- Przeprowadzka do Polski i błyskawiczny angaż do reprezentacji. "To był jeden z najlepszych dni mojego życia"
- Różne postacie w drużynie, wspólny cel. "Najważniejsza dla nas jest gra dla herbu"
- Co stoi za piorunującym początkiem sezonu Wiary Lecha? "Przygotowanie fizyczne jest bardzo ważne"
- Jakie trudności przysłaniają marzenia o Ekstraklasie? "To nie jest sprint tylko maraton"
Przeprowadzka do Polski i błyskawiczny angaż do reprezentacji. "To był jeden z najlepszych dni mojego życia"
W Argentynie grałeś w najwyższej klasie rozgrywkowej, a także reprezentowałeś barwy tamtejszego, najbardziej utytułowanego klubu w futsalu. Myślę, że miałeś tam idealne warunki do gry i spełniania ambicji. Tymczasem zdecydowałeś się dołączyć do Wiary Lecha, która nie występuje w jednej z topowych lig świata. Dlaczego zatem zdecydowałeś się na ten krok?Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Po pierwsze czułem się bardzo komfortowo, grając w Argentynie i to nie było tak, że szukałem okazji, by zmienić otoczenie. Byłem otwarty na taką opcję i zacząłem rozważać różne możliwości powrotu do Europy. We Wiarze Lecha miałem dawnego kolegę z Pinocho - Uriela Cepedę. Rozmawiałem także z Dominikiem Soleckim i uwierzyłem w projekt, który mi przedstawił. Lubię też nowe doświadczenia. Kluby w pierwszej lidze w Argentynie są bardzo dobre, ale nie aż tak profesjonalnie prowadzone jak tutaj.
Przyjeżdżając do Polski wracasz po raz drugi do Europy. Wcześniej grałeś przez chwilę we Włoszech, ale ostatecznie znów dołączyłeś do Newell's Old Boys. Co sprawiło, że twoja ostatnia przygoda trwała tak krótko?
Nie miałem odpowiednich dokumentów przez co przedwcześnie wróciłem do Argentyny. Miałem plan pozostać we Włoszech dłużej, ale jeszcze nie posiadałem w tamtym momencie polskiego obywatelstwa. Udało mi się je uzyskać dopiero na początku tego roku i stałem się wtedy otwarty na powrót do Europy.
Jak wiemy wybrałeś Polskę, z którą związana jest twoja rodzina. Przyjazd tutaj dużo dla ciebie znaczył?
Moja prababcia urodziła się w Polsce i opuściła ją 100 lat temu. W związku z tym moją babcię wiążą z tym krajem silne uczucia, właśnie ze względu na pochodzenie jej mamy. W pierwszych dniach, kiedy przyjechałem do Polski zapragnąłem pojechać do Warszawy i zobaczyć jej dom rodzinny. Razem z moją najbliższą rodziną w Argentynie nie pielęgnowaliśmy tak bardzo polskiej kultury. Prababcia była bardzo młoda, gdy przybyła do Argentyny. Tu założyła swoją rodzinę i nie mieliśmy okazji bardziej dbać o polską kulturę. Dobrze jednak znam historię tego kraju.
To wszystko niesamowicie się ze sobą połączyło. Trafiłeś do polskiego klubu, zacząłeś też bardziej poznawać rodzinną przeszłość i zaledwie po kilku rozegranych meczach dołączyłeś także do naszej reprezentacji! To było dla ciebie spore zaskoczenie, że tak szybko udało się tobie zadebiutować?
To było dla mnie zupełną niespodzianką i spełnieniem marzeń. Nigdy nie myślałem nad dołączeniem do reprezentacji, kiedy tu przybyłem ze względu na poziom trudności tego wyzwania. Zawsze wybierałem sobie cele w swoim zasięgu, do których dążyłem krok po kroku. Kiedy przybyłem do Polski, część zawodników Wiary Lecha z przeszłością w reprezentacji Polski w futsalu poinformowała mnie, że rozmawiali z ważnymi osobami w reprezentacji mówiąc im, że mają w swoich szeregach pewnego Argentyńczyka z polskim paszportem. Starałem się zbytnio o tym nie myśleć, by nie nakładać na siebie presji, ale kiedy w końcu otrzymałem powołanie, to był jeden z najlepszych dni mojego życia. Powołanie było oznaką szacunku.
