Oto najgorsze letnie transfery Lecha Poznań. Który z nich okazał się największym rozczarowaniem?

Opublikowano:
Autor:

Oto najgorsze letnie transfery Lecha Poznań. Który z nich okazał się największym rozczarowaniem? - Zdjęcie główne
Autor: Przemysław Szyszka | Opis: Które letnie transfery Lecha Poznań najbardziej zawiodły oczekiwania kibiców?

reklama
Udostępnij na:
Facebook
Piłka nożnaLech Poznań dokonał w letnim okienku aż dziewięciu transferów przychodzących. Choć część z nich uznać można za niezwykle udane, było i kilka takich, po których kibice spodziewali się zdecydowanie więcej. W poniższym artykule skupimy się na najgorszych letnich transferach Kolejorza. Które ruchy można określić mianem kompletnych niewypałów?
reklama

Najlepszy obrońca ligi nie nawiązał do formy z poprzednich sezonów

Sprowadzenie Mateusza Skrzypczaka z Jagiellonii Białystok było pierwszym letnim wzmocnieniem Lecha Poznań. Na papierze wydawał się to być transfer idealny - do Kolejorza trafił wychowanek silnie związany z klubem, który udowodnił swoją jakość zarówno w PKO BP Ekstraklasie (zdobywając mistrzostwo Polski z Jagiellonią), jak i na arenie międzynarodowej (dochodząc z klubem z Białegostoku do ćwierćfinału Ligi Konferencji). 25-letni stoper został ponadto wybrany najlepszym obrońcą sezonu 2024/25 na Gali Ekstraklasy, a miesiąc przed przenosinami do Poznania zadebiutował w seniorskiej reprezentacji Polski. Lech zapłacił za Skrzypczaka około 900 tysięcy euro, wykorzystując klauzulę zawartą w jego kontrakcie z Jagiellonią.

reklama
Rozwiń

Oczekiwania co do tego ruchu transferowego były więc ogromne, a 25-letniemu wychowankowi nie udało się ich całkowicie spełnić. Skrzypczak bardzo kiepsko prezentował się w pierwszych tygodniach sezonu, a jego indywidualne błędy kosztowały Lecha utratę bramek w starciach z Crveną zvezdą, KRC Genk czy Koroną Kielce. 25-latek naprawdę dobrze spisywał się pod bramką przeciwnika, czego efektem były wywalczone przez niego rzuty karne (w meczach z Breidablikiem, Lechią Gdańsk czy Jagiellonią Białystok), lecz spore zastrzeżenia można było mieć co do jego dyspozycji w defensywie. Często miewał on problemy z uplinowaniem uciekających mu przeciwników, którzy w łatwy sposób znajdowali wolną przestrzeń pod bramką Bartosza Mrozka.

Skrzypczak na wyższy poziom wskoczył - podobnie jak pozostali obrońcy Kolejorza - po listopadowej przerwie reprezentacyjnej. Można odnieść wrażenie, że 25-latkowi bardzo dużo dała współpraca z młodym Wojciechem Mońką. Polski duet stoperów spisywał się bez zarzutu do ostatniego meczu przed przerwą zimową, a byłego zawodnika Jagiellonii z pewnością warto wyróżnić za spotkania z Wisłą Płock czy Cracovią. 

Wydaje się jednak, że od zawodnika, który za czasów gry w Białymstoku regularnie udowadniał, że ma zadatki na bycie topowym stoperem w skali PKO BP Ekstraklasy, należy oczekiwać zdecydowanie więcej. W naszej opinii Skrzypczaka stać na to, by wejść na jeszcze wyższy poziom i udowodnić, że nagroda dla najlepszego obrońcy sezonu 2024/25 nie trafiła do niego przez przypadek.

reklama

Doświadczony obrońca przegrał rywalizację z młodym wychowankiem

Jednym z priorytetów dla działaczy Lecha Poznań w letnim okienku transferowym było wzmocnienie lewej strony defensywy. Była to przed startem sezonu zdecydowanie najsłabiej obsadzona pozycja w zespole - Niels Frederiksen miał wówczas do dyspozycji młodego Michała Gurgula oraz definitywnie skreślonego Eliasa Anderssona, który otrzymał zielone światło na opuszczenie klubu ze stolicy Wielkopolski. Kolejorz zdecydował się ściągnąć zawodnika mającego doświadczenie na poziomie PKO BP Ekstraklasy - do Poznania z włoskiej Spezii sprowadzony został Joao Moutinho, który poprzedni sezon spędził na wypożyczeniu w Jagiellonii Białystok.

Rozwiń

27-latek dość szybko wywalczył sobie miejsce w wyjściowym składzie, a szczególnie mógł podobać się w domowych spotkaniach z Górnikiem Zabrze i Crveną zvezdą. Dobrze radził sobie w defensywie, a pochwalić mógł się również naprawdę wysokimi umiejętnościami technicznymi. Portugalczykowi nie udało się jednak ustabilizować formy - zdarzały mu się bowiem również mecze, w których popełniał proste i kompletnie niepotrzebne błędy. Jego niedokładne podania przyczyniły się do utraty bramek przez Kolejorza we wrześniowych starciach z Zagłębiem Lubin i Jagiellonią Białystok, a czarę goryczy przelało fatalne dla Lecha spotkanie na Gibraltarze. 

