W tym roku wśród zdających egzaminy maturalne znalazło się dziewięciu młodych zawodników Lecha Poznań: Bartosz Zaranek, Kajetan Nowak, Karol Kalata, Jakub Skowroński, Filip Zaczek, Jakub Kendzia, Kamil Jakóbczyk, Filip Tokar oraz Damian Sokołowski . Dla nich to nie tylko moment zakończenia etapu edukacyjnego, ale również próba pogodzenia sportowych ambicji z naukowymi obowiązkami.
Wspomnieniami z czasów matur podzielili się z nami Alicja Zając, Maciej Henszel oraz Mariusz Rumak - osoby dobrze znane sympatykom Kolejorza. Alicja Zając, trenerka Lecha Poznań UAM, która niedawno świętowała awans do Ekstraligi, z uśmiechem wspomina swoje maturalne zmagania.
- Matura to na pewno duży stres i mnóstwo nerwów, szczególnie przed egzaminami ustnymi. Ciekawość i niepewność co do wylosowanego tematu potęgowały emocje. Najtrudniejsza dla mnie była matematyka - nigdy nie byłam jej fanką. Za to egzaminy ustne poszły mi jak z płatka! Od zawsze lubiłam dużo mówić, a kiedy złapałam flow, to nie było końca - powiedziała trenerka Alicja Zając.
Z kolei Maciej Henszel, były rzecznik prasowy Lecha, obecnie menedżer ds. komunikacji i relacji z otoczeniem w klubie szerzej opowiedział o swoich doświadczeniach.
- Ja maturę pisałem w 1998 roku, więc trafiłem jeszcze na stary schemat, polegający na tym, że pisało się tylko wypracowanie, bez żadnych dodatkowych zadań, zarówno z języka polskiego jak i dodatkowego przedmiotu. Ja trafiłem na okres, w którym nie trzeba było obowiązkowo zdawać matury z matematyki, więc mimo że nie miałem z nią nigdy problemów, fajne było to, że nie musiałem jej zdawać. Jako dodatkowy przedmiot wybrałęm historię, która zawsze mnie fascynowała. Przez dwa pierwsze dni (wtorek i środę) pisałem egzaminy z języka polskiego oraz historii, a potem były już tylko egzaminy ustne. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, jaki temat wylosowałem na maturze z polskiego, a jeśli chodzi o historię, to można powiedzieć, że trafiłem wybitnie, bo temat był bardzo otwarty i dotyczył wojen, które Polska toczyła w XVII wieku.
Były rzecznik prasowy Lecha Poznań opowiedział o pewnej sytuacji, która wydarzyła się podczas pisania egzaminu maturalnego z historii.
- Tamta matura wyglądała w taki sposób, że siedziało się pięć godzin i pisało jedno, długie wypracowanie. Dziś już mogę zdradzić po tych dwudziestu kilku latach, że egzamin z historii napisałem w 3 godziny, a w trakcie dwóch następnych pomogłem koledze, który nie był tak mocny z tego przedmiotu, ale to już bez szczegółów. Później były egzaminy ustne, tylko wtedy obowiązywała jeszcze zasada, że jeżeli przez 4 lata liceum miałeś ocenę bardzo dobrą lub celującą z danego przedmiotu, a maturę pisemną zaliczyłeś przynajmniej na bardzo dobry, nie musiałeś zdawać egzaminu ustnego. Dzięki temu nie musiałem zdawać ustnie historii, a jedynie język polski - dodał Maciej Henszel.
Według Macieja Henszela matura nie była trudna, ale stanowiła ważny element przed egzaminami wstępnymi na studiach.
- Z wyników byłem zadowolony, wiadomo. Jak młodzież dzisiaj mówi, że “matura to bzdura”, to tak właśnie wtedy mniej więcej było. Trzeba podejść do tego egzaminu i go zdać, ale zasadniczo nie jest to jakieś obciążające i trudne, chociaż wiadomo - jest nazywany egzaminem dojrzałości, i jest to taki najpoważniejszy egzamin, który zdaje się przed pójściem na studia – zakończył Maciej Henszel.
Z racji tego, że Maciej Henszel zdawał maturę w latach 90., postanowiliśmy zapytać o wspomnienia związane z egzaminem dojrzałości osobę, która również przystępowała do niego w tamtym okresie – byłego trenera Lecha Poznań, Mariusza Rumaka.
- Edukację szkolną ukończyłem w roku szkolnym 1996/1997 w Liceum Ogólnokształcącym w moim rodzinnym mieście – Złocieńcu. Maturę pisałem w 1997 roku. W tamtych czasach nie było podziału na poziom podstawowy i rozszerzony, jak ma to miejsce obecnie. Matura obejmowała po prostu trzy przedmioty. Wówczas matematyka nie była obowiązkowa, więc zdecydowałem się na rosyjski i biologię, bo te przedmioty były mi potrzebne podczas egzaminów na studia na Akademię Wychowania Fizycznego - powiedział były trener Lecha Poznań.
Rumak postawił na język rosyjski, bo po prostu znał go lepiej niż angielski, którego zaczął się uczyć dopiero w liceum. Rosyjskiego uczył się przez osiem lat, więc wybór był dla niego naturalny. Ponadto, celem trenera Mariusza Rumaka było dostanie się na AWF, a wyniki maturalne nie miały na to wpływu. Już od czwartej klasy podstawówki marzył, by zostać nauczycielem WF-u. Gdy pojawiła się pasja do trenowania, cele poszły o krok dalej – chciał zostać trenerem. Egzamin z biologii zaliczył bez konieczności części ustnej – dzięki piątkom z pisemnego i na świadectwie był z niej zwolniony. Polski zdawał pisemnie i ustnie, kończąc z czwórką, podobnie jak rosyjski. Całą maturę wspomina jako etap do przejścia, a nie szczególne wyzwanie.
- Mieliśmy w klasie fajny zwyczaj - po każdym egzaminie spotykaliśmy się w gronie znajomych. Nie były to huczne imprezy, raczej kameralne spotkania, ale trwały przez całe dwa, trzy tygodnie, bo praktycznie codziennie ktoś coś zdawał. Wspominam to bardzo dobrze, zwłaszcza że często dołączał do nas nasz wychowawca (już niestety świętej pamięci), który był nauczycielem historii. Często wieczorami spędzał z nami czas, rozmawiał, wspominał - to były naprawdę wyjątkowe chwile - dodaje trener Mariusz Rumak.
Zapytaliśmy trenera Rumaka o to, jak wyglądały egzaminy wstępne na Akademię Wychowania Fizycznego i czy wspomina je jako większe wyzwanie niż samą maturę.
Stres był zdecydowanie większy niż na maturze. Wiedziałem, że próg dostania się jest wysoki, a chętnych znacznie więcej niż miejsc. Część z nich była zarezerwowana dla sportowców z klasą mistrzowską, którzy wchodzili na studia automatycznie. Reszta kandydatów, w tym ja, musiała zdawać egzaminy teoretyczne i sprawnościowe. Pamiętam, że z racji tego, że w mojej miejscowości było wiele jezior, od lat dorabiałem sobie jako ratownik i czułem się pewnie w pływaniu. Na egzaminie wybrałem styl klasyczny, choć mi to odradzano. No i rzeczywiście - pan doktor ocenił mój styl na 0 punktów z powodu rotacji stopy. Mimo że styl dowolny poszedł mi dobrze, za klasyczny otrzymałem 0. Nie oznaczało to jednak, że egzamin oblałem - zaliczyłem go, ale pływanie nie zostało mi zapunktowane. Paradoksalnie, później na studiach trafiłem do lepszej grupy z pływania, ale to już inna historia. W pozostałych konkurencjach, takich jak piłka nożna i testy sprawnościowe, uzyskałem wysokie wyniki, lecz przez brak punktów z pływania balansowałem na granicy dostania się na studia. Ostatecznie się udało, a później na studiach było już w porządku.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.