Już w trakcie grudniowego wywiadu Uriel Cepeda podkreślał istotę zwycięstwa w Białymstoku przeciwko lokalnej Jagielloni. W rozmowie z nami, która znajduje się TUTAJ stwierdził, że ułożono idealny plan pod to spotkanie, a radość po wygranej potęgował fakt, że nikt nie oczekiwał, że Lechici pokonają "Jagę". Tymczasem dokonali tej sztuki, pokonując swoich oponentów aż 8:2.
Niedzielne zwycięstwo tym razem na terenie poznańskiej politechniki miało być milowym krokiem na drodze do awansu do futsalowej Ekstraklasy. Wiara Lecha stała przed szansą na zwiększenie przewagi nad trzecią w tabeli Jagielonią aż do 12 oczek na osiem kolejek przed końcem rozgrywek. Pokonanie "Jagi" na własnym terenie wcale jednak nie musiało należeć do prostych zadań. Jest to bowiem jedna z trzech drużyn w 1. lidze z dodatnim bilansem na wyjeździe, która przegrała tylko jeden z pięciu meczów.
Kozachenko zaczarował bramkę Jagielloni
Rzadko się zdarza w meczu futsalu, że po pierwszej połowie wynik wynosi 0:0. Widzowie w czasie sobotniego meczu nie mogą się jednak dziwić, biorąc pod uwagę niesamowitą formę bramkarza Jagielloni. Kozaczenko w nieprawdopodobnych okolicznościach ratował swoją drużynę od strat bramkowych.Żaden z futsalistów Wiary Lecha nie potrafił znaleźć sposobu na golkipera, który raz za razem wyjmował coraz trudniejsze uderzenia. Ani Cepeda, ani Ceballos, ani nikt inny nie mógł Kozachenki przelobować, pokonać strzałem w stronę dowolnego słupka, a nawet pomiędzy nogami. Bramkarz do spółki z twardymi obrońcami Jagielloni tworzyli przeszkodę nie do przejścia dla atakujących Wiary.
Poznaniacy również nie uniknęli problemów pod własną bramką. Silny pressing zawiązywany w szczególności przez Kolesynkova sprawiał kolosalne problemy ekipie trenera Dominika Soleckiego przy wyprowadzaniu piłki. Wiara Lecha opierała swoje ataki w szczególności na wirtuozerii Uriela Cepedy, ale to nie wystarczało do zwycięstwa. Częściej fani oglądali gospodarzy w fazie defensywnej, kiedy to z poświęceniem odbierali okazje strzeleckie "Jadze". Starcie z drużyną z Białegostoku było ogromnym testem na wytrzymałość Lechitów w fazie defensywnej.
- Powiedzieliśmy sobie, że bardzo dobrze zagraliśmy w pierwszej połowie, stworzyliśmy sobie mnóstwo sytuacji, ale zabrakło koncentracji i celności. Mogliśmy schodzić na przerwę z wynikiem 3:0, bo byłoby nam łatwiej w drugiej połowie. Po przerwie mieliśmy swoje sytuacje: słupki, przerwy, wybicia z linii, ale Jagiellonia wywalczyła sobie trzy punkty. Bramkarz stanął na wysokości zadania, obronił to co musiał i to czego nie musiał - mówił po spotkaniu Dominik Solecki, grający trener Wiary Lecha.
Syzyfowe prace Lechitów
Lechici wyszli na drugą połowę z nożem w zębach i grali z niemniejszą determinacją niż w pierwszej połowie, ale Kozachenko wciąż zaskakiwał fenomenalną dyspozycją. Na początku decydującej części meczu Jagiellonia nie stwarzała już tak dużego zagrożenia pod bramką rywali, ale ich silny pressing i agresywne zachowania skutecznie wytrącały gospodarzy z równowagi. Wiara nie szła już w półśrodki i atakowała bramkę Kozachenki niemal od razu po zdobyciu posiadania.Wszystkie te ataki Lechitów ostatecznie przyniosły całkowicie odwrotny skutek. W 7 minucie Haraburda zaskoczył Noela Charriera i dał swojej drużynie pierwsze prowadzenie w meczu. Dla Lechitów był to niemały szok, bowiem to gospodarze byli bliżej zdobycia gola. Tymczasem wszystko wskazywało na to, że na 13 minut przed końcem Wiara musiała nadrobić dwie bramki, żeby wygrać mecz. Lechici napierali z całych sił, bombardując bramkę Kovachenki raz za razem. Żelazna defensywa Jagielloni była jednak nie do pokonania, a strzały Ceballosa, Cepedy, czy Soleckiego trafiały w nogi rywali albo poza bramkę.
Goście natomiast wykazywali się niesłychaną bezwzględnością pod polem karnym Charriera. Mimo iż sytuacji mieli niewiele zdołali wbić Wiarze jeszcze jednego gola w 10. minucie, a sześć minut później było już 3:0 po trafieniu z rzutu wolnego. Pomimo dramatycznej sytuacji sygnał do ataku dał Lechitom mimo wszystko ich kapitan - Jacek Sander. Niebiesko-biali strzelili na 3:1, ale nic to im nie przyniosło. Mecz zakończył się porażką Wiary 1:3.
- To był mecz o nasze być albo nie być w walce o awans, w walce o baraż. Powiedzieliśmy sobie przed meczem, że jeśli przegramy albo zremisujemy to nie będziemy mieli definitywnie szans. Teraz jednak łapiemy kontakt, a w dodatku jeszcze mamy jeszcze zaległy mecz z Pułtuskiem. Pokazaliśmy, co się dzieje, gdy się wyłączy Cepedę z grania. - mówił po spotkaniu trener Jagielloni, Karol Domalewski.
Paradoksem w całej tej sytuacji jest to, że zdaniem trenera Dominika Soleckiego Wiara Lecha zagrała w sobotę o wiele lepszy mecz niż w poprzedniej rundzie, gdy w Białymstoku wygrali 8:2. Na dodatek szkoleniowiec mówił o tym, że taki wynik udało im się osiągnąć mając o wiele mniej sytuacji strzeleckich!
- Popełniliśmy błędy w obronie, wpadły dwa gole i podcięły nam one skrzydła. Próbowaliśmy jeszcze walczyć w przewadze, ale gdzieś dzisiaj ta bramka Jagielloni była zaczarowana i nic nie chciało wpaść. Na pewno musimy zrobić sobie porządny trening strzelecki, popracować nad finalizacją. Dzisiaj mieliśmy chyba z pięć sytuacji sam na sam i Seba przestrzelił nad, ktoś kopie w bramkarza, a na treningu mamy luz. Trzeba popracować nad spokojem - mówił futsalista Wiary Lecha.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.