
Can Be Touch. Jak ją włączam na mojej MP3, to Filip Tarko się śmieje, że wjechał mi motywacyjny kop. Zaczynam wtedy konkretne podejście, a gdy się odwracam, to nikogo nie ma. Gorzej, gdy skończy się bateria w MP3, to wtedy motywacja drastycznie spada.
Skoro o muzyce. Mówiłeś mi kiedyś, że lubisz hip-hop.
Starą polską szkołę hip-hopu. Króluje u mnie Rysiu Peja, lubię też Paktofonikę, Kaliber 44, Wzgórze Yapa3 a nawet Nagły Atak Spawacza czy Liroya. Te teksty wtedy były o czymś. Dziś też słucham muzyki, ale te piosenki są do siebie podobne i zapominasz je po pół roku. Nie to co na przykład Chwile ulotne.
Więcej niż chwilę spędzasz na spacerach z… psem.
Milka to mieszanka shih-tzu z yorkiem. Na początku miała z nim wychodzić żona i syn, ale skończyło się, że to ja z nim wychodzę. Piesek zaskoczył pozytywnie, tylko nie może się dogadać z naszym kotem.
Na koniec zapytam cię jeszcze o piwo, którego ponoć jesteś koneserem.
Jakie piwo? Przecież sportowiec nie pije alkohol! Zupełnie serio. Nie lubię mocnych trunków, a piwo im lżejsze, tym lepsze. Lubię schłodzone, po meczu lub do grilla.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.