Zespół trenerki Zając dobrze znał swoje sobotnie rywalki. Po poprzednim sezonie śmiało można było określić drużynę Ślęzy Wrocław, jako złego bliźniaka Lechitek. Obie ekipy zakończyły rozgrywki z taką samą liczbą punktów i niemal bliźniaczymi bilansami. Finiszowały na trzecim i czwartym miejscu, a stan bezpośredniej, zeszłosezonowej rywalizacji wychodził na remis. Zespół Kolejorza najpierw przegrał z wrocławiankami na własnym boisku 0:1, by w reważnu we Wrocławiu wygrać 5:0. Pierwsze starcie między tymi drużynami w tym sezonie było świetną okazją do odskoczenia Ślęzie w ogromnym ścisku w tabeli.
W swoim stylu
Lech Poznań wszedł w ten mecz nie sugerując w żaden sposób, że mógłby mieć jakiekolwiek problemy w starciu przeciwko przyjezdnym. Wielkopolanki podchodziły wysoko w pressingu i nie odstępowały swoich przeciwniczek nawet na krok, czyhając na ich błędy. Dzięki swojej agresji i wszechstronności w wymianie pozycji, kontrolowały przebieg spotkania w pierwszych 45 minutach. Podopieczne trenerki Alicji Zając wyszły na prowadzenie już w 12 minucie meczu, kiedy to po asyście
Zofii Wojciechowskiej drugą bramkę z rzędu w kolejnym meczu strzeliła Klaudia Wojtkowiak.
Fantastycznie współpracował ze sobą także blok defensywny Lechitek, który dzięki natychmiastowej komunikacji i odważnym interwencjom obrończyń, regularnie
zażegnywał niebezpieczeństwo. Ważną rolę w swoim zespole odgrywała także napastniczka - Marika Purgacz - pracująca na każdym centymetrze boiska. Po stronie Lechitek nie dało się odnotować, jakichkolwiek minusów poza skutecznością i właśnie to okazało się być punktem zapalnym, który zaważył na końcowym wyniku.
Powinnyśmy strzelić dwie bramki w pierwszej połowie. Byłoby spokojniej, bo byłyśmy dobrze przygotowane i chciałyśmy otwierać grę. Myślę, że popełnialiśmy pewne drobne błędy indywidualne, ale nie było to związane z szerszym problemem w strukturze bronienia lub atakowania
– powiedziała po meczu Alicja Zając.
Atak underdoga
Przyparta do muru Ślęza, narzuciła Kolejorzowi trudne warunki do gry już od samego początku drugiej połowy. Role drastycznie się zmieniły. W decydującej fazie meczu to poznanianki zostały zaatakowane wysokim pressingiem i swoje akcje musiały napędzać długimi przerzutami do wahadłowych lub napastniczek. Gra kombinacyjna przestała istnieć, a o wyniku miała zdecydować szybkość piłkarek oraz skuteczność podań i strzałów. Ślęza wyrównała na pół godziny przed końcem po kontrataku powstałym z obiecującej akcji Lecha. Jagoda Sapor została zaskoczona strzałem Dashy Kravchuk na bliższy słupek, co dało wyrównanie Ślęzy.
Dziewczyna uderzyla z prawej nogi, byłam gotowa na to uderzenie, ale obrończyni zasłaniała mi słupek. Zaskoczyła mnie za zasłony, strzeliła między nogami i nie byłam na to przygotowana. Piłka poszła po palcach i zostałam pokonana. Na pewno to będziemy analizować
– skomentowała Jagoda Sapor, bramkarka Lecha.
Brutalna gra i kontuzja liderki
Wyniku nie udało się już uratować, ale po porażce zwykle można przejść do dnia codziennego. Gorzej, gdy prawdopodobnie traci się liderkę i kapitana zespołu. Zwieńczeniem fatalnej końcówki Lecha i potwierdzeniem brutalności oraz makiawelizmu Ślęzanek była kontuzja Zuzanny Sawickiej. Stoperka razem z AlicjąPiechocką zbierały w trakcie spotkania najcięższe ciosy, a apogeum nadmiaru fauli pojawiło się w ostatnich minutach meczu. Podczas jednego z pojedynków toczonych akurat z Aleksandrą Kucharską, kapitan Lecha upadła na ziemię. Po tym starciu nie była w stanie chodzić o własnych siłach, a widok siedzącej na ławce, zapłakanej, na co dzień twardej, jak skała Sawickiej mówił sam za siebie. Paradoksalnie to nie sam mecz, a jej stan zdrowia najbardziej ciekawił po meczu dziennikarzy.
Mam nadzieję, że to nic poważnego. Nie wyglądało to dobrze. Na razie wstrzymujemy się z jakąkolwiek diagnozą. Specjaliści niech powiedzą, co będzie z Sawi
- oświadczyła trenerka Lecha UAM.
Odczarować Zagajnikową
Lech nabiera w Orlen I lidze doświadczenia z meczu na mecz, ale cztery stracone punkty po dwóch meczach przy Zagajnikowej mogą martwić kibiców.
Trenerka Alicja Zając podkreślała jednak po meczu, że mimo wszystko należało szanować ten punkt, gdyż kończyły to spotkanie w dziesiątkę. To nie zmienia faktu,
że tabela w tym momencie jest bardzo wyrównana i mimo tego, że jest to dopiero początek rywalizacji o awans do Ekstraligi, Lechitki nie mogą odpuszczać w walce o swój cel.
Nadchodzi przerwa reprezentacyjna, co pozwoli ochłodzić gorące głowy swoich podopiecznych. Odpoczynek od rywalizacji w I lidze powinien zapewnić spokojne podejście do kolejnego starcia w Warszawie przeciwko Legionistkom. Spotkanie odbędzie się w weekend, 14 lub 15 września.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.