Enea Basket Poznań szukała przełamania po dwóch meczach bez zwycięstwa z Treflem Sopot i Miastem Szkła Krosno. Mecz przeciwko Sokołowi Łańcut mógł posłużyć jako idealny moment na powrót do wygrywania przed decycydującą fazą rozgrywek, która zbliżała się wielkimi krokami. Enea Basket wciąż jednak miała problemy z kontuzjami, które skutecznie hamowały potencjał drużyny. Od paru tygodni Przemysław Szurek nie miał okazji trenować dziesięciu zawodników, co tylko podkreślało problemy w klubie.
Enea miała jednak cień szansy na zwycięstwo, bowiem Sokół Łańcut niedawno zanotował serię trzech meczów bez zwycięstwa. Została ona przerwana dopiero zeszłotygodniowym starciem z MKKS-em Żak Koszalin. Ponadto na obcym terenie bilans Muszynianki wynosił 7 porażek i 7 zwycięstw.
Miłe złego początki przy Drodze Dębińskiej
Enea Basket weszła w mecz z Sokołem Łańcut prawie tak dobrze, jak w starciu z Miastem Szkła Krosno. Już po trzech minutach gospodarze prowadzili aż 11:2, ale ten wynik nie utrzymał się długo. Do akcji w zespole gości wkroczyli Filip Struski i Jakub Stupnicki pchając swój zespół do odrabiania strat. To za sprawą trójki tego drugiego Sokół objął pierwsze prowadzenie w sobotnim spotkaniu i ostatecznie zakończył pierwszą kwartę na pole position pomimo celnych rzutów zza łuku Piotra Wielocha i Mikołaja Stopierzyńskiego.Druga część spotkania była testem na skuteczność obu drużyn z lini rzutów wolnych. Praktycznie, co akcję któryś z zawodników był zmuszony do punktowania z osobistych. Enea Basket przedzierała się jak tylko mogła, zaskakując swoich rywali lay-up'ami, ale to nie wystarczało do objęcia prowadzenia. Okazji do oddawania osobistych przez koszykarzy Sokoła było zdecydowanie za dużo, a i również wykorzystywali oni swoje okazje z gry karcąc Eneę Basket szczególnie zza łuku.
Pierwsza połowa sobotniego spotkania skończyła się mimo wszystko niewielką stratą poznaniaków do drużyny gości. Wynik 40:48 dawał nadzieję Enei na to, że wszystko się jeszcze może zmienić.
Show-time Sokoła Łańcut
Enea Basket Poznań robiła, co w jej mocy, żeby doprowadzić do remisu po przerwie. Piotr Wieloch znów wziął na siebie ciężar odpowiedzialności w punktowaniu, ale na niewiele się to zdało. Sokół Łańcut rósł w oczach, a najlepszym tego przykładem była coraz to skuteczniejsza ofensywa prowadzona przez Faye i Małgorzaciaka, którzy śmiało poczynali sobie na parkiecie. Stanowili oni duet prawieże nie do powstrzymania w trzeciej kwarcie, zdobywając wspólnie aż 21 oczek dla swojej ekipy.Podopieczni trenera Przemysława Szurka próbowali gonić swoich przeciwników, ale to na niewiele się zdało. Rzuty Kacpra Mąkowskiego i Patryka Stankowskiego pojawiały się zbyt rzadko, żeby realnie pozwolić ich drużynie na postrzymanie rozpędzonego Sokoła Łańcut. Niewielka przewaga przewaga punktowa gości z końca drugiej kwarty, po kolejnych dziesięciu minutach gry narosła aż do 15 oczek. Sokół bawił się na parkiecie, a Enei Basket znów zdawało się brakować paliwa w baku.
Na czwartą kwartę gospodarze wychodzili jakby pogodzeni ze swoim losem. Czerwonka i Kowalczyk wyręczyli Faye i Małgorzaciaka w punktowaniu niemal do spółki prowadząc ekipę Sokoła do zwycięstwa. Tymczasem Enea Basket realnie nie potrafiła przeciwstawić się sile ofensywy swoich rywali. Faza ataku poznaniaków pozostawiała wiele do życzenia, a najlepszym tego przykładem był fakt iż przez cztery minuty gospodarze nie potrafili odnotować nawet jednego celnego rzutu.
Sokół Łańcut punktował jak na zawołanie i bez większych problemów penetrował linie obrony rywali. Częste rzuty wolne i nieprzeciętna skuteczność zza łuku pogrążyły Eneę Basket, a końcowy wynik wyniósł 77:105. Była to rekordowa porażka, która stanowiła też ewidentny dowód na to, jak słabo zaprezentowała się drużyna z Poznania w obu fazach gry.
- Byliśmy dzisiaj ewidentnie gorsi i jest nam z tego powodu bardzo ciężko. Fizycznie wyglądaliśmy źle, Łańcut trafiał, a my mieliśmy znowu problemy przy "switchach" i przy egzekucji. Przede wszystkim mieliśmy kłopoty w obronie w walce o bezpańskie piłki i przy zbiórce. Dostaliśmy po prostu porządnie w papę - mówił rozgoryczony Mikołaj Stopierzyński.
Koniec marzeń?
Enea Basket Poznań zaliczyła pierwszą poważną wpadkę w bezpośredniej walce o fazę play-off. Jej konkurent o awans rozbił ją na własnym terenie spektakularną różnicą punktów. Podopieczni trenera Szurka zostali zrzuceni na 10. lokatę i będą musieli powalczyć o powrót do fazy play-off jak najszybciej, o czym więcej mówił szkoleniowiec Enei.
- Gratuluję przeciwnikom, bo zagrali chyba najlepszy mecz sezonu. Bawili się, grając w koszykówkę tak, że aż bolało. Spróbujemy się podnieść jak najszybciej. Wiemy już od paru tygodni, że nasza sytuacja nie jest łatwa i prosta, ale nie chcemy szukać wymówek. Musimy się zebrać razem i grać w tych ostatnich kolejkach najlepiej jak potrafimy - powiedział Przemysław Szurek.
O kolejne zwycięstwo będzie jednak jeszcze trudniej, bo Enei przyjdzie się zmierzyć z 6. w tabeli Decką Pelplin. Spotkanie to odbędzie się w następną sobotę, 15 marca o godzinie 20:00 w hali AWF-u przy Drodze Dębińskiej.
Enea Basket Poznań vs Muszynianka Sokół Łańcut 77:105 (21:24, 19:24, 22:29, 15:28)
Enea Basket Poznań: Patryk Stankowski (12 pkt, 1 zbiórka, 2 asysty), Wojciech Fraś (6 pkt, 8 zbiórek), Michał Samsonowicz (12 pkt), Mikołaj Stopierzyński (11 pkt, 1 zbiórka, 2 asysty), Konrad Rosiński (5 pkt, 5 zbiórek, 3 asysty), Piotr Wieloch (10 pkt, 1 zbiórka, 3 asysty), Kacper Mąkowski (10 pkt, 3 zbiórka)Muszynianka Sokół Łańcut: Filip Małgorzaciak (25 pkt, 3 zbiórki, 6 asyst), Mateusz Bręk (6 pkt, 4 zbiórki, 5 asyst), Filip Struski (8 pkt, 4 zbiórki), Biram Faye (20 pkt, 9 zbiórki, 2 asysty), Jakub Stupnicki (9 pkt, 1 zbiórka, 4 asysty), Patryk Kędel (12 pkt, 4 zbiórki, 1 asysta), Bartosz Czerwonka (11 pkt, 1 asysta)
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.