- Pierwsze wybory i trudna decyzja
- Rodzina fundamentem rozwoju
- Wisła Kraków i zmiana pozycji
- "Zadzwonimy do Pana" - od nieudanych testów po kontrakt w Lechu
- Początki w Akademii Lecha: "Nie pokazałem, że warto było mnie ściągnąć"
- Trudny czas w rezerwach i przemiana mentalna
- Wysoka samoświadomość mimo młodego wieku
- Wejście do pierwszego zespołu Lecha i debiut w Ekstraklasie
- Król strzelców 3. ligi? "Mogę, a nie muszę"
- Cele Jakóbczyka: "Moim marzeniem jest zostać pierwszym napastnikiem Lecha Poznań"
- Plan na rundę wiosenną i rozmowa z Nielsem Frederiksenem
Pierwsze wybory i trudna decyzja
Kamil, jesteś bardzo młodym zawodnikiem, dopiero co skończyłeś 18 lat, a po rundzie jesiennej jesteś najlepszym strzelcem III ligi. Jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda z piłką nożną?Wbrew pozorom piłka nożna nie była moim pierwszym wyborem. Zaczynałem od gimnastyki sportowej. Rodzice mnie do tego namawiali – trenowała też siostra, byli znajomi w tym środowisku, więc wszystko wydawało się naturalne. Chodziłem do szkoły gimnastycznej w Krakowie, trenowałem bardzo intensywnie. Mniej więcej w trzeciej klasie podstawówki coś jednak zaczęło się zmieniać. Trener gimnastyki zaczął zauważać u mnie przykurcze. W gimnastyce elastyczność jest kluczowa - całe ciało musi być odpowiednio rozciągnięte, a u mnie problem dotyczył głównie nóg.
Przykurcze nie przeszkadzały Ci w piłce?
Nie. Były one związane właśnie z tym, że zacząłem regularnie grać w piłkę nożną, a w niej mięśnie pracują zupełnie inaczej niż w gimnastyce. Coraz bardziej ciągnęło mnie do piłki. Trenowałem ją w Wieliczce, ale to z kolei zaczęło się robić trudne logistycznie, bo szkoła i gimnastyka były w Krakowie. W pewnym momencie trzeba było podjąć decyzję: gimnastyka albo futbol. I wtedy serce wybrało. Piłka była tym, co naprawdę chciałem robić.
Rodzina fundamentem rozwoju
Od początku ogromną rolę odgrywał Twój tata.Tak, tata był zawsze przy mnie. Zawoził mnie na treningi, czekał, oglądał, analizował, dawał swoje recenzje. Zawsze był obecny. To dzięki niemu wszystko było poukładane. Ja mogłem po prostu trenować i grać.
A mama?
Mama również mocno mnie wspierała i łagodziła spory pomiędzy mną i tatą. Nie zawsze się zgadzałem z jego opiniami po meczach.
Wisła Kraków i zmiana pozycji
Co było dalej?Z Wieliczki trafiłem do Szkoły Futbolu Staniątki. Do dziś otrzymuję od nich wsparcie - Staniątki udostępniają mi swoje obiekty treningowe, gdy wracam do rodzinnej miejscowości, tak jak teraz na święta. Niemniej, to właśnie tam trenerzy zaczęli coraz częściej dawać mi szansę gry na wyższym poziomie i stawiać przede mną nowe wyzwania. Miałem wówczas około dziewięciu lat.
SFS współpracuje z Wisłą Kraków. I w ten sposób trafiłeś na testy do Wisły?
Tak. W wieku 11 lat pojechałem na testy do Wisły Kraków. Dostałem się, choć początki nie były łatwe. Nie byłem wtedy zawodnikiem, który się wyróżniał. Co więcej, trenerzy ustawiali mnie w obronie.
Domyślam się, że nie było to zgodne z Twoim wyobrażeniem…
Kompletnie nie. Od zawsze miałem ciąg na bramkę. Pamiętam jednak jeden turniej, gdy grałem na lewej obronie. Tata powiedział mi wtedy: „Idź do przodu i nie wracaj”. I to był moment przełomowy. Pokazałem wtedy to, co potrafię. Od tamtej pory trenerzy zaczęli przesuwać mnie coraz wyżej. Moim szkoleniowcem był wtedy Maciej Papież. To u niego zacząłem regularnie grać ofensywnie. Później odszedł on do Hutnika Kraków i to połączyło się bezpośrednio z moją dalszą historią.
Ile lat spędziłeś w Wiśle Kraków?
Trzy lata. Bardzo dobrze je wspominam. To był pierwszy klub, który nauczył mnie taktycznego myślenia o piłce, a nie takiego frywolnego grania. Później przyszła jednak trudna decyzja. Wisła wymagała uczęszczania do ich szkoły, a ja chodziłem do normalnej placówki w Wieliczce. Dojazdy zaczęły być problemem. Trzeba było zdecydować: albo szkoła sportowa Wisły, albo odejście z klubu.
Dlaczego nie zdecydowałeś się na szkołę sportową Wisły?
W tym samym czasie trener Papież odchodził do Hutnika Kraków i zaproponował mi przejście razem z nim, do starszego rocznika 2006.
Jak wyglądał ten etap?
Hutnik dał mi bardzo dużo. Dostałem ogromne możliwości rozwoju. Grałem ze starszymi zawodnikami, co było trudne, bo fizycznie nie byłem wtedy mocny. Mając 13–14 lat, nie byłem silny, nie byłem jakimś „wielkim kotem”, więc musiałem nadrabiać sprytem, inteligencją boiskową, ruchem.
I co było dalej?
Przez kontuzje w zespole, dostałem szansę także w roczniku 2005. Wykorzystałem ją u trenera Pawła Byrskiego. To był moment, w którym zacząłem regularnie jeździć na kadrę U-15. I właśnie tam zostałem zauważony przez Lecha Poznań, a konkretnie przez Bartosza Grzelaka.
"Zadzwonimy do Pana" - od nieudanych testów po kontrakt w Lechu
Jak wyglądał pierwszy kontakt z Lechem?Zadzwonił telefon i dostałem zaproszenie na kilkudniowe testy do Wronek, do rocznika U-15, prowadzonego przez trenerów Marcina Kardelę i Jędrzeja Łągiewkę. To był rocznik 2006.
Czyli znowu grałeś z starszymi od siebie. I jak wypadłeś na testach?
To były testy kilkudniowe we Wronkach. Potem dostałem informację, że mam pojawić się na testach na Bułgarskiej. No i tam jakoś nie zabłysnąłem. Nie byłem wyrażającą się postacią.
To Twoje odczucie, czy ktoś Ci to powiedział?
Po testach miał być telefon zwrotny, ale go nie było. To był trudny moment i bardzo to przeżywałem. Pamiętam, że wtedy powiedziałem tacie, że zrobię wszystko, żeby Lech zadzwonił jeszcze raz. Wróciłem do Hutnika, zacząłem trenować jeszcze ciężej. Do tego jeździłem na kadrę.
I w końcu Lech zadzwonił…
Tym razem nie na testy, tylko z propozycją stałego kontraktu.
Czyli przez Twój charakter i to, że wyróżniałeś się w Hutniku ponownie zwrócono na Ciebie uwagę.
Dokładnie. Duży wpływ na to miał jeszcze trener Rafał Lasocki, który widział mnie w reprezentacji Polski.
Domykając temat Hutnika Kraków – pojawiały się inne zapytania o testy? Na przykład potencjalny powrót do Wisły?
Tak. Było sporo propozycji - nie tylko z Wisły, ale też z innych klubów. Jeździłem na testy do Rakowa, miałem oferty testów z Niemiec. Rodzice jednak się na opcje zagraniczne nie zgodzili. Z perspektywy czasu uważam, że była to dobra decyzja. Nie byłem jeszcze gotowy na tak daleki wyjazd z domu. Rok później pojawił się Lech i ten rok bardzo mnie przygotował do samodzielności.
Początki w Akademii Lecha: "Nie pokazałem, że warto było mnie ściągnąć"
Jak wyglądała aklimatyzacja w Lechu?Pod tym względem było łatwiej, niż się spodziewałem. Znałem wielu chłopaków z kadry. Mieszkałem w pokoju z Filipem Tokarem. Byli też zawodnicy z moich okolic, jak Daniel Chejdysz z Krakowa. Takie relacje są bardzo ważne. Akademia to miejsce, gdzie jesteśmy zostawieni sami sobie. Są opiekunowie, ale to nie to samo co rodzina. Z czasem przywiązujesz się do niektórych osób tak mocno, że można powiedzieć, że stają się dla ciebie jak bracia. I to bardzo pomaga w trudniejszych momentach.
Sportowo początki nie były łatwe.
Nie były. Narzucałem na siebie bardzo dużą presję. Czasami za dużą. Nie potrafiłem się wyluzować i grać tego, co umiem najlepiej. Bramek było niewiele. To był typowy okres adaptacyjny – ani nie błyszczałem, ani nie zawiodłem. Nie pokazałem, że jednak warto było mnie ściągnąć.
I co było później, już po tym okresie adaptacyjnym?
Po pełnym okresie w U-17 przeszedłem do rocznika U-19, do trenera Bartosza Bochińskiego. Mieliśmy bardzo zgraną drużynę, świetny sztab. W pół roku bardzo się rozwinąłem i dałem liczby - 13 bramek w rundzie. Dzięki temu zostałem przesunięty do rezerw i zacząłem pierwsze seniorskie granie. Byłem też w kadrze na młodzieżową Ligę Mistrzów – zadebiutowałem, wchodząc w 75. minucie.
Druga liga okazała się bardzo wymagająca…
Bardzo. Spadek, mój niewykorzystany rzut karny w meczu ze Stalą - to były bolesne lekcje, z których musiałem wyciągnąć wnioski. To właśnie przez to nauczyłem się grać tyłem do bramki, nabrałem masy i doświadczenia.
Który trener dał Ci najwięcej?
Nie sposób wskazać jednej osoby. Ogromną rolę odegrał trener Maciej Wilusz - dzięki niemu stałem się bardziej świadomym zawodnikiem, a mój rozwój mentalny oraz boiskowy znacząco przyspieszył i jest dziś dużo bardziej uporządkowany. Wiele wsparcia i cennych wskazówek otrzymałem również od trenerów Łągiewki i Bochińskiego, a także od obecnego trenera rezerw, Grzegorza Wojtkowiaka. Dzięki nim rozwinąłem się nie tylko pod względem technicznym, lecz także intelektualnym, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji i zachowanie na boisku. Filip Zaranek, Paweł Rzeszowski oraz Michał Dolata to z kolei osoby, które koncentrowały się na moim rozwoju w zakresie poruszania się na pozycji napastnika - również dzięki nim jestem dziś lepszym zawodnikiem.
Trudny czas w rezerwach i przemiana mentalna
Pamiętam, że miałeś problemy z rzutami karnymi w rezerwach i mocno to przeżywałeś. Jak to wygląda teraz?Tak, to się powtarzało. Na samym początku w trzeciej lidze również nie trafiłem karnego. Potem już zacząłem je trafiać. Wydaje mi się, że to głównie kwestia mentalna.
Jak poradziłeś sobie z problemami mentalnymi, zwłaszcza po tych nietrafionych karnych?
Teraz nastawiam się inaczej. Powiedzmy, że po prostu pozwalam sobie na błędy i akceptuję, że błędy to jest normalna część piłki, normalna część życia. Dałem sobie większą swobodę do działania jeśli chodzi o rzuty karne, zagrania, czy margines błędu. Przez to nie jestem taki spięty.
W poprzednim sezonie nie udało się wywalczyć awansu do II ligi. W obecnym, po rundzie jesiennej zajmujecie piąte miejsce, tracąc sześć punktów do lidera. Jak to oceniasz?
Patrząc na tę rundę z mojej perspektywy, uważam ją za bardzo pozytywną. Przede wszystkim była wreszcie pełna. Poprzedni sezon był mocno przerywany kontuzjami – zarówno latem, jak i przed zimowym okresem przygotowawczym. Teraz mogłem przepracować cały okres i to od razu było widać na boisku. Bramki to jedno, ale cieszy mnie moja gra. Z każdym kolejnym meczem czułem się coraz pewniej. Zresztą nie tylko ja, ale cała drużyny. Od początku sezonu graliśmy naprawdę dobrze, tworzyliśmy dużo sytuacji. Koledzy bardzo mi pomagali, kreowali okazje, dzięki którym mogłem strzelać gole. Problemy pojawiły się gdzieś w końcówce rundy. Mieliśmy moment, w którym trudno było „wstrzelić się” do bramki. Brakowało skuteczności, tej ostatniej kropki nad „i”. Mimo to uważam, że mamy bardzo dobrą drużynę i zespół, który realnie może walczyć o awans.
W końcówce rundy warunki nie rozpieszczały – przekładane mecze, sztuczna murawa, kontrowersje sędziowskie. To mogło mieć wpływ na wyniki?
Zawsze można być drobiazgowym i próbować szukać minusów w kwestii boiska czy sędziowania, ale prawda jest taka, że nie mamy na to wpływu. Jesteśmy drużyną silną -zarówno w ofensywie, jak i w defensywie i takie mecze po prostu powinniśmy wygrywać. Faktem jest jednak to, że mamy bardzo młody zespół. Czasami brakuje nam jeszcze odpowiednich zachowań albo właściwych decyzji w kluczowych momentach. To są rzeczy, które przychodzą z doświadczeniem. Nie uważam więc, żeby warunki zewnętrzne miały decydujący wpływ na nasze wyniki. Kluczowe jest to, żebyśmy skupili się na własnej grze i kontynuowali to, co robiliśmy dobrze od początku sezonu.
Wspominałeś, że to była wreszcie pełna runda. Wcześniej zmagałeś się z kontuzjami – zarówno latem, jak i przed zimą. Odczuwasz jeszcze skutki tych urazów?
Nie. Bardzo dobrze przepracowałem ten czas. Zarówno w trakcie kontuzji, jak i po niej mocno współpracowałem z fizjoterapeutami oraz trenerami motorycznymi. To był okres intensywnej pracy, który wykorzystałem maksymalnie. Nie tylko wzmocniłem miejsca, które były kontuzjowane, ale wzmocniłem całego siebie. Dzięki temu teraz gra mi się po prostu łatwiej.
Wysoka samoświadomość mimo młodego wieku
Masz na myśli swoją przemianę sylwetki? Kibice Lecha na platformie X to zauważyli, że troszkę przypakowałeś. Dużo pracujesz poza boiskiem?Zdecydowanie tak. Jestem zawodnikiem, który lubi się udoskonalać. Każda pozycja na boisku wymaga czegoś innego. W moim przypadku kluczowe było nabranie siły, żeby lepiej radzić sobie w grze tyłem do bramki. Oczywiście nadal się tego uczę i wciąż mam sporo do poprawy. Pracuję nad tym zarówno z trenerami ze sztabu, jak i z analitykami. Widzę efekty tej pracy i to bardzo mnie motywuje, żeby iść dalej w tym kierunku. Od małego miałem tak, że lubiłem robić rzeczy dodatkowe. Teraz robię to już bardziej świadomie, „z głową”. Dzięki wiedzy, którą zdobyłem w akademii – i tej, której nauczyłem się sam – staram się łączyć wszystko w jedną spójną całość, tak aby każdy element mojej pracy szedł w tym samym kierunku.
