reklama

Kluczowa zawodniczka Lecha Poznań UAM o swojej dotychczasowej karierze. "Naprawdę mam duży sentyment do Pogoni"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Przemysław Szyszka

Kluczowa zawodniczka Lecha Poznań UAM o swojej dotychczasowej karierze.  "Naprawdę mam duży sentyment do Pogoni" - Zdjęcie główne

Wzrost jakości w defensywie po przyjściu Jagody Sapor widać gołym okiem nie tylko w statystykach. Nowa bramkarka jest niewątpliwym współautorem sukcesu Kolejorza. | foto Przemysław Szyszka

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Piłka nożnaLetnie okno transferowe przyniosło kluczowe wzmocnienie dla Lecha Poznań UAM w postaci Jagody Sapor, której obecność znacząco przyczyniła się do zakończenia rundy jesiennej na wysokim, drugim miejscu w Orlen I Lidze Kobiet. Okres przerwy między rundami stworzył idealną okazję, aby spotkać się z uznaną zawodniczką i porozmawiać zarówno o jej wrażeniach z gry w Kolejorzu, jak i o całym przebiegu jej sportowej kariery.
reklama

Jagoda Sapor, która występuje na pozycji bramkarza, dołączyła do Lecha Poznań UAM jako świeżo upieczona mistrzyni Polski z Pogonią Szczecin. Jej transfer był swego rodzaju powrotem do domu - Sapor urodziła się w Poznaniu i mieszkała w Opalenicy. Do tej pory pod jej pieczą Lech Poznań UAM przegrał tylko jedno spotkanie i stał się najlepiej broniącą drużyną w Orlen 1. lidze - na równi z UJ-em Kraków. W 11 spotkaniach lechitki straciły zaledwie pięć bramek.

reklama

"Kluczem jest postrzeganie pomyłek jako lekcji, a nie czegoś, co definiuje nas jako ludzi."

Od samego początku swojej piłkarskiej przygody marzyłaś o pozycji bramkarki, czy może zaczynałaś jako zawodniczka z pola?

Nie, nigdy nie grałam regularnie w polu. Był jednak moment w szóstej klasie podstawówki, kiedy stwierdziłam, że spróbuję czegoś innego. Chciałam pobiegać po boisku, sprawdzić, jak to jest. Wtedy trafiłam na środek obrony. Uwielbiałam wślizgi, to dawało mi największą frajdę. Mimo to ten eksperyment trwał krótko. Szybko wróciłam na bramkę, bo tam czułam się najlepiej.

Co sprawiło, że wybrałaś bramkę? Bycie środkową obrończynią wydawało się pasować do twojej dynamiki, a mimo to postawiłaś na rolę bramkarki – często niedocenianą i obarczoną ogromną presją.

reklama

Zawsze lubiłam wyzwania. Oczywiście, gra w obronie sprawiała mi radość – starcia fizyczne, dyrygowanie innymi zawodnikami, wślizgi. Ale w roli bramkarki czułam coś więcej. Stawanie między słupkami dawało mi ogromną satysfakcję, zwłaszcza gdy mogłam obronić coś fajnego. Uwielbiałam wyjść poza schematy, rzucić się głową czy ciałem tam, gdzie inni, by się wahali wstawić stopę. To była i dalej jest dla mnie prawdziwa frajda i taki wyraz mojej indywidualności na tej pozycji, która jak sam wspomniałeś do najłatwiejszych nie należy.

Pozycja bramkarza wymaga ogromnej pewności siebie. Czy twoim zdaniem to kluczowy czynnik w tej roli, czy może liczy się coś więcej?

Pewność siebie jest ważna, ale nie definiuje całości. Bramkarstwo to suma wielu elementów – techniki, odwagi, mądrości taktycznej czy odporności psychicznej. Nie chciałabym spłaszczać tak istotnej pozycji do tylko jednego aspektu. Staram się tego uczyć także moje zawodniczki w CLJ i akademii „Sparks”. Ważne, by nie bały się popełniać błędów i potrafiły zdystansować się od negatywnych komentarzy. Kluczem jest tutaj postrzeganie pomyłek jako lekcji, a nie czegoś, co definiuje nas jako ludzi. Bycie bramkarką testuje nas niesamowicie na polu emocjonalnym. Znajomość swoich mocnych stron, jak i ogólnego poczucie własnej wartości jest tutaj bardzo istotne.

reklama

Słodko-gorzki czas w Pogoni. Mistrzostwo i ławka rezerwowych

Przejście do Pogoni Szczecin było dla ciebie ważnym krokiem. Jak wspominasz ten okres?

Przenosiny do Pogoni były dla mnie dużą zmianą. Wcześniej grałam w Medyku Konin i studiowałam w Wałbrzychu. Wiedziałam jednak, że mój czas tam dobiega końca, więc zaczęłam szukać nowych wyzwań. Skontaktowałam się z Weroniką Szymaszek, a ona przekazała informację dalej. Rozmowy szybko nabrały tempa. Pogoń to bez dwóch zdań duża marka, co na pewno wzbudzało ekscytację, ale nie obawy. Czułam się gotowa na rywalizację z zawodniczkami pokroju Natalii Radkiewicz, czy jak się później okazało również Ani Palińskiej. To była fantastyczna grupa – mówiło się, że mamy trzy najlepsze bramkarki w Polsce. Ta opinia dodawała nam skrzydeł i utwierdzała w przekonaniu, że jesteśmy w wyjątkowym miejscu.

reklama

Twój pierwszy rok w Pogoni był jednak pełen wyzwań. Jak go podsumujesz?

Pierwszy rok w Pogoni był pełen wzlotów i upadków – jak to w piłce. Po Medyku potrzebowałam czasu na odbudowę psychiczną i aklimatyzację w nowym środowisku. Mój debiut był niespodziewany, a kolejne mecze pełne emocji. Pamiętam szczególnie jedno pucharowe spotkanie - półfinał z SMS-em Łódź, kiedy trener Robert Dymkowski długo zastanawiał się, którą z nas wystawić w pierwszym składzie. Ostatecznie zdecydował się postawić na mnie, co było dużym wyróżnieniem i takim małym wewnętrznym sukcesem. Czułam, że mam jego zaufanie, a to bardzo budowało.

Mimo dobrych wspomnień, twoja przygoda z Pogonią zakończyła się po dwóch latach. Jakie były tego przyczyny?

Czysto sportowe – chciałam grać, choć nie sądziłam, że mój czas w Pogoni tak szybko dobiegnie końca. Były obiecujące momenty, ale przydarzyły się też kontuzje. Jedna z nich wyeliminowała mnie tydzień przed rozpoczęciem nowego, jak się okazało - mistrzowskiego sezonu. Wtedy też do klubu dołączyła Ania Palińska, która jak już wskoczyła do bramki to spisywała się znakomicie. Cóż, taki urok tej pozycji - albo się gra albo nie. Mimo to, byłam dumna z drużyny i z tego co wspólnie osiągnęliśmy. Rozstaliśmy się w zgodzie i we wzajemnym szacunku do obu stron. Teraz otwieram nowy rozdział w Lechu i mam nadzieję, że to będzie miejsce, w którym zostanę na dłużej.

Czy Sapor zostanie na dłużej w Lechu? "Brak rywalizacji powoduje stagnację, a ja chcę się rozwijać."

Co musiałoby się wydarzyć, aby Lech stał się twoim klubem na lata?

Cenię profesjonalizm, kompetencje i zdrową rywalizację. Ważne jest dla mnie, by pracować z ludźmi przy których mogę się rozwijać, którzy mają pasję. Lech już mi pokazał, że ma ludzkie podejście do swoich zawodniczek. Klub jest autentyczny, gra w otwarte karty, ma swoją tożsamość. Od zawsze lubiłam być zaangażowana w duże i perspektywiczne projekty, a Lech od kilku lat sukcesywnie realizuje swój plan. Chcę mieć w tym swój udział i pomóc najlepiej jak potrafię.

Jak oceniasz współpracę z nowym trenerem bramkarek w Lechu?

Trener Marcin to świetny fachowiec. Udało mu się zmienić moje spojrzenie na niektóre aspekty gry, co wydawało mi się już niemożliwe. Jest nie tylko profesjonalistą, ale i  człowiekiem, który rozumie, że piłka to nie wszystko. Dba o nas jako o ludzi, potrafi słuchać i motywować. Jego zaangażowanie widać na każdym kroku, a nasze wyniki są tego najlepszym dowodem.

Po trudnym sezonie Lechitek, jak oceniasz obecną atmosferę w drużynie?

Wydaje mi się, że dziewczyny wiele się nauczyły z poprzednich doświadczeń. Widać w nich dużą pewność siebie i świadomość celu. Nie chcemy nakładać na siebie dodatkowej presji związanej z końcowym wynikiem. Runda rundzie nie równa. Nie ma co wybiegać w przyszłość, tak jak i nie ma sensu rozpamiętywać nadmiernie przeszłości. Staramy się w tym wszystkim zachować duży luz. Drużyna ma ogromny potencjał i liczę na to, że go wykorzystamy w pełni, aby na koniec móc się cieszyć z czegoś fajnego.

Czy twoje doświadczenie i przybycie do Lecha wpłynęły na hierarchię w drużynie?

Ciężko powiedzieć, nauczona doświadczeniem wiem, że dynamika grupy potrafi się zmieniać bardzo szybko, ale wiem też, że hierarchia w Lechu była ustalona, zanim dołączyłam do drużyny. Zdecydowanie chcę być ważną częścią zespołu i pomagać najlepiej jak mogę, zarówno na boisku, jak i poza nim.

Alicję Zając dotychczas znałaś z boiska, a teraz masz okazję poznać ją jako właśnie trenerkę. To dwie różne osoby?

Nie. Jest osobą autentyczną, nikogo nie udaje. Nie ważne, jaką pełni rolę jest w 100% sobą i to jest to, co mnie też kupiło. To jest człowiek, który potrafi spojrzeć na ciebie jako osobę, jako człowieka, a nie tylko produkt, czy zawodniczkę. Czuję od niej chęć pomocy w każdym aspekcie.

A jakie ma podejście względem ciebie? Jaką rolę tobie przypisała, jakie cele przed tobą postawiła?

Moje przyjście do Lecha nie zmieniło planu na drużynę, który jak pokazują awanse, działa od lat. Trenerka przyszła do mnie i powiedziała, że cieszy się, że tu jestem i że przychodzę z dużą wiedzą i doświadczeniem. Powiedziała mi, że potrzebuje prawdziwej Jadzi, jaką zna. To było cenne i chcę się teraz za to wszystko odwdzięczać. Czasem mamy różne odbiory sytuacji boiskowych, ale zawsze możemy porozmawiać. Nawet proste wiadomości pokroju "fajnie, że jesteś" sprawiały, że komfortowo się czułam w jej drużynie.

Szalona pierwsza część sezonu. Lech Poznań UAM w obliczu zmian

Poprzedni sezon był wyjątkowo trudny dla lechitek: duża presja, wielkie oczekiwania, a momentami zderzenie z rzeczywistością. Jak oceniasz teraz atmosferę w szatni? Jest spokojniej, czy jednak wyczuwalne jest napięcie związane z realnym celem, jakim jest awans do Ekstraligi?

Jak wspomniałam wcześniej, myślę, że dziewczyny zyskały sporo doświadczenia i wyciągnęły ważne wnioski. Sama też mam za sobą takie lekcje, jak choćby w Pogoni, gdzie nauczyłam się, że cel, choć ważny, osiąga się stopniowo, mecz po meczu. Nie można popadać w euforię po jednym zwycięstwie, analizować w nieskończoność potknięć czy zastanawiać się nad chwilową przewagą. Kluczowe jest skupienie na sobie i rzetelne wykonywanie swojej pracy. Uważam, że dziewczyny dobrze przerobiły tę lekcję i są dziś mądrzejsze. Widać to na boisku – gra stała się płynniejsza, a wyniki się poprawiły. Wszelkie "pompowane baloniki" muszą zostać odcięte, bo jeśli damy się im porwać, to rzeczywistość szybko nas zweryfikuje. Chłodna głowa, skuteczność i pokora – to fundamenty, na których musimy budować naszą drogę do celu.

Trudno było Ci wejść do zespołu Lecha? Drużyna jest mocno zżyta, liderki wyłoniły się już dawno, a wiele zawodniczek zna trenerkę Zając od czasów juniorskich. Po emocjonalnych przeżyciach w Pogoni miałaś trudności z aklimatyzacją?

Wejście do nowego zespołu nigdy nie jest łatwe. To nie tak, że wchodzi się "gładko", bez wysiłku. Zawsze trzeba udowodnić swoją wartość na boisku. Myślę, że z każdym rozegranym meczem dziewczyny coraz bardziej mi ufały i przekonywały się do mnie jako zawodniczki. To prawda, że Lech to zespół zżyty, który wspólnie przeszedł różne etapy. Ja natomiast dołączyłam do nich na "ostatniej prostej" w walce o najwyższe cele. Ponadto przychodziłam z Pogoni, a część dziewczyn mocno kibicuje Lechowi. Musiałam więc pokazać, że nie jestem typową "Pogoniarą" i że Kolejorz też znajdzie miejsce w moim sercu (śmiech). Dziewczyny przyjęły mnie jednak świetnie. Czułam, że szanują moje doświadczenie i cieszą się, że jestem z nimi. Myślę, że ostatecznie przekonałam je do siebie podczas meczu z Medykiem, gdy obroniłam rzut karny. Zdjęcia, na których się cieszymy i tulimy po tej akcji, mówią same za siebie.

Hierarchia w drużynie wydawała się ustalona przed Twoim przyjściem, ale kontuzja Zuzanny Sawickiej mocno nią wstrząsnęła. Czy pod jej nieobecność Twoja rola jako jednej z najbardziej doświadczonych zawodniczek nabrała większego znaczenia? Przejęłaś jej obowiązki?

Tak jak mówiłam, dynamika grupy może się zmieniać bardzo szybko, szkoda jednak, że u nas to się wydarzyło w taki sposób. Sawi jest bardzo ważną postacią w naszej drużynie, a jej strata nie jest łatwa. Natomiast chcąc nie chcąc musimy sobie z tym poradzić. Mimo to  Zuza cały czas jest przy nas, odwiedza nas na treningach, jest na meczach. Zawsze coś podpowie, rzuci żartem, wesprze. W drugą stronę my jesteśmy dla niej, czekamy na jej powrót, służymy pomocą, a póki co staramy się wypełniać naszą robotę na boisku najlepiej jak możemy. Co do ról, pamiętam jak w jednym z wywiadów wspominała, że chciałaby, aby w drużynie pojawiły się nowe liderki. Myślę, że tak się dzieje. Klaudia Wojtkowiak, która przejęła opaskę kapitana pod jej nieobecność, jest świetnym przykładem. Ważnymi postaciami są też Maja Kuleczka, Ala Piechocka, Julia Przybył i każda kolejna zawodniczka, która reprezentuje barwy Lecha Poznań UAM.

Chciałbym też zapytać o Twoje relacje z Anią Laskowską. Do tej pory była niezastąpiona w bramce, ale po Twoim przyjściu musiała zasiąść na ławce. Jak układa się Wasza współpraca?

W każdej drużynie, w której byłam, starałam się budować zdrowe, oparte na wzajemnym szacunku relacje z innymi bramkarkami. Chcę, żeby było dużo uśmiechu, dobrej zabawy i fajnej atmosfery. Myślę, że z Anią udało się to osiągnąć. Staram się z nią rozmawiać, pytać, jak się czuje. Rozumiem, że dla niej to niełatwa sytuacja. Sama przeżyłam moment, gdy straciłam miejsce w składzie – to nigdy nie jest przyjemne, bo każda z nas trenuje po to, aby grać. Natomiast Ania jest niesamowita: zawsze przybije "piątkę", pożartuje, a na treningach daje z siebie wszystko. Bardzo szanuję jej podejście i sposób, w jaki radzi sobie z tą zmianą. To pokazuje jej profesjonalizm oraz to, jakim jest człowiekiem. Niezależnie od tego, czy jest na boisku czy nie, odgrywa ogromną rolę w tej całej układance.

Po meczach ze spadkowiczem z Ekstraligi, UJ-em, i pucharowym starciu z SMS-em Łódź, jak oceniasz poziom Ekstraligi w kontekście Lecha Poznań UAM? Czy te spotkania były wyjątkowo trudne, czy może typowe dla tej klasy rozgrywkowej?