Doceniają ciebie w reprezentacji, a w samym klubie odgrywasz jedną z ważniejszych ról. Jakie są twoje plany wobec Wiary Lecha w kontekście przyszłości? Traktujesz pobyt tutaj wyłącznie jako nowe doświadczenie czy może czujesz, że chciałbyś pozostać tutaj na dłużej?
Dobre pytanie. Moi przyjaciele i członkowie rodziny zapytali mnie o to samo, ale zawsze odpowiadam, że to nie jest wyłącznie moja decyzja. Ktoś mnie jednak chce w tym miejscu, w którym jestem teraz. Może to być trener albo prezes. Mogę teraz powiedzieć, że chcę tu zostać i za dwa lata stwierdzić tak samo, ale równocześnie jakaś osoba decyzjna może stwierdzić inaczej. Na ten moment czuję się tu bardzo komfortowo, mogę mówić tylko dobrze o tym projekcie i o wsparciu władz klubu, jakie tutaj mam. Chciałbym pozostać na dłużej we Wiarze Lecha szczególnie, jeśli awansujemy do Ekstraklasy, lecz nie wiem, co przyniesie przyszłość. Mam kontrakt do końca maja następnego roku i zobaczymy, co się wydarzy później.
Życie za granicą na zupełnie innym kontynencie z dala od rodziny jest dla ciebie szczególnie trudne?
Nie jest łatwo w szczególności na początku, ale to moja decyzja. Nie jestem tutaj z powodu zobowiązań, lecz dlatego, że chcę tutaj być. Kiedy jesteś w miejscu, w którym chcesz być, wszystko staje się prostsze. Czasem bardzo brakuje mi mojej rodziny, przyjaciół czy nawet argentyńskiej kultury, ale czuję się tutaj komfortowo. Klub bardzo mi pomógł, dając mi chociażby mieszkanie.
Różne postacie w drużynie, wspólny cel. "Najważniejsza dla nas jest gra dla herbu"
Przybyłeś do niemalże zupełnie nowej drużyny z innego kraju. Lepiej znałeś w niej tylko Uriela Cepedę. Skład względem poprzedniego sezonu zmienił się praktycznie w połowie i zdecydowana większość z was musiała zbudować relacje praktycznie od zera. Łatwo było się tobie wkomponować do zespołu i zbudować zgranie na parkiecie w takiej sytuacji?Gram w futsal od trzeciego roku życia, a profesjonalnie robię to od ośmiu lub dziewięciu lat. Dla mnie takie zmiany nie są niczym dziwnym czy też nowym. Lubię nabierać doświadczeń i uczyć się czegoś nowego. Mam oczywiście wokół siebie zawodników z Ameryki Południowej przez co aklimatyzacja przebiega sprawniej, ale przebywając wokół Polaków oraz Węgrów poznaję nowe kultury, inne sposoby życia, historie czy języki. Czuję się bardzo szczęśliwy w drużynie i jestem bardzo wdzięczny za to, co mogę przeżywać.
W waszej drużynie jest dużo mocnych charakterów. Wśród bramkarzy można wyróżnić chociażby Łukasza Błaszczyka - legendę polskiego futsalu. W polu gra Dominik Solecki, Daniel Ozuna czy Uriel Cepeda, który w zeszłym sezonie był największą gwiazdą ligi. Mieliście problemy z dopasowaniem roli przywódcy albo lidera?
Jesteśmy przede wszystkim zespołem. Sezon jest długi i w poszczególnych meczach każdy z nas może okazać się decydujący. Każdy musi być na to gotowy. Nie wierzę w statusy gwiazd i to że one dźwigają większy ciężar odpowiedzialności niż reszta zespołu. Każdy z nas musi być gotowy na to, by w pewnym momencie przejąć na siebie presję. Nie ma u nas problemów z przywództwem, bo wszyscy wiemy, że najważniejsza jest gra dla herbu.
Najlepszy kontakt w drużynie masz pewnie z Danim Ozuną i Urielem Cepedą?
Tak, mieszkamy wspólnie, więc jesteśmy najbliżej siebie. Również ze względu na to, że mówimy w tym samym języku i wywodzimy się z tej samej kultury. Tak jak mówiłem, grałem wcześniej z "Urim" w Pinocho, natomiast z Danim Ozuną rywalizowałem wielokrotnie w lidze argentyńskiej. Jeszcze w marcu graliśmy przeciwko sobie i zremisowaliśmy wtedy 5:5. Grałem dla Newell's a on dla Independiente. Moja drużyna przegrywała w pewnym momencie 1:4, ale potem na ostatnie 2-3 minuty przed końcem udało nam się wyrównać.
To trochę zabawne, jak ze sobą wytrzymujecie skoro kibicujesz Newell's Old Boys, a oni są za Boca Juniors.
Myślę, że mogę to powiedzieć: oni nie wspierają swoich klubów tak jak ja. Kocham swój klub w Argentynie bardziej niż oni swoje (śmiech).
Co stoi za piorunującym początkiem sezonu Wiary Lecha? "Przygotowanie fizyczne jest bardzo ważne"
Kiedy rozmawiałem z kilkoma zawodnikami na początku sezonu 1. ligi po okresie przygotowawczym, mówili mi, że był to najcięższy czas treningów, jaki przechodzili w swoich karierach pod względem fizycznym. Miałeś podobne odczucia, co do ciężaru pracy?Miewałem trudne okresy przygotowawcze przed sezonem w poprzednich latach, ale zgadzam się z tym, że w tym roku były to intensywne przygotowania. Wychodziliśmy z założenia, że mamy przed sobą 22 finały... 22 bitwy. Zobaczymy na koniec roku, czy nasza praca przyniesie zakładane efekty.
Prezentujecie bardzo ofensywny styl gry. Mocno koncentrujecie się na pressingu i w dużej mierze to dzięki niemu wygrywacie mecze, trzymając rywali na dystans od własnej bramki. Czy twoim zdaniem to właśnie to fenomenalne przygotowanie fizyczne jest bardziej decydujące w przypadku zwycięstw niż chociażby kwestie taktyczne?
Przygotowanie fizyczne jest bardzo ważne, ponieważ, jeśli nie jesteś dobrze dysponowany pod tym względem, mecze stają się wyjątkowo trudne. Pressing to też jest taktyka. Musisz umieć go stosować, bo jeśli zrobisz to w zły sposób wykreujesz przeciwnikom za dużo przestrzeni. Nie wiem, co moim zdaniem jest ważniejsze. To trochę jak wybór między tym kogo kochasz bardziej: mamę czy tatę? Praca w pressingu to nie tylko bieganie, ale też umiejętność ustawiania się we właściwy sposób.
Nowy trener Orlando Duarte jest bardzo wymagający pod tym względem. Przy linii natychmiast reaguje na każde nawet najmniejsze odstępstwo od jego planu. Jest pod tym względem bardzo rygorystyczny. Jak tobie się pracuje z tym szkoleniowcem?
Trener Duarte ma dużo doświadczenia i ogromną wiedzę. Staram się chłonąć jak gąbka wszystko, co mi przekazuje. Jestem pewien, że jeśli w meczach będę zapamiętywał i stosował wszystko to, co mówi mi na treningach, będę jeszcze lepszy na parkiecie i w życiu. Przywiązuję dużą wagę do jego słów, bo wiem, że chce jak najlepiej dla naszej drużyny.
To też specyficzny trener. Ma wiele tytułów mistrzowskich, cieszy się uznaniem, posiada ogromną wiedzę, lecz często na was krzyczy, bardzo intensywnie pracuje przy linii i jest bardzo ekspresyjny. Spotkałeś się wcześniej z tak żywiołowym szkoleniowcem? Jak na ciebie to oddziaływuje?
Trener Duarte ma w sobie ogromną pasję. On żyje naszymi meczami jakby był jednym z zawodników. Nie mam żadnych problemów z jego zachowaniem przy linii. Jest po prostu szefem. Być może dla fanów jest to dość duże zaskoczenie, kiedy tak krzyczy na zawodników z pewnymi sukcesami w swoich karierach, ale dla mnie to naturalne. On jest szefem.
W waszej szatni jest mimo wszystko miejsce na dialog i na rozmowy, czy raczej wyłącznie wykonujecie jego polecenia?
Bardzo często z nim rozmawiam. Zarówno o taktyce, ale też o życiu. Przez pierwszy miesiąc w Polsce byłem blisko niego do momentu, kiedy nie wprowadziłem się do swojego mieszkania. To szef, ale mogłem z nim przeprowadzać ważne rozmowy. Szczególnie kiedy towarzyszyły mi chwile zwątpienia. Mamy dobrą relację.
Twój styl gry odkąd grasz we Wiarze Lecha u trenera Duarte ewoluował? Coś w szczególności się zmieniło?
Mocno pracuje nad swoją siłą ze względu na to, że jest to bardzo kontaktowy sport. Muszę być dobrze zbudowany, aby nawiązywać równą walkę fizyczną na nowej pozycji, na której teraz zazwyczaj gram. Często rywalizuje z wieloma wysokimi pivotami. Jestem jednak żołnierzem - jeśli trener chce, żebym zagrał na bramce, dam z siebie wszystko tam, gdzie mnie widzi. W futsalu musisz umieć się odnajdywać na każdej pozycji. Jeśli trener czegoś od ciebie wymaga, to znaczy, że jego zdaniem jest to sposób na zwycięstwo. Każdy trening, każdy sposób przygotowania do meczu jest dla mnie jak bitwa.
Jakie trudności przysłaniają marzenia o Ekstraklasie? "To nie jest sprint tylko maraton"
Minęło dopiero siedem kolejek w 1. lidze, ale czy czujesz, że już teraz, w swojej najlepszej dyspozycji jesteście gotowi na Ekstraklasę?Przekonamy się o tym w maju. Niezależnie od tego, czy teraz powiem, że tacy jesteśmy bądź nie, koniec końców prawdę poznamy po ostatnim meczu sezonu. Myślę, że stać nas na to, by wejść do Ekstraklasy, ale musimy to udowodnić poprzez zwycięstwa. Mamy mocno obsadzone pozycje, na których grają świetni zawodnicy, ale bez demonstracji naszej siły na parkiecie to nie ma znaczenia.
W tym sezonie jeszcze nie przegraliście meczu i jesteście liderem w swojej grupie, ale zauważyłem pewien wyraźny mankament w waszej grze. Zbyt łatwo tracicie gole. Nie wiem czy masz podobną obserwację.
Tak, zdecydowanie jest tego za dużo. Musimy koniecznie to naprawić, ponieważ mamy mnóstwo sytuacji bramkowych, a rywalom wystarcza kilka z nich. Tak było przeciwko Lęborkowi - mieliśmy 25 okazji na zdobycie gola, oni może z pięć. Pamiętasz jakim wynikiem zakończył się mecz? Było 2:2. Musimy koniecznie to poprawić, ale jeszcze nie wiemy jak dokładnie.
Wszyscy widzimy w jakich warunkach przygotowujecie się do awansu. Klub poszedł all-in z transferami, macie trenera, który każdy kolejny mecz traktuje jak bitwę o wszystko, kibice też są spragnieni sukcesu. Ta presja jest bardzo duża. Jak to na ciebie wpływa?
Lubię presję, ponieważ wtedy czujesz, że sprawa, o którą walczysz jest warta wysiłku. Nikt nie nakłada na ciebie presji z byle powodu. Nakładamy ją na siebie, ponieważ wiemy, że stać nas na coś. Gdyby było inaczej, to nie byłoby tematu. Z pozoru wydaje się, że jest to problem, ale można to przekuć na swoją korzyść.
A co z radością z gry w futsal? Potrafisz ją odnajdywać przy tych wielkich oczekiwaniach i w sytuacji, gdzie każdy mecz jest dla ciebie i twoich partnerów jak wojna?
Tu nie chodzi o moje szczęście czy komfort gry. W meczu staram się całkowicie zmieniać swoje podejście. Koncentruje się wyłącznie na zwycięstwie, a reszta nie ma znaczenia. Mamy być żołnierzami, mamy walczyć i mamy wygrać. Mimo wszystko staram się zawsze wypośrodkować swój poziom satysfakcji w meczu pomiędzy szczęściem, a presją. Po jednym z pierwszych spotkań powiedziałem tobie, że do wszystkiego musimy dojść krok po kroku. To nie jest sprint tylko maraton, a każde spotkanie jest warte tyle samo - trzy punkty. Niezależnie od tego z kim gramy.
Zawsze w taki sposób postrzegałeś rywalizacje w rozgrywkach futsalowych?
Pięć lub sześć lat temu miałem problem z odnajdywaniem szczęścia, grając w futsal. Teraz jestem starszy i nauczyłem się czerpać radość z gry. Trzymam balans pomiędzy swoimi uczuciami po zwycięstwach i porażkach - zachowuje się tak samo. Kiedyś wygrane były dla mnie najpiękniejszymi momentami życia, a porażki najgorszymi. Teraz, gdy mecz się kończy wiem, że już go nie zmienię. Gdy zagram bardzo źle, robię wszystko, co mogę, by wyciągnąć wnioski i śpię spokojnie. Dawniej tak nie było: nie mogłem spać, nie mogłem przeboleć swoich porażek i nienawidziłem wtedy całego świata.
Komentarze (0)