Reklama lokalna
reklama

Dużo kibiców i thriller futsalistów Wiary Lecha na otwarcie sezonu

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Michał Korek

Dużo kibiców i thriller futsalistów Wiary Lecha na otwarcie sezonu - Zdjęcie główne

foto Michał Korek

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

FutsalJak już witać się z I ligą to z hukiem. Futsaliści Wiary Lecha zapewnili swoim kibicom niesamowity zastrzyk adrenaliny już w pierwszym meczu nowego sezonu. Drużyna Kolejorza w sobotni wieczór w hali przy Zagajnikowej dokonała sensacyjnego comebacku w ostatnich minutach meczu przeciwko Wenecji Pułtusk, a mimo to... nie może być w pełni usatysfakcjonowana końcowym wynikiem.
Reklama lokalna
reklama

Spotkanie rozpoczęło się punktualnie o 19:22, a symboliczna godzina absolutnie nie powinna dziwić wszystkich fanów Lecha Poznań. Mecz jednak poprzedziło uhonorowanie zeszłosezonowych mistrzów II ligi, którzy odebrali trofeum za swoje dokonania. Nie obyło się także bez szczególnych podziękowań dla zawodników, którzy odegrali kluczową rolę w tamtym sukcesie, a dziś mogli obserwować zmagania Lechitów na wyższym szczeblu rozgrywkowym tym razem z trybun. Na honorowych miejscach w sektorze VIP zasiadł Karol Klimczak, który bynajmniej nie przyszedł na mecz, by podziękować za minione osiągnięcia drużyny, lecz śledzić ich poczynania przez całe spotkanie.

Pomimo tych pięknych chwil, atmosfera podczas pierwszego meczu I ligi futsalu mężczyzn była wyjątkowo napięta nie tylko ze względu na oczywistą sportową rywalizację między drużynami. Starcie z ekipą z Pułtuska miało wymiar jordanowskiej "sprawy osobistej", bowiem zespół Wenecji sympatyzuje z Legią Warszawa. 

reklama

Czasem chcieć nie znaczy móc

Wiara Lecha zaprezentowała się kibicom od pierwszego gwizdka tak, jak na swoich sparingach: dominująco, przejmując inicjatywę i okazując zdeterminowanie, by zaznaczyć swoją pozycję w meczu. Poznaniacy swoich szans szukali początkowo w ataku pozycyjnym, licząc na odpowiednie zgranie, wzajemne zrozumienie i wymienność pozycji. Jak to w nowych ekipach bywa, taki styl gry wiąże się z ryzykiem poważnych błędów i takowe przydarzyły się drużynie gospodarzy.

Wenecja bezwzględnie wykorzystywała straty piłki Lechitów i zaskakiwała obronę Wiary w szybkich kontratakach. Po czterech minutach gry piłkarz drużyny gospodarzy - Dominik Solecki - niefortunnie wbił piłkę do własnej siatki, a pięć minut później fatalnie pomylił się bramkarz niebiesko-białych, co zaowocowało żółtą kartką dla niego, rzutem karnym dla gości i ich drugim trafieniem tym razem autorstwa Adama Grzyba. Ta trudna sytuacja podziałała jednak mobilizująco na podopiecznych trenera Dariusza Pieczyńskiego, którzy zintensyfikowali swoje ataki i wreszcie na 10 minut przed końcem pierwszej połowy bramkę kontaktową dla swojej drużyny strzelił nowy nabytek - Uriel Cepeda - nabijając przy tym swojego rywala. Wydawać się mogło, że Lechici wrócili do gry i obudzili się z przydługiego snu nocy letniej, ale w ostatnich czterech minutach gry Duarte Araujo do spółki z Maciejem Frąckiewiczem rozbili Lechitów i prowadzi do przerwy 4:1.

reklama

Wydaje mi się, że weszliśmy w ten mecz mocno zdenerwowani. Wielu chłopaków debiutowało dzisiaj w składzie, mocno go przebudowano latem. Myślę, że na początku paraliżował nas stres, większość chłopaków nie grała przy takiej publiczności. Dużo elementów gry nam nie wychodziło: pojawiały się niedokładności, błędy w przyjęciu piłki i nie było ciągłości grania.

- ocenił bramkarz Wiary Lecha, Jakub Lubojański.

Jazda bez trzymanki

Doping na trybunach nie ustawał w drugiej połowie nawet przez moment, a nadzieja na poprawę wyników Kolejorza również była niezachwiana.

Budowę sensacyjnej remontady w wykonaniu Wiary Lecha na parkiecie rozpoczął Jacek Sander, zaskakując rywali ze stałego fragmentu gry. Obraz gry po stronie Kolejorza się zmienił, futsaliści postanowili nie stawiać na mozolny atak pozycyjny, a zamiast tego zaczęli doskakiwać do swoich przeciwników w pressingu tuż przy ich bramce. Gra się zaostrzyła, a Lechici szukali swoich okazji po błędach tuż pod bramką Wenecji. Jednak ponownie, im bardziej gospodarze próbowali odmienić przebieg meczu, tym bardziej to goście dochodzili do swoich szans. Drugie trafienie Adama Grzyba na 5:2 w 12 minucie meczu było kolejnym kubłem zimnej wody wylanym na głowy rozgrzanych od emocji poznańskich fanów. Wiara Lecha była agresywniejsza i bardziej głodna goli od Wenecji, a jednak ich wysiłki były napędem dla zabójczych kontrataków gości. 

reklama

Pierwsza połowa była fajna w naszym wykonaniu, robiliśmy wszystko, co chcieliśmy i co sobie zakładaliśmy. Druga połowa była jednak fatalna. Jeśli będziemy tak grać, nie będziemy zdobywać punktów. 