Od tamtego momentu Moutinho w wyjściowej jedenastce znalazł się już tylko raz, rozpoczynając od 1. minuty mecz Pucharu Polski z Gryfem Słupsk. Szansę od trenera Nielsa Frederiksena wykorzystał natomiast Michał Gurgul, który wygrał rywalizację z 27-latkiem serią naprawdę dobrych występów. Portugalczyk ostatnie 9 z 10 spotkań przesiedział natomiast na ławce rezerwowych, a na placu gry pojawił się jedynie w końcówce rywalizacji z FSV Mainz.

reklama

Trudno więc pozytywnie ocenić zawodnika, który w tak wyraźny sposób przegrał rywalizację o miejsce w składzie. Choć Moutinho zaliczył kilka udanych występów, w naszej opinii było ich zdecydowanie zbyt mało, by uznać ten ruch transferowy za udany.

Nieobliczalny defensywny pomocnik 

Timothy Ouma trafił do Lecha Poznań na zasadzie rocznego wypożyczenia bez opcji wykupu z czeskiej Slavii Praga. Sprowadzenie 21-letniego Kenijczyka było powiązane z kontuzją Radosława Murawskiego, który - jak się miało później okazać - stracił całą rundę jesienną z powodu problemów zdrowotnych. 

Rozwiń

Młody defensywny pomocnik zadebiutował w Kolejorzu bardzo szybko, bo już trzy dni po oficjalnym ogłoszeniu transferu. Niels Frederiksen dał Kenijczykowi szansę w domowym meczu z Breidablikiem, wprowadzając 21-latka na plac gry w 46. minucie. Ouma pozostawił po sobie fantastyczne wrażenie - imponował kapitalnym przeglądem pola, a dobrze radził sobie również bez piłki. Cztery dni później znalazł się w wyjściowym składzie na wyjazdowy mecz z Lechią Gdańsk i... w niczym nie przypominał siebie sprzed kilku dni. Popełniał proste błędy techniczne, kompletnie nie radził sobie pod presją, a po jednym z fauli ukarany został żółtą kartką. Frederiksen nie zamierzał ryzykować i zdjął Kenijczyka z boiska już po 30 minutach.

Do Timothy'ego Oumy jak ulał pasuje słowo "nieobliczalny". Kenijczyk potrafił rozegrać znakomity mecz, by kilka dni później popełniać juniorskie błędy i łapać niepotrzebne kartki. Szczytowy okres jego formy przypadł na przełom września i października, kiedy to kapitalnie spisał się w spotkaniach z Rakowem, Jagiellonią, Rapidem Wiedeń i GKS-em Katowice.

reklama

Końcówka rundy była jednak w wykonaniu 21-latka po prostu słaba - stracił miejsce w wyjściowym składzie po tym, gdy w starciu z Arką Gdynia został ukarany czerwoną kartką, a kiedy już dostał szansę na grę, kompletnie jej nie wykorzystał - udział w meczu z Piastem Gliwice zakończył już po 24 minutach, mając na koncie żółtą kartkę i kilka kuriozalnych zagrań. Z powodu problemów kadrowych pojawiał się na placu gry również w trzech kolejnych meczach, w których także przytrafiały mu się proste błędy.

Choć Ouma zaliczył kilka naprawdę spektakularnych występów, niezliczona ilość niepotrzebnych pomyłek, które nie powinny przytrafiać się zawodnikowi występującemu na takim poziomie, nie pozwala ocenić go pozytywnie. Nie może dziwić więc, że działacze Lecha Poznań rozważają wzmocnienie pozycji numer "6" w zimowym okienku transferowym.

Nieudany powrót wychowanka

Zdecydowanie najgorszym z letnich transferów Kolejorza było w naszej opinii sprowadzenie Roberta Gumnego. Na papierze - podobnie jak w przypadku Skrzypczaka - wydawał się to naprawdę logiczny ruch - rywalizację na prawej stronie obrony miał bowiem wzmocnić wychowanek Lecha Poznań, który zaliczył ponad 100 występów na poziomie Bundesligi. Klub ze stolicy Wielkopolski nie musiał również płacić za ten transfer jakiejkolwiek kwoty odstępnego, gdyż 27-latkowi z końcem czerwca wygasła umowa z poprzednim pracodawcą.

Rozwiń

Choć były zawodnik Augsburga dostał na początku sezonu kilka szans na pokazanie swoich umiejętności, za każdym razem zaprezentował się dość przeciętnie. Na domiar złego, w rewanżowym starciu z Crveną zvezdą nabawił się kontuzji stawu skokowego, która wykluczyła go z gry na kilka tygodni. Po powrocie do zdrowia pełnił rolę zmiennika Joela Pereiry, rozpoczynając od 1. minuty zaledwie trzy spotkania - z GKS-em Katowice, Lincoln Red Imps oraz Arką Gdynia. Żadnym z tych występów nie przekonał do siebie na tyle, by na dłużej wywalczyć sobie miejsce w wyjściowej jedenastce.

Jedynym meczem w rundzie jesiennej, w którym Robert Gumny pokazał się z naprawdę znakomitej strony, było domowe starcie Lecha Poznań z Lausanne-Sport. 28-latek pojawił się na placu gry w 59. minucie, zmieniając Joela Pereirę. Przez nieco ponad pół godziny wygrał siedem z ośmiu pojedynków, zaliczył cztery udane odbiory i zanotował kluczowy udział przy trafieniu Yannicka Agnero. 

Biorąc jednak pod uwagę, że mowa o zawodniku, który może pochwalić się ponad setką występów na poziomie Bundesligi, jedno dobre spotkanie to stanowczo za mało. Naszym zdaniem powrót Roberta Gumnego do Lecha Poznań można określić na chwilę obecną mianem rozczarowania.

Który z letnich transferów Lecha Poznań był tym najgorszym? Zagłosuj w sondzie poniżej

SONDA

Kto był najgorszym letnim transferem Lecha Poznań?

Zagłosowało 65 osób
Zagłosuj
Głosy można oddawać od 24.12.2025 od godz 13:44
reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo