Po pierwsze stabilizacja
Lech Poznań doskonale zdaje sobie sprawę, że jego największym problemem nie był brak jakości, lecz brak ciągłości. Zespół potrafił grać bardzo dobrze, by chwilę później tracić rytm, intensywność i kontrolę nad meczem. Jednym z czynników, które realnie utrudniały osiągnięcie stabilizacji, okazały się zbyt daleko idące rotacje w składzie. Oczywistym jest to, że gra na trzech frontach naturalnie wymusza zmiany personalne, jednak problemem była ich skala. Momentami trener Niels Frederiksen decydował się na jednoczesną zmianę nawet dziewięciu piłkarzy.
W klubie jasno zdiagnozowano, gdzie przebiega granica. Rotacje są potrzebne, ale muszą być zdyscyplinowane. Optymalny model zakłada zmiany na poziomie 3-4 zawodników na mecz, maksymalnie 5-6 w wyjątkowych okolicznościach. Taki balans pozwala zachować ciągłość gry, nie rozbija automatyzmów, a jednocześnie chroni piłkarzy przed przeciążeniem. Kluczowa zasada jest prosta: nikt nie powinien rozgrywać więcej niż pięciu spotkań z rzędu.
Lech nie rezygnuje ze swojego DNA
Drugim istotnym wnioskiem pozostaje organizacja gry oraz kompaktowość zespołu. Lech nie zamierza rezygnować ze swojego DNA, choć pressing był stosowany na różnej wysokości i nie zawsze był skoordynowany. Jesienią problemem bywały zbyt duże odległości między formacjami, szczególnie po stracie piłki. W Ekstraklasie fazy przejściowe są bezlitosne, dlatego zimą trener Niels Frederiksen zamierza położyć duży nacisk na to, aby drużyna poruszała się jak jeden organizm i była gotowa do natychmiastowej reakcji - zarówno po odzyskaniu piłki, jak i w pressingu.
Wyraźna poprawa w defensywie
Równie istotna okazała się gra defensywna, zwłaszcza obrona własnego pola karnego. Od momentu zakończenia listopadowej przerwy reprezentacyjnej widoczny był wyraźny postęp w zaangażowaniu i odpowiedzialności zawodników. To efekt nie tylko pracy taktycznej, lecz także mentalnej. W Lechu postawiono na budowanie nawyków: nieodpuszczanie, wzajemne motywowanie się oraz pełną koncentrację w kluczowych momentach. Lechici zrozumieli, że mecze wygrywa się konsekwencją w „szesnastce”, a nie tylko i wyłącznie efektowną grą ofensywną.
Dobrym przykładem na potwierdzenie tych słów jest gra Luisa Palmy na własnej połowie. Honduranin od początku swojego pobytu w Lechu Poznań wykonał wyraźny postęp w grze obronnej.
Niepotrzebne czerwone kartki
Osobnym, lecz niezwykle ważnym wątkiem pozostaje zarządzanie emocjami. Jesień pokazała, jak kosztowne potrafią być kartki. Wiosną drużyna ma być dojrzalsza i bardziej odpowiedzialna, tak aby sytuacje skutkujące czerwonymi kartkami, tak jak w przypadkach Luisa Palmy, Timothy’ego Oumy czy Pablo Rodrígueza - po prostu się nie powtarzały.
Nie można również pominąć kontekstu kadrowego. Runda jesienna była naznaczona kontuzjami kluczowych zawodników, którzy w poprzednim sezonie stanowili o sile zespołu. Działacze Lecha nie są przekonani, czy inne kluby Ekstraklasy poradziłyby sobie równie dobrze z tak poważnymi osłabieniami. Z gry wypadli m.in. Patrik Walemark, Daniel Hakans, Ali Gholizadeh, a dodatkowo z klubem pożegnał się Afonso Sousa. Zespół reagował na bieżąco, uzupełniał braki i funkcjonował ponad pierwotne założenia.
Przed wylotem na obóz w ZEA sytuacja ma być ustabilizowana, a kadra zdecydowanie liczniejsza. Przypomnijmy - Daniel Hakans, Alex Douglas, Patrik Walemark, Anotnio Milić wedlug planu mają trenować z zespołem już na początku stycznia.
Komentarze (0)