Ostatnie mecze przeciwko GKS-owi nie pozwalały jednoznacznie stwierdzić, jakim wynikiem najprawdopodobniej zakończy się sobotnia rywalizacja. Starcie z 8 lutego przyniosło rywalom wysokie zwycięstwo 90:63, ale w pierwszym meczu rok temu Enea Basket zdołała pokonać tyszan 75:66 na własnym terenie.
Patrząc jednak na tabelę z poprzedniego sezonu, to drużyna GKS-u była w teorii faworytem tego starcia. Na koniec rozgrywek zajęli piąte miejsce dzięki czemu zagrali w play-offach. W dodatku prezentowali się bardzo solidnie w meczach domowych - wygrali aż 13 spotkań, przegrywając zaledwie cztery razy. Enea wyglądała pod tym względem gorzej, ale wraz z odnowioną kadrą i obiecującym okresem przygotowawczym można było liczyć, że poznaniacy sprawią niespodziankę.
Problemy Enei Basket w ataku utrudniały równorzędną walkę
Pierwsze minuty meczu zwiastowały zaciętą rywalizację między dwiema ekipami. Żadna z drużyn nie potrafiła na dłużej zaznaczyć swojej przewagi w meczu, wymieniając się prowadzeniem. Koszykarze z Poznania podkreślali swoje atuty pod koszem, które pojawiły się wraz z udanym okienkiem transferowym. Świetnie ze swoich obowiązków wywiązywał się Andrzej Krajewski, a swoimi rzutami trzypunktowymi wspierał go Konrad Rosiński.Wysiłki obu panów nie wystarczyły do objęcia prowadzenia, ale wynik 21:18 dla gospodarzy na koniec pierwszej kwarty pokazywał, że Enea Basket nie odstawała poziomem od przeciwników. Trener Kloziński mógł jedynie narzekać na formę liderów w ofensywie - James Washington III miał duży problem z celnością, a drużynie nie pomagał też brak dogodnych okazji rzutowych dla Michała Samsonowicza. Enea mocno potrzebowała ich do tego, by móc bardziej się rozkręcić w ataku.
W drugiej kwarcie przyjezdni kontynuowali swoją aktywną grę pod koszem, a Andrzej Krajewski nadal dwoił się i troił, by wypracowywać dla swojej nowej drużyny jak najkorzystniejszy wynik. Jego koledzy nie potrafili mu jednak dorównać regularnością w ofensywie. Choć ich gra przy zbiórkach prezentowała się przyzwoicie, rzuty nie pozwalały na to, by utrzymywać się blisko rywali.
Przewagą GKS-u była na pewno skuteczność przy wykonywanych lay-upach i rzutach osobistych, których mieli całkiem sporo. To z pewnością odróżniało koszykarzy gospodarzy od Enei Basket. Nie można zaprzeczyć, że Michał Samsonowicz i Patryk Stankowski również wykorzystywali swoje rzuty, ale w ostatecznym rozrachunku było ich za mało, by wspomóc skutecznie zespół. Niewielka przewaga z pierwszej kwarty urosła do ośmiopunktowej różnicy przed przerwą przy wyniku 40:32 dla gospodarzy.
Przebudzenie poznaniaków w końcówce nie uratowało wyniku
Po wznowieniu gry Enea Basket jakby wreszcie się przebudziła i skoncentrowała na właściwym wykorzystywaniu swoich sytuacji. W ten sposób błyskawicznie nadrobiono straty do GKS-u. Za trzy punkty wreszcie trafił Washington III, ale i ponownie Konrad Rosiński. To właśnie za pomocą rzutów z dystansu podopieczni trenera Klozińskiego dogonili gospodarzy. Niestety nadgarstki rzucających Enei znów się rozregulowały i w końcówce trzeciej kwarty tyszanie odwdzięczyli się rywalom rzutami z wysoku oraz udanym akcjami pod koszem.Na ostatnie dziesięć minut meczu poznaniacy wychodzili z największą jak dotychczas różnicą punktową między kwartami wynoszącą 10 oczek. Początek ostatniej części meczu pokazywał, że oba zespoły mają niezwykle dobrze predysponowane defensywy, które uniemożliwiały zdobycie łatwych punktów. Wydawało się, że mecz będzie raczej z góry rozstrzygnięty, ale Enea Basket niespodziewanie dostała wiatru w żagle i wreszcie wzięła się w garść w ofensywie.
