Dawid Dobrasz pozwany przez Marka Szkolnikowskiego
Dawid Dobrasz został pozwany przez byłego szefa TVP Sport Marka Szkolnikowskiego. Akt oskarżenia dotyczy wydarzeń, do których doszło na portalu X, a jego podstawą był artykuł 212 kodeksu karnego, regulujący kwestie zniesławienia.
Artykuł ten dotyczy pomawiania innej osoby, grupy osób, instytucji lub osoby prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą narazić ją na poniżenie w opinii publicznej lub utratę zaufania niezbędnego do pełnienia określonej funkcji. Przepis ten jest ścigany z oskarżenia prywatnego i przewiduje możliwość kary grzywny, ograniczenia wolności, a w przypadku użycia środków masowego komunikowania - nawet do roku pozbawienia wolności.
Spór po wpisach na portalu X
Geneza sporu sięga 21 sierpnia, dnia, w którym Lech Poznań doznał dotkliwej porażki z KRC Genk (1:5). Przegrana w praktyce przekreśliła szanse mistrza Polski na awans do fazy grupowej Ligi Europy i stała się tłem dla wymiany zdań w mediach społecznościowych.
To właśnie wtedy Marek Szkolnikowski publicznie zaczepił Dawida Dobrasza na portalu X, pisząc:
- Mam pytanie do redaktora Dobrasza. W zeszłym roku mówił pan, że gra w Lidze Konferencji to dla mistrza Polski wstyd. Chciałbym wiedzieć, czy to aktualny pogląd?
Odpowiedź dziennikarza Meczyki.pl była następująca:
- A jak to jest robić karierę na plecach Jacka Kurskiego i znajomościach? Bo ja nigdy nie dostałem tak pracy, ale może mi Pan opowie, jak to jest, bo widzę, że rynek brutalnie weryfikuje tego, co ‘przeszedł grę’. Na żałosny wpis odpowiadam żałosnym wpisem.
Na tę wypowiedź Marek Szkolnikowski odpowiedział kolejnym wpisem:
- Coś mówiłeś chłopaku o nakręcaniu hejtu. Zastanów się, czy nie warto czasem pomyśleć przed kliknięciem ‘wyślij’. Może warto też zmienić zawód, na przykład na chórzystę?
Było to nawiązanie do nagrania, na którym Dawid Dobrasz - podczas domowego meczu Lecha Poznań z Legią Warszawa - został uchwycony na trybunie prasowej, nucąc przyśpiewkę uznawaną za obraźliwą wobec rywala. Na tym etapie dziennikarz z Poznania postanowił zakończyć publiczną dyskusję:
- Ja tu hejtu nie widzę. Daliśmy sobie po razie i stoimy. I ja już to zostawię. Chociaż ja nie kojarzę wypowiedzi o wstydzie, ale może taka była. Sam już nie pamiętam - napisał Dobrasz.
Oświadczenie Dawida Dobrasza na akt oskarżenia
Po kilku miesiącach sprawa nabrała zupełnie nowego wymiaru. Po otrzymaniu pozwu Dawid Dobrasz opublikował obszerne oświadczenie na portalu X, w którym szczegółowo przedstawił swoją wersję wydarzeń oraz kulisy całej sprawy. Dziennikarz określił ją jako historię „straszną, śmieszną, ale przede wszystkim – kuriozalną”, której jednym z głównych bohaterów - obok Marka Szkolnikowskiego, jest art. 212 kodeksu karnego.
Dobrasz przypomniał, że wymiana zdań rozpoczęła się od zaczepki ze strony byłego szefa TVP Sport w trakcie meczu Lecha Poznań z KRC Genk. Jak podkreślił, podobne polemiki z udziałem osób publicznych są w mediach społecznościowych zjawiskiem powszechnym, również z udziałem samego Szkolnikowskiego.
Jak relacjonuje, po jego odpowiedzi dotyczącej ścieżki kariery Szkolnikowskiego otrzymał prywatną wiadomość z groźbą skorzystania z pomocy prawnej. W pierwszej chwili rozważał, czy nie posunął się za daleko.
- Wiecie jak jest, trwa mecz, są emocje. Przeprosiłem, zastanawiałem się też czy nie usunąć wpisu, bo czasem szkoda energii na takie przepychanki - napisał Dobrasz.
Sytuacja miała jednak zmienić się po kolejnej wiadomości, w której Szkolnikowski nie tylko ponownie zagroził konsekwencjami prawnymi, ale również zażądał konkretnej treści wpisu.
- Usuń to i napisz Tweeta, że poniosły cię emocje, a za moich czasów TVP Sport wyglądało super… - miał napisać Szkolnikowski do Dobrasza
Dziennikarz podkreślił, że odrzucił takie żądanie, uznając je za próbę wymuszenia opinii. W konsekwencji otrzymał prywatny akt oskarżenia oparty na art. 212 kodeksu karnego. Dobrasz zwrócił uwagę, że sięgnięcie po ten przepis - wywodzący się jeszcze z czasów PRL i od lat krytykowany przez środowisko dziennikarskie i uważa za szczególnie kontrowersyjne, tym bardziej że dotyczy on opinii wyrażonej w mediach społecznościowych.
- Fakt, że z powodu opinii na X pozwał mnie właśnie dziennikarz i to z kodeksu karnego, a nie cywilnego - uważam za absolutną kompromitację - dodaje dziennikarz z Poznania.
W dalszej części oświadczenia Dobrasz zaznaczył, że nie zamierza ani usuwać wpisu, ani publikować narzuconych mu treści. Podkreślił również, że nie da się zastraszyć, mimo różnicy pozycji czy zaplecza między nim a byłym dyrektorem TVP Sport.
- Jestem na końcu zwykłym chłopakiem z Poznania, który po prostu chce spełniać marzenia, nie żadnym dyrektorem czy szychą. Jeśli jednak uważa, że z tego powodu uda mu się mnie przestraszyć - to muszę go rozczarować.
Dobrasz odniósł się także do swoich dziennikarskich początków w środowisku Weszło, które - jak zaznaczył - budowało swoją rozpoznawalność na ostrym i bezkompromisowym stylu. Jego zdaniem paradoksem całej sytuacji jest fakt, że to właśnie jeden z dziennikarzy wywodzących się z tego środowiska zdecydował się skorzystać z art. 212.
Na zakończenie oświadczenia Dawid Dobrasz zaznaczył, że po rozmowach z bliskimi i redakcją podjął decyzję o podjęciu walki w sądzie.
- Jeśli więc Marek ‘212’ Szkolnikowski ma życzenie spotkać się w sądzie - to proszę. I do zobaczenia - zakończył Dawid Dobrasz.
Całe oświadczenie można przeczytać poniżej:
Efekt Streisand
Skierowanie sprawy na drogę karną sprawiło, że sytuacja, która pierwotnie była jedynie krótką i zamkniętą wymianą zdań na portalu X, zyskała zupełnie nowy, szeroki kontekst medialny. Wpisy, które przez kilka miesięcy funkcjonowały wyłącznie w obiegu internetowych dyskusji, wróciły na tapet i ponownie zaczęły być szeroko komentowane.
Wiele wskazuje na to, że mamy tu do czynienia z klasycznym przykładem tzw. efektu Streisand - zjawiska, w którym próba formalnego zamknięcia lub uciszenia tematu prowadzi do jego ponownego nagłośnienia i znaczącego zwiększenia zasięgu. Zamiast wygasić sprawę, działania prawne nadały jej drugie życie.
W praktyce oznacza to, że wypowiedzi Dawida Dobrasza dotyczące kariery Marka Szkolnikowskiego nie tylko zostały przypomniane, lecz zapewne dotrą do zupełnie nowych odbiorców. W mojej ocenie, gdyby nie pozew, cała sytuacja najpewniej pozostałaby jednym z wielu epizodów charakterystycznych dla portalu X.
Decyzja o skierowaniu sprawy do sądu nadała jej jednak rangę otwartego konfliktu prawnego. A wypowiedzi sprzed kilku miesięcy (chcąc nie chcąc) będą jeszcze długo analizowane i komentowane w przestrzeni publicznej.
Komentarze (0)