Kilka dni temu spotkałem się z taką opinią, oglądając program Canal+, że to był Pani najlepszy sezon, ale z niedosytem. Czy Pani się pod tym podpisuje, czy nie?
Nie do końca. Gdyby ktoś przed tym sezonem powiedział mi, że będę w półfinale Australian Open i nie wygram już żadnego meczu w tym sezonie, to i tak podpisałabym to z zamkniętymi oczami. Myślę, że ten sukces też troszkę mnie kosztował zdrowotnie. Było dużo wyjazdów, też dużo zwariowanych wyjazdów, bo ten na mecz reprezentacji do Kazachstanu był niesamowicie wyczerpujący fizycznie i później się to troszkę na mnie odbijało, ale cały czas znajdowałam wyjście z sytuacji i mimo wszystko w tym sezonie miałam całkiem fajne mecze - na tych dużych turniejach. Na tych mniejszych, wiadomo, oczekuje się dużo więcej, bo jestem wtedy w każdym z nich tak naprawdę faworytką, więc jeżeli nie wygram takiego mniejszego turnieju, to to jest już jakaś porażka. Ale to była też nowa sytaucja dla mnie, dla naszego teamu, zagrałam o średnio siedem turniejów mniej w tym roku i podjęliśmy też zupełnie inne decyzje. Myślę, że nawet to, że zagrałam dużo mniej i utrzymałam ranking - a i tak miałam wyższy, nawet nie licząc tej Australii w zeszłym roku już, pokazało, że nie było aż tak źle.
Po Australian Open było czuć od razu wejście do innego świata? Bo, nie oszukujmy się, był to taki skok, który sprawił od razu inne turnieje, inne otoczenie tego wszystkiego. I to właśnie był taki mentalny skok? Jak to Pani czuła wtedy?
Pod tym względem nie czuliśmy tego, żeby cokolwiek się zmieniło, nasza pozycja, żebyśmy dostawali jakieś benefity. Tego w ogóle jako team nie odczuliśmy. To było coś trochę takiego dziwnego, bo mieliśmy nadzieję, że będą wolne losy w pierwszych rundach i te pierwsze rundy będą trochę przyjaźniejsze, że uda nam się też dostać wiele rzeczy, a tak wcale nie było. I myślę, że była też trochę narastająca frustracja z tego powodu. Z drugiej strony czułam, że mam większy cel na plecach, że jestem osobą, z którą fajnie wygrać, bo byłam w półfinale turnieju wielkoszlemowego, więc dla każdej innej tenisistki to była bardzo dobra wygrana, a dla mnie tak naprawdę w każdym meczu zaczynałam być faworytką, co było dla mnie po prostu dziwne. Ale pod koniec roku się już do tego przyzwyczaiłam i nie miało to takiego znaczenia. Faktycznie - niektóre rzeczy się zmieniły, ale to też nie była kolosalana zmiana.
Sporo debla było w poprzednim sezonie. Warto było tyle tego debla grać i to jest droga, którą można sobie cały czas prowadzić? Bo tych meczów trochę było i w zasadzie w każdym większym turnieju ten debel się przewijał.
To też oznacza, że wygrywałam dużo w tego debla, prawda? Dochodziłam do półfinałów, ćwierćfinałów dużych turniejów, więc faktycznie - wtedy się robi ta liczba, ale mając dziesięć turniejów i ranking 42., parę półfinałów i zarobiłam ponad 200 tys. dolarów. Ktoś może powiedzieć, że szkoda. Ja myślę, że zarobiłam niezłe pieniądzei debel jest dla mnie dużą frajdą. Jak nie gram dwóch meczów jednego dnia - nie sprawia mi to zupełnie problemów, bo te mecze są często krótsze i łatwiejsze, niż jakbym trenowała. A zarabiam naprawdę niezłe pieniądze. Fizycznie, faktycznie, jak np. w Miami grałam dwa mecze jednego dnia - to nie jest przyjemne. Ale gram tylko na największych turniejach, w większości - sporadycznie coś mniejszego.
Jakie cele na przyszły sezon?
Wrócę do takiego starego powiedzenia, które mówię co roku - żeby być zdrową. Bo też ten rok pokazał, jaki to był ogromny problem - straciłam prawie trzy miesiące na to, że tak grałam, nie byłam gotowa w stu procentach, ale te turnieje były tak ważne, że starałam się mimo wszystko wynieść z nich jak najwięcej. Mam nadzieję, że zdrowie dopisze. Czujemy się - nie tylko ja, ale cały team - dość pewnie, bo wszystkie punkty wygrywałam na największych turniejach z trudnymi dziewczynami. Pokazałam też sobie, że ten ranking nie jest przypadkiem. Nawet jeżeli spadnę, jeżeli coś się wydarzy, to nie czujemy presji, że mogę nie wrócić - bo udowodniłam sobie, że regularnie potrafiłam wygrywać z dziewczynami. Z Azarenką to nie był przypadek - to się powtarzało. Więc jesteśmy pozytywnie nastawieni - bez jakichś fajerwerków, bo wiemy, jak trudny był ten rok, mimo że coś tak fantastycznego wydarzyło się na samym początku, ale zakończyliśmy go pozytywnym akcentem.
Czy w kontekście "licznika obecności poznańskich" to był inny rok, czy taki sam jak poprzednie?
Chyba tylko rok covidowy był gorszy... A nie, pod koniec roku covidowego miałam kontuzję i operację, więc cały miesiąc byłam w Poznaniu. Ale chyba ten rok był najgorszy, jeśli o to chodzi. Wróciłam tylko na parę dni po Wimbledonie, teraz na cztery dni i wrócę może jeszcze na jeden. Może. Więc nie wiem, czy nie zamknę się w dziesięciu dniach w tym roku.
Cały zapis konferencji dostępny jest na naszym kanale na Youtube:
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.