Punkty zaczęły regularnie wpadać szczególnie po rzutach wolnych, z których zaczął korzystać James Washington III. To w dużej mierze one ratowały jego rozczarowującą skuteczność w trakcie spotkania. Na 40 sekund przed końcem Enea Basket zbiła różnicę oczek do dwóch przy wyniku 75:77. Chwilę później decydujący rzut za trzy na remis miał Patryk Stankowski, ale przestrzelił, co zamknęło Enei drogę do zwycięstwa w sobotnim meczu.
- Myślę, że dość miękko weszliśmy w to spotkanie i przez trzy kwarty byliśmy o tempo spóźnieni, o krok za przeciwnikiem. Troszkę przyspieszyliśmy w czwartej odsłonie meczu, natomiast to nie wystarczyło. Udało się wrócić na dwa punkty, ale nie byliśmy w stanie wygrać całego spotkania - mówił dla klubowych mediów trener Enei Basket, Marcin Kloziński.
Problemy liderów zadecydowały o przegranej?
Enea Basket musi koniecznie poprawić swoją skuteczność, jeśli chce mieć szansę na zwycięstwo w pierwszym meczu przed własną publicznością.Gra w defensywie funkcjonowała poprawnie na tyle, na ile mogła, ale brak możliwości stwarzania większego zagrożenia pod koszem przeciwników poważnie dał się we znaki poznaniakom.Zespół potrzebuje także większego wpływu swoich liderów na grę. Michał Samsonowicz i James Washington III byli bardzo ograniczeni w meczu z GKS-em Tychy. W szczególności widać to było po statystykach - reprezentant Polski trafił jeden rzut dwupunktowy z trzech i jedną trójkę z sześciu, natomiast Amerykanin miał zaledwie trzy celne rzuty z 10 prób. Jego skuteczność zza łuku wynosiła natomiast 2/5.
- Graliśmy na trudnym terenie i czuliśmy, że wygrana jest cały czas w naszym zasięgu. Tym bardziej jesteśmy źli, że nie udało się przełamać przeciwnika, objąć prowadzenia i wygrać meczu. Teraz zamierzamy przekuć tę złość w kolejne spotkanie i wygrać przed własną publicznością - przekonywał po spotkaniu Michał Samsonowicz.
GKS Tychy - Enea Basket 81:75 (21:18, 19:14, 20:17, 21:26)
GKS: Dziemba (5 punktów, 2 zbiórki), Bożenko (4 punkty, 1 asysta), Śnieg (0 punktów, 3 zbiórki, 6 asyst), Kuczawski (4 punkty, 3 asysty), Heliński (2 punkty, 1 zbiórka), Kiwilsza (15 punktów, 11 zbiórek, 2 asysty), Lis (11 punktów, 5 zbiórek, 1 asysta), Walski (7 punktów, 2 zbiórki), Dawdo (12 punktów, 7 zbiórek, 2 asysty), Szczypiński (11 punktów, 2 zbiórki).
Enea: Barnes (3 punkty, 3 zbiórki), A. Krajewski (13 punktów, 12 zbiórek, 4 asysty), Samsonowicz (6 punktów, 4 zbiórki, 1 asysta), Nowicki (6 punktów, 4 zbiórki, 1 asysta), Rosiński (21 punktów, 9 zbiórek), Dydak (1 zbiórka), James Washington III (17 punktów, 1 zbiórka, 6 asyst), Stankowski (4 punkty, 3 zbiórki, 3 asysty), Stopierzyński (5 punktów, 3 zbiórki).
Komentarze (0)