Takie mecze są dla nas bardzo cenne i powinniśmy grać ich jak najwięcej. Starcia przeciwko silnym przeciwnikom pokazują, nad czym musimy jeszcze pracować. To proces, a choć czasem brakuje zwycięstw, nie tracimy wiary. Wiemy, dokąd zmierzamy, i z każdym dniem chcemy się rozwijać jako drużyna. Z UJ-em zagraliśmy jak równy z równym, co było bardzo budujące. SMS mocno nas naciskał, ale nie pokazaliśmy w tym meczu pełni naszych możliwości. Jestem przekonana, że dzięki mądrej pracy, determinacji i charakterowi, jaki ta drużyna ma - nasza gra się obroni.

Czy wśród swoich celów masz powołanie do reprezentacji Polski, czy raczej nie przywiązujesz do tego większej wagi?

Jeśli powołanie się pojawi, będę się cieszyć, ale nie jest to coś, na co się zafiksowałam. Oczywiście gra w kadrze to ogromny zaszczyt, chciałabym postawić tę symboliczną kropkę nad "i". Jeśli jednak to się nie wydarzy, nie uznam tego za porażkę. Być może po prostu nie pasowałam do danej filozofii czy momentu.

Gdyby Pogoń zaproponowała Ci powrót na Twoich warunkach, rozważyłabyś tę ofertę?

Szczerze.. trudne pytanie. Życie pisze różne scenariusze. Mam ogromny sentyment do Pogoni, szanuję ten klub i wspieram dziewczyny, oglądając ich mecze zarówno ligowe, jak i pucharowe. Cały czas jestem też z nimi w kontakcie. Jednak gdybym teraz odeszła to uważam, że byłby to brak profesjonalizmu. Lech wyciągnął do mnie pomocną dłoń w trudnym momencie. Zaufał mi i jestem za to bardzo wdzięczna. Dobrze się tu czuję, mamy wspólny cel, a więc pomimo tego, że sentyment jest duży, to myślę, że szacunek do ludzi oraz drużyny wygrałby i zostałabym w Lechu.

Prywatne życie bramkarki Kolejorza - "Każda chwila poza boiskiem działa na mnie regenerująco."

Jak wygląda Twoje życie poza boiskiem? Potrafisz znaleźć chwilę oddechu od piłki, czy to niemożliwe?

Znalezienie odskoczni zajęło mi trochę czasu. Od kiedy pamiętam, moje życie zawsze było intensywne i kręciło się wokół piłki. Kiedy jest jej za dużo bądź jakiś mecz mnie dotyka, pozwalam go sobie przeżyć tak, jak czuję, że potrzebuję. Czasami daje sobie upust poprzez grę w squasha, w paddle'a czy po prostu bieganie. Innym razem wystarczy mi  dobra książka, serial albo gra na pianinie. Zależy od sytuacji. Ponadto bardzo doceniam fakt, że mam świetnych ludzi wokół siebie i z nimi też mogę spędzić czas, a każda taka chwila poza boiskiem działa na mnie regenerująco.

Na sam koniec chciałbym ciebie zapytać o twoje tatuaże. Zwróciły moją uwagę ze względu na ciekawe wzory, które nie wydają się być przypadkowe.

Tatuaże zawsze mi się podobały i wszystkie jakie mam, mają swoją historię. W sumie mam trzy, a planuję kolejne. W skrócie. Pierwszy - koliber jest związany z mamą. Drugim jest mandala, która symbolizuje to, że moje czyny zawsze mają konsekwencje i wszystko, co robię, prędzej czy później do mnie wróci. Trzeci, to kobieta z plemienia indiańskiego z wilkiem na głowie i z pióropuszem. Indianie mieli bardzo głęboko zaszczepione wartości, którymi się kierowali w życiu. Wilk to zwierzę, które potrafi funkcjonować zarówno indywidualnie, jak i w stadzie. Kiedy się zgubi lub wataha zmieni lidera, to i tak odnajdzie swoją drogę, miejsce. Pióropusz symbolizuje orła i skrzydła, które pomimo tego, że bywają mniejsze lub większe zawsze będą go unosić.

Możesz uchylić rąbka tajemnicy, jaki dokładnie tatuaż planujesz?

Koncepcja jest, wzór się tworzy, ale na pewno będzie to coś związanego z moim znakiem zodiaku, pomieszane dodatkowo z motywami japońskimi. Zobaczymy.  

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Sportowy Poznań Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama