Mecz przeciwko Wenecji Pułtusk był pierwszym starciem ligowym w 2025 roku, jakie miała do rozegrania Wiara Lecha. Poznaniacy mogli przystępować do tej rywalizacji w dość dobrych nastrojach, bowiem wcześniej w Pucharze Polski pokonali w imponującym stylu Red Dragons Pniewy. To tylko pokazało, że mimo zmiany trenera w środku sezonu poznaniacy nie stracili na jakości.
Wiara Lecha liczyła na rewanż w niedzielnym starciu z Wenecją Pułtusk po nieudanej inauguracji tego sezonu. Wtedy to obie ekipy podzieliły się punktami po bardzo wyrównanym meczu. Gospodarze przed niedzielnym starciem zajmowali piąte miejsce w tabeli i tylko raz przegrali na własnym terenie. Wyzwanie było zatem dużego kalibru, ale Wiara Lecha na wyjeździe cieszyła się statusem niepokonanej przed tym spotkaniem. Szykowało się zatem bardzo wyrównane starcie.
Wiara grała, Wenecja strzelała
Wiara Lecha weszła w niedzielne spotkanie, jakby grała u siebie. Kontrolowała piłkę, wymieniała podania i zmuszała rywali do głębokiej defensywy. Poznaniacy postawili na szybkie rozegranie piłki i grę po obwodzie, ale to nie gwarantowało im gola w pierwszych minutach meczu. Wenecja Pułtusk skrzętnie korzystała na ataku pozycyjnym Lechitów błyskawicznie przechwytujac ich podania i napędzając w taki sposób swoje kontry. To właśnie po jednym z takich przechwytów "Gondolierzy" wyszli na pierwsze prowadzenie w tym spotkaniu. Już zaledwie po trzech minutach atakujący Wenecji pokonali Noela Charriera po jednym z pierwszych ataków.Pomimo straty gola Wiara nie zrezygnowała ze swojego pomysłu na grę i dalej próbowała penetrować linię obrony Wenecji szybkim rozegraniem w ataku. Właśnie jedna z takich akcji pozwoliła Lechitom jeszcze przed przerwą zremisować za sprawą trafienia Fryderyka Maciejewskiego. Mecz nabrał wtedy rumieńców, a spotkanie się otworzyło. Żadna z drużyn nie zdołała jednak pokonać żadnego z bramkarzy drugi raz w pozostałych dziesięciu minutach w pierwszej połowie.
Szczęście uśmiechnęło się do Wiary Lecha
Wiara Lecha w drugiej połowie wreszcie się rozkręciła. Ich cierpliwość w ofensywie popłaciła i futsaliści drużyny gości zdołali strzelić jeszcze dwie bramki, doprowadzając do wyniku 3:1 w pierwszych siedmiu minutach od wznowienia gry. Najpierw po dobitce po strzale Dominika Soleckiego do bramki trafił Jan Martin, a potem po asyście Uriela Cepedy do siatki gości drogę znalazł ponownie Fryderyk Maciejewski. Wenecja Pułtusk nie odpuszczała jednak Lechitom. Gospodarze postawili na indywidualne ataki, a także strzały z dystansu, które raz za razem bronił Noel Cherrier. Wenecji Pułtusk wyraźnie zależało na tym, by zaatakować w momencie, gdy obrona Lechitów była rozbita i niezorganizowana. Częściej jednak była ona ustawiona kompaktowo, przez co Wenecja Pułtusk miała bardzo niewiele szans, by realnie pokonać szwajcarskiego golkipera.Swoje szanse na powrót do równorzędnej rywalizacji Wenecja próbowała zwiększyć na trzy minuty przed końcem, ale skończyło się to dla nich tragicznie. Zaaranżowali bowiem do gry w ataku swojego bramkarza, chcąc pójść all-in, ale nie stanął on na wysokości zadania. Najpierw po jego stracie piłki do pustej bramki trafił Dominik Solecki, a później po kolejnym błędzie tego samego bramkarza otrzymał on czerwoną kartkę po tym, gdy zatrzymał ręką futbolówkę, zmierzającą do bramki. Wiara Lecha strzeliła gola na 4:1 i de facto zamknęła rywalizację na 2 minuty przed końcem meczu.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.