- gorzko stwierdził szkoleniowiec Wenecji Pułtusk, Piotr Lichota.

Bohaterski Argentyćzyk

Uriel Capeda był w zespole Kolejorza bezapelacyjnie pierwszoplanową postacią w tym spotkaniu. To on stanowił centralny punkt w prowadzeniu akcji swojej drużyny jak również kończeniu jej ataków, ale jego nieskuteczność i momentalna, całkowita nieprzewidywalność zagrań równocześnie sprawiała, że kibice mogli czuć frustrację, widząc jego kolejne błędy na parkiecie. Nowy nabytek z Argentyny budził w tym spotkaniu naprzemiennie skrajne emocje, ale ostatnie 10 minut w jego wykonaniu, wywołało na trybunach euforię porównywalną do tej, którą mógł kojarzyć ze stadionów Ameryki Południowej. W przeciągu trzech minut zdołał strzelić dwie bramki, dające kontakt Wierze Lecha. Natomiast dzięki błyskotliwej zmianie autorstwa trenera Pieczyńskiego, po koronkowym rozegraniu piłki na małej przestrzeni, 17 sekund później "wejście smoka" zaliczył Robert Świtoń. To jednak absolutnie nie był koniec emocji w koncówce, bowiem w kolejnych trzech minutach meczu, po kapitalnej indywidualnej akcji Uriel Capeda w sytuacji sam na sam zdecydował się oszukać bramkarza i oddać piłkę Sebastianowi Ceballosowi, który strzelił gola do pustej bramki. Argentyńczyk w przeciągu siedmiu minut, niemalże w pojedynkę całkowicie odwrócił losu meczu, który zdawał się być marnym dla drużyny Wiary Lecha po pierwszej połowie. 

Jesteśmy w tym zestawieniu, który kibice dziś widzieli od kilku miesięcy. Potrzebujemy jeszcze trochę minut na zgranie i parę ważnych meczów do rozegrania, żeby chłopacy złapali pewne automatyzmy, żeby się one zazębiły. Cieszy mnie to, że zespół potrafił się podnieść po znacznej przewadze Pułtuska.

- podkreślał po meczu Dariusz Pieczyński, trener Wiary Lecha.

Z nieba do piekła

Po trafieniu Sebastiana Ceballosa Wiara Lecha trzymała się na parkiecie niczym tonący brzytwy. Każdy faul na niekorzyść gospodarzy był przeżywany przez zawodników jak podyktowanie karnego, każda przerwa na żądanie była niczym przygotowanie do wznowienia walki bokserskiej, a każdy upadek futsalistów Kolejorza był przeciągany możliwie jak najdłużej. Wenecja zmuszona do gry w ataku pozycyjnym i tak potrafiła poważnie zagrozić bramce Jakuba Lubojańskiego, który trzymał swój zespół na powierzchni do ostatnich 20 sekund meczu. Właśnie wtedy pierwszy i ostatni raz w tym spotkaniu został pokonany. Po faulu na jednym z zawodników z Pułtuska piłka została dograna w pole karne i po całkowitym chaosie ostatecznie rywale Lechitów zamknęli akcję golem, wyrównując stan meczu na 6:6 strzałem w samo okienko. Choć podopieczni trenera Dariusza Pieczyńskiego spróbowali zawiązać jeszcze jeden, desperacki atak... nie odmienili losów spotkania. Mimo iż wydarli jeden punkt, mogli sobie pluć w brodę, że nie utrzymali zwycięstwa do końca spotkania.

Zabrakło nam szczęścia w końcówce, o bramce na 6:6 zadecydował w dużej mierze przypadek. Z przebiegu całego meczu trzeba szanować ten punkt, bo można było przegrać lub wygrać po tak rewelacyjnym meczu. Przyjmuję go z pokorą.

- powiedział szkoleniowiec gospodarzy.


W podobnym tonie wypowiadał się po końcowym wyniku zawodnik Wenecji Pułtusk, Michał Knajdrowski

Ten mecz był bardzo dziwny. Miał swoje fazy i niektóre z nich przespaliśmy, tak jak przy 4:1 lub 5:2 dla nas. Powinniśmy byli chociaż się zamurować, żeby nie tracić kolejnych bramek, ale wyraźnie opadliśmy z sił po tej pierwszej połowie i dlatego drużyna z Poznania nas dogoniła. Koniec końców chyba jesteśmy zadowoleni z remisu, bo jednak uratowaliśmy ten jeden punkt, ale wydaje mi się, że byliśmy może ciut lepsi niż drużyna z Poznania.

- podsumował futsalista rywali Wiary Lecha.

Wszystkie ręce na pokład

Ten sensacyjny mecz na długo pozostanie w pamięci fanów poznańskiego futsalu, ale zawodnicy muszą szybko przełknąć tę słodko-gorzką pigułkę i koncentrować się już na kolejnym meczu, który czekać ich będzie w przyszłą niedzielę. Ze stolicy wielkopolski Wiara Lecha przeniesie się do dawnej stolicy Polski, by powalczyć w Gnieźnie o upragnione trzy punkty. Spotkanie odbędzie się o godzinie 17:00.

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama