Trener „Jagi” Adrian Siemieniec zapowiadał przed spotkaniem, że nie zamierza specjalnie zmieniać strategii gry przeciwko rywalom z Wielkopolski, a ponadto zaznaczył, że na boisku w sobotnie popołudnie będzie wymagać od swoich graczy przede wszystkim
zaangażowania, odwagi i determinacji. Taki plan miał prawo zadziałać. Gospodarze nie przegrali żadnego ligowego starcia od 28 października z Pogonią Szczecin, a w trakcie tego sezonu Ekstraklasy ani razu nie polegli na własnym terenie.
Mariusz Rumak swoim planem na spotkanie nawiązywał nawet do wymogów szkoleniowca gospodarzy:
Nigdy nie powiem, że my jesteśmy rozpędzeni ani Jagielonia, natomiast mamy swój plan na mecz i postaramy się zagrać na naszych warunkach.
Oznak motywacji po obu stronach nie brakowało nie tylko w trakcie wywiadów przedmeczowych, ale i od pierwszych minut meczu. To jednak Lech Poznań na początku spotkania wyraźniej dążył do minimalizacji zagrożeń ze strony rywali. Jagiellonia musiała się
mierzyć z wysokim pressingiem ekipy przyjezdnych i niejednokrotnie skutkowało to prostymi stratami na rzecz poznaniaków. Gracze Kolejorza niemal całkowicie uniemożliwili atak środkiem boiska, co spowodowało prowadzenie gry w ofensywie niemal wyłącznie za
pomocą skrzydeł ze strony gospodarzy.
Siła przyjezdnych w pierwszej połowie objawiała się na boisku poprzez błyskawiczne przechwyty w środku pola i świetne antycypowanie gry przez środkowych pomocników, którzy często zyskiwali cenną możliwość wyprowadzania groźnych kontr. Była to woda na młyn dla piłkarzy trenera Rumaka, bowiem Jagiellonia posiada drugą najgorszą defensywę w lidze (nie licząc drużyn spadkowych). Straciła aż 30 goli w sezonie. Prym w prowadzeniu akcji dla Lecha w atakach środkiem wiedli Filip Marchwiński oraz Filip Szymczak. To właśnie oni sprawili, że w pierwszych 30 minutach Lech prowadził z liderem Ekstraklasy 2:0.
Świetny Mrozek
Mimo to Jagiellonia po pierwszej połowie statystycznie przeważała nad raczej pragmatycznym Lechem. 247 podań „Jagi” na 175 „Kolejorza” przy 60% posiadaniu piłki jasno pokazywało, że goście byli świadomi siły najlepszego ataku w lidze i nie zamierzaliryzykować nadziania się na nagły cios. Gospodarze oddali sześć strzałów z czego trzy celne w pierwszej połowie, ale obrona Lecha pozostawała niewzruszona, co było zasługą nieustępliwości duetu środkowych obrońców i koncentracji Bartosza Mrozka, który rozegrał fantastyczne spotkanie. Nieszczęsne wspomnienia z jesieni poprzedniego roku nie pozwalały jednak na przedwczesną radość, o czym po meczu mówił Kristoffer Velde:
Pierwszą połowę musimy zaliczyć do udanych, dobrze weszliśmy w to spotkanie, strzeliliśmy gola, później następnego, ale wiedzieliśmy, że 2:0 może okazać się za niskim prowadzeniem. W końcu jesienią straciliśmy z tym samym rywalem aż trzy bramki i to u siebie. Wiedzieliśmy, na co stać Jagiellonię.
Problemy w drugiej połowie
Problemy Lecha rozpoczęły się zgodnie z przewidywaniami w drugiej połowie, kiedy to w płuca i nogi graczy trenera Adriana Siemienica weszła nowa energia. Lech po gwizdku przypominał zaskoczonego boksera, który zepchnięty nagle do narożnika, trzymając wysoką gardę musiał znosić przez 90 minut niepohamowany, szalony grad ciosów swojego rywala. Gospodarze postawili wszystko na jedną kartę i w żaden sposób nie pozwalali Lechowi dojść do głosu na boisku. Liczby z drugiej części spotkania były przytłaczające dla fanów drużyny ze stolicy Wielkopolski. „Jaga” przejęła niepodzielną kontrolę nad spotkaniem zyskując 73%posiadania piłki, wymieniając aż 241 celnych podań podczas, gdy „Kolejorz” wykonał raptem 62 takie zagrania. Podopieczni trenera Mariusza Rumaka oddali tylko jeden strzał na bramkę, a zawodnicy rywali wypracowali sobie aż 20 sytuacji strzeleckich.
Był to bardzo ciężki mecz. W drugiej połowie straciliśmy trochę kontrolę nad tym spotkaniem, powinniśmy starać się więcej utrzymać przy piłce. Nie graliśmy do końca tak, jakbyśmy tego chcieli
Po prawie półgodzinnym wysiłku gospodarze w końcu przebili się przez biały mur koszulek. Bramkę kontaktową Jagiellonia zdobyła po akcji dwóch zmienników wprowadzonych 10 minut wcześniej: asystę zanotował Jarosław Kubicki, a Kristoffer Hansen zmieścił piłkę w siatce pomimo jednoczesnej interwencji Mrozka i Salamona. Było 2:1 dla Lecha.
Co ciekawe Jagiellonia w akcji poprzedzającej to wydarzenie powinna była grać już w dziesiątkę, bowiem Adrian Dieguez po faulu na
graczu „Kolejorza” bezsprzecznie powinien był zobaczyć drugą żółtą kartkę. Sędzia jednak nie zauważył faulu, a VAR uniemożliwia sprawdzanie możliwości przyznania żółtej kartki. Ostatecznie Lech Poznań szczęśliwie wywiózł ze stadionu przy Słonecznej bardzo cenne trzy punkty.
Wywalczyliśmy wygraną z pięcioma wychowankami i trzema młodzieżowcami w jednastce. To pokazuje, jak buduje się zespół w Poznaniu. Kiedy brakuje tak wielu piłkarzy, wciąż jesteś w stanie grać przeciwko zespołowi, który gra
najlepiej piłką w Polsce. I zagraliśmy prawie dokładnie tak, jak chcieliśmy. Graliśmy dziś w trzech systemach, także po to, żeby pozamykać Jagiellonię. Ale zdecydowanie sukces, oprócz ustawienia, to jest mentalność. Wszyscy wspierali się, odbudowywali pozycję po stracie. Pokazaliśmy charakter i walczymy dalej
- powiedział Mariusz Rumak.
Jagiellonia Białystok - Lech Poznań 1:2 (0:2)
Jagiellonia: Alomerović - Sacek, Skrzypczak (89. Haliti), Dieguez, Wdowik – Romanchuk, Nene (72. Kubicki) - Marczuk, Imaz, Naranjo (60. Hansen) – Pululu (72. Caliskaner)
Lech: Mrozek - Pereira, Salamon, Milić, Gurgul - Karlstroem, Kwekweskiri (64. Murawski) - Hotić (59. Gholizadeh), Marchwiński (86. Czerwiński), Velde - Szymczak
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.