Objął Pan Sokoła Kleczew w bardzo trudnym momencie, na siedem kolejek przed końcem sezonu. Co spowodowało, że podjął się Pan tego wyzwania?
Byłem wtedy na etapie odpoczynku od piłki, po mojej bardzo krótkiej przygodzie w Sieradzu, którą zakończyłem w październiku. Miałem dużo czasu na przemyślenia, ale też na budowanie swojej wizji, doprecyzowywanie swojego modelu gry i już byłem bardzo, bardzo niecierpliwy. Pojawiła się propozycja od prezesa Wasika. Rozmowa telefoniczna trwała bardzo krótko, może z 5 lub 10 minut. Dograliśmy temat i bez zastanowienia wszedłem do Sokoła Kleczew z własnym pomysłem, z nową energią. Też dość łatwo było mi poprawiać pewne elementy, no bo było tego sporo i trzeba było się nakręcać.
Jakie były pierwsze działania po przejęciu zespołu. Co było kluczem do tego, że drużyna zaczęła punktować?
Na pewno uporządkowaliśmy bardzo mocno organizację gry, bo to była pierwsza rzecz, którą trzeba było zrobić. Kolejna to przydzielenie piłkarzom takich konkretnych zadań, przez co gra weszła na wyższy poziom. Trzeba było też wpuścić trochę świeżego powietrza do szatni, mam na myśli tutaj ładowanie, chwalenie piłkarzy. To przyniosło duży efekt i odblokowało choćby takiego piłkarza jak Mateusz Wzięch, który od pięciu kolejek nie strzelił bramki. Pamiętam, że miałem z nim taką umowę po pierwszym treningu. Umówiliśmy się, że obiecuję mu, że on dobije do 20 bramek w sezonie. On tak nie do końca był przekonany, bo kilka kolejek nie strzelał, ale to się udało. Mati myślę, że w tym krótkim okresie się delikatnie rozwinął. Bardzo mocno na pewno uwierzył w siebie i z powrotem ta wiara weszła na wyższy poziom. Jestem przeszczęśliwy, że to też poskutkowało jego transferem, a teraz widzimy, że zdobywa te szczyty jeszcze wyższe.
Co Pan pomyślał, gdy dowiedział się, że Mateusz Wzięch odchodzi?
Podchodziłem do tego tematu w ten sposób, że stajemy przed faktem dokonanym. Nie mamy tego piłkarza i działamy - robimy wszystko, wkładamy całą energię, żeby tą lukę dość dużą, wypełnić. Wiedziałem, że Mateusz po takim sezonie, ale przede wszystkim po takiej grze, którą ja na żywo widziałem przez te siedem kolejek, że on musi odejść, bo to był piłkarz przerastający tą ligę. Jego zachowania boiskowe, jego działanie treningowe były zdecydowanie przewyższające. Nieskromnie powiem, że już wtedy wiedziałem, że jego potencjał jest naprawdę bardzo duży.
Całą rozmowę można obejrzeć poniżej
Dwa przełomowe momenty w tym sezonie?Na pewno ten moment taki negatywny, delikatnego zawahania przyszedł pod koniec jesieni, kiedy przytrafiły nam się dwie porażki z rzędu. Bardzo mocno inspiruję się drużynami z Europy, ale przede wszystkim też polskimi zespołami, jak choćby Motor Lublin. Opieramy się na liczbach i jeśli te liczby wskazują, że pomimo złego wyniku droga jest odpowiednia, tj. kreujemy sobie sytuacje - no to nie ma problemu. Natomiast w momencie, kiedy przestajemy tworzyć standardową ilość szans, kiedy jesteśmy mniej w polu karnym przeciwnika, no to zaczyna się robić problem i zaczynamy stawiać sobie znaki zapytania.
Tak było po tych dwóch porażkach z rzędu?
Tak. Mieliśmy mniejszą ilość wejść w pole karne przeciwnika i mieliśmy też zdecydowanie bardzo niską skuteczność, jeśli chodzi o uderzenia na bramkę i to było coś, nad czym dość mocno pracowaliśmy. Finalnie nie przyniosło to efektów w postaci poprawy liczb na koniec sezonu. Wygraliśmy, z tego co pamiętam, ostatni mecz z Gryfem Słupsk, ale mimo to, te liczby z tego meczu również nie były zadowalające, takie jakbym chciał.
Czy warunki obiektów i to, że Kleczew jest małą miejscowością nie utrudniają Wam pracy?
Jeśli chodzi o miejscowość, to ja tego w żaden sposób nie odczuwam jako ujmę i jestem przekonany, że żaden z piłkarzy również tak do tego nie podchodzi, bo jeśli my byśmy tak do tego podchodzili, to byśmy nie darzyli szacunkiem swojego miejsca pracy, a to jest, jeśli mówimy o tym etosie, to jest jedna z kluczowych rzeczy, żeby darzyć szacunkiem miejsce pracy i ludzi. Ja mam w zespole piłkarzy doświadczonych, którzy byli w klubach i bardzo dużych i dużych i byli w ekstraklasie, ale mam też takich, którzy byli w piątej lidze. Znajdując te cechy wspólne w tej grupie, o których mówiłem, dla nas otoczenie czy ten cały anturaż dotyczący miejscowości nie miał najmniejszego znaczenia, bo my tak naprawdę poruszaliśmy się na boisko treningowe, które mamy w miejscowości oddalone 20 kilometrów od siedziby klubu. Poruszaliśmy się na orlik, który jest na osiedlu.
Wasz zespół tworzą ludzie młodzi. W sztabie szkoleniowym macie osoby, które zbierają dopiero doświadczenie…
Mamy 19-letniego kierownika i to jest też bardzo dobry przykład - Gracjan w zeszłym roku pisał maturę, został wrzucony na bardzo głęboką wodę i wszedł na wysoki poziom. Tematy organizacyjne załatwia w tej chwili od ręki. Jestem z tego dumny. Poza tym mamy do naszej dyspozycji młodych piłkarzy, jest trener asystent, jest trener bramkarzy, jest trener motoryczny, czyli takie klasyczne rozwiązanie. Współpracuję też z trenerem, który obecnie przebywa w Emiratach Arabskich i bardzo dużo zdalnie mi pomaga. To jest trener, który osiągnął sukces w Lechii Gdańsk i awansował z nią wraz z Szymonem Grabowskim do Ekstraklasy. Także on taki nadzór motoryczny sprawuje nad zespołem.
Czy może trener powiedzieć o kogo chodzi?
To Dominik Milewski - on bardzo mocno tutaj wspiera tematy motoryczne i myślę, że to też była jedna z głównych przyczyn tego naszego sukcesu, że wyglądaliśmy motorycznie w wielu meczach kapitalnie. Choćby w rundzie jesiennej większość bramek zdobywaliśmy po siedemdziesiątej minucie, także to też bardzo o tym świadczy.
Dalszą część wywiadu można zobaczyć na platformie Youtube.
Komentarze (0)