Gdy Ba Loua trafiał do Lecha w 2021 roku, oczekiwania były spore. Przychodził za 1,2 miliona euro – kwotę, jaką w polskiej piłce rzadko się wydaje. Na boisku szybko jednak okazało się, że inwestycja nie miała pokrycia w grze.
W pierwszym sezonie zagrał w 25 meczach, zdobył jednego gola i zanotował trzy asysty. Później było już tylko gorzej. Trudności z aklimatyzacją? Być może. Ale po pewnym czasie kibice stracili cierpliwość.
Transparent „Tinder MVP” dobitnie pokazywał nastroje. Iworyjczyk był uważany za totalny niewypał transferowy – piłkarza bez formy i bez zaangażowania. Mimo, że każdy trener Lecha próbował mu zaufać, kończyło się tak samo – Ba Loua lądował na ławce.
Wydawało się, że zimowy transfer do SM Caen będzie dla niego nowym początkiem. Klub z drugiej ligi francuskiej, prowadzony przez ludzi z otoczenia Kyliana Mbappé, miał dać mu drugą szansę. Zdjęcie z nowym właścicielem – Mbappé – stało się jedynym pozytywnym wspomnieniem z tego okresu. Reszta to już klasyka: z deszczu pod rynnę.
Ba Loua faktycznie kilka razy pojawił się w pierwszym składzie Caen, ale były to wyjątki. Przez większość czasu nie łapał się do kadry meczowej. Grał nie tylko w Ligue 2, ale też w rezerwach, które występują w czwartej lidze francuskiej. Tam strzelił swoją jedyną bramkę od czasu wyjazdu z Polski.
W sumie w pierwszej drużynie Caen zagrał w pięciu z dziesięciu możliwych spotkań, trzy razy od pierwszej minuty. W rezerwach pojawił się tylko raz. W sumie – 313 minut we Francji. I to nie w jakimś mocnym klubie – Caen jest ostatnie w Ligue 2, z jednym zwycięstwem w czternastu meczach. Rezerwy są piąte w swojej grupie Championnat 2, czyli czwartego poziomu rozgrywkowego.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.