Jak wygląda Twoja praca po meczach? Mówisz, że robisz dużo rzeczy dodatkowych. Większość piłkarzy po spotkaniu bierze prysznic i wraca do domu, Ty podchodzisz do tego inaczej.
To jest kwestia indywidualnego wyboru. Każdy zawodnik ma swoje sposoby i swoje potrzeby. Jednemu pomaga odpoczynek w domu, innemu coś zupełnie innego. Ja po meczu lubię się wyciszyć, ale w sposób aktywny.
To znaczy?
Po meczu zostaję na siłowni, jeżdżę na rowerze, roluję się - to bardzo pomaga mi w regeneracji. Po kąpieli wchodzę jeszcze do zimnej wody. To są rzeczy, które robię regularnie i które realnie mi pomagają. Nie jest to u mnie nic nowego. Taką świadomość wypracowałem sobie już wcześniej, jeszcze w czasach gry w Wiśle Kraków. Najważniejsze jest to, że ja w te rzeczy wierzę. Robię je dlatego, że chcę, a nie dlatego, że muszę. Myślę, że organizm to czuje – że to nie jest przymus, tylko świadomy wybór. I to też sprawia, że regeneracja przychodzi szybciej.
Wejście do pierwszego zespołu Lecha i debiut w Ekstraklasie
Na początku sezonu podpisałeś umowę z Lechem i zostałeś włączony do treningów z pierwszym zespołem. Który zawodnik z „jedynki” daje Ci najwięcej?Jeśli chodzi o integrację z całą szatnią, to nie miałem jeszcze zbyt wielu okazji. Dopiero pod koniec rundy tych momentów było więcej i chłopaki zaczęli mnie bardziej zauważać. Staram się jednak czerpać od nich jak najwięcej, bo to są zawodnicy, którzy już grają na poziomie Ekstraklasy. Rozmawiam z nimi, słucham, obserwuję. W szatni siedzę obok Mrozia, więc często coś sobie wymienimy. Murawski, Skrzypczak, Gumny, Jagiełło, Gurgi, Kozi – to są tacy zawodnicy, od których czuć, że chcą pomóc. Wiedzą, jak to jest być młodym wchodzącym do zespołu i przez to mają do mnie inne podejście.
A ktoś pomógł Ci wejść do szatni pierwszej drużyny?
Myślę, że były to takie naturalne, przejściowe etapy - zaproszenia na treningi z pierwszym zespołem. Dużą rolę odgrywa trener Hubert Wędzonka, który odpowiada za połączenie Akademii z pierwszą drużyną. Jest dla nas dużym wsparciem, dużo z nami rozmawia, daje wskazówki i informacje. Poza tym zarówno młodsi, jak i starsi zawodnicy, szczególnie Polacy, zawsze potrafili zagadać i pomóc, gdy zaczęliśmy częściej pojawiać się w szatni.
Kibice na platformie X pytają, czy podczas treningów z pierwszym zespołem rozmawiasz z Mikaelem Ishakiem, np. o ustawianiu się czy grze w polu karnym. Rozmawiasz czy tylko obserwujesz?
Zarówno rozmawiam, jak i obserwuję. Staram się poprawiać w tych aspektach, w których bardziej doświadczeni zawodnicy są ode mnie lepsi.
Czego najbardziej brakuje Ci w porównaniu do Mikaela Ishaka lub Yannicka Agnero?
Jeśli chodzi o Mikaela, to na pewno poruszania się w polu karnym, czytania dośrodkowań, przewidywania, gdzie może spaść piłka, oraz umiejętności „znikania” obrońcom. Jeżeli chodzi o Yannicka, to trudno mi to jeszcze dokładnie ocenić, bo nie miałem z nim wielu wspólnych treningów. Wydaje mi się jednak, że jest to bardzo silny napastnik, dobrze odnajdujący się w szybkich kontratakach, i właśnie w tym elemencie mógłbym się od niego uczyć.
Jaki plan przedstawił Ci Lech przy podpisywaniu umowy?
Każdy z nas ma przedstawiony indywidualny plan. Przykładowo - Wojtek Mońka zaczął grać, pokazał swoją jakość i klub zdecydował się podpisać z nim kolejną umowę. W moim przypadku zostało powiedziane to samo - jeśli będę dobrze się prezentował, umowa zostanie przedłużona. Został mi przedstawiony plan rozwoju i właśnie dlatego zdecydowaliśmy się kontynuować współpracę z Lechem, zarówno pod względem sportowym, jak i miejsca, w którym się rozwijam.
W rezerwach strzeliłeś w tej rundzie 13 goli, a do tego zadebiutowałeś w Ekstraklasie. Jesteś zadowolony?
Przed sezonem każdy zawodnik stawia sobie jakieś cele i próbuje je realizować. Wiadomo, że jako napastnik najbardziej cieszą mnie gole. Dają mi ogromną radość. Myślę, że przez to, jak przepracowaliśmy okres przygotowawczy i jak weszliśmy w rundę, te bramki zaczęły po prostu wpadać. Zacząłem mieć sytuacje. Oczywiście są momenty słabsze – miałem też końcówkę rundy bez goli. Mimo wszystko jestem zadowolony. Choć wiadomo, że zawsze chce się więcej. Były sytuacje, których nie wykorzystałem, a powinienem. To są rzeczy, nad którymi trzeba pracować.
Zgodzisz się z tezą, że po debiucie w pierwszym zespole Twoja forma trochę spadła?
Nie patrzyłbym na to w ten sposób. Oczywiście były momenty, w których mogłem zachować się lepiej, ale po prostu piłka nie chciała wpaść do siatki. To był też okres, w którym całej drużynie rezerw było trudno „złapać” skuteczność. Można by szukać różnych czynników, ale ja te mecze przeanalizowałem i wyciągnąłem wnioski na przyszłość. Na tym się skupiam.
Jak wspominasz sam debiut w Ekstraklasie, w meczu z Arką Gdynia?
Debiut przypadł na trudny moment dla zespołu, ale dla młodego zawodnika to zawsze jest ogromny impuls do dalszej pracy. To jest coś, co cieszy i o czym marzy każdy piłkarz – zadebiutować na najwyższym poziomie. Okoliczności nie były idealne, ale mimo wszystko wspominam ten moment dobrze. Cieszę się, że mogłem zadebiutować.
Czułeś presję?
Nie. Pierwszy raz, gdy usiadłem na ławce, to był mecz z Widzewem Łódź i wtedy faktycznie był lekki szok. Natomiast wychodząc na boisko w Gdyni tej presji już nie czułem. Może pojawiła się delikatna niepewność, kiedy już byłem na murawie, ale ogólnie czułem się bardzo dobrze i spokojnie. Nie miałem zbyt wielu okazji, ale starałem się po prostu cieszyć tym momentem, a nie stresować.
Debiut mogłeś mieć wcześniej. W dniu Twoich 18. urodzin poleciałeś z pierwszą drużyną na mecz z Lincoln Red Imps. Kibice zastanawiali się, czy byłeś blisko debiutu i czy właśnie dlatego znalazłeś się w kadrze meczowej.
Nie, nie pojechałem tam dlatego, że miałem osiemnaste urodziny. Zostałem zabrany, ponieważ wypadł Filip Jagiełło. Oczywiście jechałem z myślą, że może pojawić się szansa na wejście na boisko, ale przede wszystkim jechaliśmy po to, żeby wygrać mecz. Trener podejmuje decyzje, które jego zdaniem są najlepsze dla zespołu, aby zdobyć trzy punkty.
A czy dzień wcześniej, po treningu, było jakieś urodzinowe świętowanie? Drużyna wiedziała, że masz osiemnastkę?
Tak, cała drużyna wiedziała. Zostały mi złożone życzenia, ale bez większego świętowania. Myślę, że wpływ na to ma też kultura skandynawska, która jest inna niż nasza. Poza tym ja sam nie jestem osobą, która bardzo hucznie obchodzi urodziny.
Król strzelców 3. ligi? "Mogę, a nie muszę"
Chciałbym jeszcze wrócić do Twoich goli w III lidze. Jesteś liderem klasyfikacji strzelców, w jednym meczu strzeliłeś cztery bramki. Patrząc z boku, widać zupełnie innego, pewniejszego zawodnika niż rok temu. Z czego to wynika?Zmieniłem swoje nastawienie. Przestałem myśleć w kategorii „muszę”, a zacząłem w kategorii „mogę”. Ta presja, którą sam na siebie nakładałem, nie dawała mi swobody na boisku. Do tego mieliśmy i mamy bardzo fajną drużynę, która tworzy dużo sytuacji. Ja je po prostu wykorzystywałem.
Jaki był najlepszy mecz w Twoim życiu? Bo wydaje mi się, że to było spotkanie w obecnym sezonie. Mam rację?
Tak. Jeśli chodzi o satysfakcję ze strzelania bramek, to zdecydowanie mecz z Wdą Świecie, w którym zdobyłem cztery bramki.
Zrobiłeś po tym spotkaniu coś wyjątkowego?
Nie. Do każdego meczu podchodzę tak samo. Dopóki nie ma końca rundy czy sezonu, nie ma powodu do świętowania, bo za tydzień jest kolejny mecz.
Masz jakieś rytuały przedmeczowe?
Mam swoje ćwiczenia, które wykonuję przed każdym meczem - pomagają mi wejść w odpowiedni stan koncentracji. Modlę się przed meczem, bo to mnie uspokaja. Zakładam też różaniec na koszulkę w szatni. Wiara jest dla mnie bardzo ważna. Wizualizuję sobie przebieg meczu - zarówno dobre, jak i trudne sytuacje i to, jak sobie z nimi poradzę.
To trochę jak u Wojtka Mońki, jeśli chodzi o wizualizację.
Tak, dokładnie. Robię to już od początku tygodnia, a bezpośrednio przed meczem skupiam się na konkretach. To są rzeczy, które pomagają mi wejść w odpowiedni stan przed spotkaniem.
Twoim celem jest zostanie królem strzelców III ligi?
Nie lubię patrzeć na to w ten sposób. Skupiam się na każdym kolejnym meczu i na wykorzystywaniu sytuacji, które się pojawią. Jak to się skończy na koniec sezonu – zobaczymy.
Cele Jakóbczyka: "Moim marzeniem jest zostać pierwszym napastnikiem Lecha Poznań"
To w takim razie jakie cele stawiasz sobie przed rundą wiosenną?Chciałbym być coraz ważniejszą postacią w pierwszym zespole. Otrzymywać szanse i grać na najwyższym poziomie. Oczywiście ważne jest strzelanie bramek – zarówno w rezerwach, jak i wtedy, gdy pojawi się okazja w pierwszym zespole – oraz pokazywanie swojej wartości na boisku. Natomiast uważam, że w tym wieku najważniejszy jest stały rozwój. Gra, zbieranie doświadczeń i konsekwentne dążenie do swoich celów.
Chcesz być coraz ważniejszą postacią w pierwszym zespole. To ile minut byłoby dla Ciebie satysfakcjonujące? Teraz masz raptem osiem.
Trudno to tak określić. Kiedy dostaje się jedną szansę i dobrze się ją wykorzystuje, naturalnie chce się kolejnej i kolejnej. Dlatego ciężko stawiać tu konkretne liczby. Po za tym nauczyłem się też, że nie ma sensu nastawiać się na coś z góry. Piłka jest na tyle nieprzewidywalna, że wszystko może się zmienić bardzo szybko. Życie, a szczególnie futbol - potrafi zaskakiwać. Dlatego po prostu nastawiam się na codzienną pracę i na to, żeby być gotowym wtedy, gdy te szanse się pojawią.
Na chwilę przejdę do młodzieżowej reprezentacji Polski. Wywalczyliście awans do kolejnej fazy mistrzostw Europy U-19. Jak oceniasz wasze szanse w dalszej rywalizacji, biorąc pod uwagę rywali takich jak Anglia, Portugalia czy Serbia?
Uważam, że mamy bardzo dobrą i zgraną drużynę, która jest w stanie naprawdę dużo ugrać. Oczywiście ta grupa może wydawać się trudna, ale to jest piłka młodzieżowa. Już nie raz widzieliśmy zespoły, które potrafiły wygrywać z faworytami. Traktuję to jako kolejną przygodę i jeśli podejdziemy do niej z odpowiednim nastawieniem, pewnością siebie i chęcią wygrywania, to może ona potrwać dłużej.
Z jakim nastawieniem jedziecie na drugą rundę turnieju?
Nastawiam się bardzo pozytywnie. To dla nas kolejne lekcje i doświadczenia, ale też świetna okazja do sprawdzenia się na arenie międzynarodowej. Jedziemy tam z jasnym celem - chcemy awansować dalej.
Wracając do Lecha. Masz w głowie konkretną ścieżkę kariery, którą chciałbyś podążać, wzorując się na innych napastnikach? Na przykład na Kownasiu, Ishaku…
Nie. Uważam, że każdy zawodnik ma swoją własną drogę i każda wygląda inaczej. Nie ma jednego schematu, który gwarantuje sukces. Moim marzeniem i celem jest zostać pierwszym napastnikiem Lecha Poznań, strzelać dla tego klubu bramki i stać się jedną z czołowych postaci zespołu. Chciałbym, aby właśnie w tym kierunku zmierzała moja droga.
Plan na rundę wiosenną i rozmowa z Nielsem Frederiksenem
Czy masz piłkarskiego idola albo zawodnika, na którym szczególnie się wzorujesz?Nie mam jednego konkretnego, ale staram się obserwować i analizować najlepszych napastników ze światowego topu. Patrzę na takich zawodników jak Robert Lewandowski, Erling Haaland, Kylian Mbappe czy Harry Kane. Zwracam uwagę głównie na ich poruszanie się po boisku i zachowania w grze, żeby wyciągnąć coś dla siebie.
Czy poza Lechem Poznań masz klub, któremu kibicujesz - w Polsce lub za granicą?
Nie, nie mam takiego klubu. Lubię po prostu oglądać mecze na wysokim poziomie i traktuję je jako element nauki oraz analizy.
A jeśli chodzi o Kraków – kibicujesz Wiśle, Hutnikowi, a może Cracovii?
Szczerze mówiąc, nikomu. Rodzice nie byli związani z żadnym klubem, nie byli fanatykami i ja też nie mam takiego przywiązania. Skupiam się na oglądaniu dobrego futbolu i wyciąganiu z niego wniosków.
Czy rozmawiałeś już z trenerem po zakończeniu rundy na temat tego, czego Ci brakuje, by dostawać więcej szans?
Tak, taką rozmowę odbyłem. Każdy młody zawodnik rozmawia z trenerem i ja również wiem, co muszę poprawić. Trener widziałby mnie wiosną w pierwszym zespole, natomiast szczegóły tej rozmowy wolałbym zachować dla siebie.
Na zakończenie - jaki plan klub przedstawia Ci na kolejną rundę - więcej szans w pierwszym zespole, wypożyczenie czy dalszy rozwój w rezerwach?
Na ten moment nie można jeszcze nic konkretnego powiedzieć, bo okienko transferowe nawet się nie otworzyło. Na pewno ja, moi rodzice, trenerzy, klub i agent będziemy rozmawiać, aby znaleźć najlepsze rozwiązanie dla mojego dalszego rozwoju, w dobrym otoczeniu i z myślą o przyszłości.
Komentarze (0)