Enea Basket Poznań wróciła na halę przy Drodze Dębińskiej po piekielnym maratonie spotkań. Drużyna trenera Przemysława Szurka, co cztery dnia podróżowała między halami na Podkarpaciu, w Poznaniu i Pelplinie. W sobotni wieczór wielkopolanie na własnym parkiecie musieli natomiast podjąć AZS Politechnikę Opolską i wykrzesać z siebie jeszcze trochę sił w ostatnim meczu domowym w 2024 roku. Przygotowania do tego spotkania bazowały w dużej mierze na odpoczynku i regenracji, a o szczegółach planu na to spotkanie pisaliśmy TUTAJ.
Na papierze Weegree AZS Politechnika Opolska nie była najbardziej wymagającym przeciwnikiem. W ostatnich dziewięciu meczach wygrała tyko raz, ale nie zmieniało to faktu iż rywale Enei mogli zaprezentować się w niedzielę w sposób zupełnie nieprzewidywalny. Mieli po równo zwycięstw i porażek na wyjeździe, u siebie oraz w ogólności. To czyniło ich szczególnie niebezpiecznymi m.in ze względu na to, że tabela 1. ligi jest spłaszczona i zwycięstwo przeciwko poznaniakom mogło dać Politechnice awans z 9. pozycji w tabeli do strefy play-offowej.
Enea Basket Poznań nadrobiła braki w defensywie. Wyrównana pierwsza połowa
Pomimo krótkiego okresu regeneracji Enea przystąpiła do sobotniego spotkania z pianą na ustach. Od pierwszych minut poznaniacy nie odpuszczali swoim rywalom, co było w szczególności widać w ich obronie, która momentami była zdaniem sędziów nawet zbyt agresywna. Poznaniacy łatwo tracili punkty z rzutów wolnych, ale nie mogli się wstydzić swoich poczynań w fazie defensywnej. Wreszcie udało im się zbalansować grę po obu stronach parkietu i na pierwsze prowadzenie w meczu musieli czekać do piątej minuty, kiedy prowadzenie dał im Michał Samsonowicz. "Trójki" poznańskiego rozgrywającego były nieodzowne w pierwszej kwarcie i to one pozwalały Enei utrzymywać równorzędną walkę o wynik. Niestety nie wystarczały one do objęcia prowadzenia. Błędów gospodarzy w defensywie i kontrowersyjnych gwizdków było zbyt wiele i pierwsze 10 minut meczu zakończyło się wynikiem 23:18 dla przyjezdnych.AZS Politechnika Opolska kontynuowała swój plan na mecz w drugiej połowie, zmuszając Eneę do błędów w obronie, co skutkowało kolejnymi rzutami wolnymi. Poznaniacy mieli problem ze znalezieniem na to sposobu, podobnie jak na często nieuzasadnione gwizdki sędziów. Arbitrzy chcąc niechcąc wydatnie umożliwiali gościom zdobywanie punktów z osobistych. Trzeba jednak przyznać przyjezdnym, że ich prowadzenie mogłoby być dużo wyższe w drugiej kwarcie, gdyby ci wykorzystywali swoje akcje rzutowe za trzy. Niestety dla nich nadgarstki zawodziły ich w kluczowych momentach przez co mieli problem z trafianiem do kosza zza łuku, pomimo kapitalnych wymian podań. Na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy Enea zbliżyła się do gospodarzy, doprowadzając do wyniku 36:38, ale prowadzenia nie udało się odzyskać. Dzięki rzutom Rutkowskiego opolanie zyskali jeszcze cztery punkty, podobnie jak Enea dzięki skuteczności Wielocha, ale to ci pierwsi mogli schodzić na przerwę w dobrych nastrojach.
- Cieszy nas nasza postawa w obronie. Było kilka spotkań, gdzie traciliśmy powyżej 80 punktów, ale założyliśmy sobie, aby to spotkanie z Opolem skończyło się poniżej 80 i zrealizowaliśmy to. Pokazaliśmy, że jak dobrze bronimy to jest szansa na wygraną. Dzisiaj to zrobiliśmy i wygraliśmy mecz - powiedział kapitan Enei Basket Poznań, Piotr Wieloch.
Nieprawdopodobna końcówka w wykonaniu Enei
Wraz z drugą połową pojawiły się nowe problemy. Poznaniacy stracili Wojciecha Frasia, który doznał urazu ręki i bez swojego nominalnego centra musieli radzić sobie z Austinem Lawtonem, który dominował w strefie podkoszowej. To właśnie on stał się główną bronią po stronie opolan, a Enea Basket nie potrafiła w większości sytuacji czysto powstrzymywać go przed zdobywaniem punktów. Amerykanin ponadto dawał się we znaki poznaniakom blokując ich rzuty z okolic trumny, co skutecznie eliminowało zagrożenie rzutów za dwa. Sytuacja była o tyle frustrująca, że sędziowie pomimo agresywnych ataków Enei nie byli skorzy do tego, by gwizdać faule dla gospodarzy tak często jak dla gości. Poznaniakom udało się jednak w trzeciej kwarcie obrócić broń opolan przeciwko nim samym i podopieczni trenera Przemysława Szurka także coraz częściej zdobywali punkty po rzutach osobistych. Dodatkowo ważną rolę odegrały celne rzuty Michała Samsonowicza, zbijające stratę punktową Enei do wyniku 59:62.W ostatniej kwarcie mogło się wydarzyć wszystko ze względu na równorzędną rywalizację obu ekip. Jednak mówiąc o tym, dlaczego opolanie przegrali ten mecz warto przytoczyć frazę: "niewykorzystane okazje lubią się mścić". Zanim do tego doszło poznaniacy musieli znaleźć sposób na powstrzymanie Lawtona, który coraz śmielej poczynał sobie pod koszem Enei. To było tak naprawdę największym wyzwaniem dla defensywy gospodarzy: czysto blokować jego rzuty i wygrywać z nim pojedynki na "desce". W ostatniej fazie meczu udało się tego dokonać, a podopieczni trenera Szurka poradzili sobie w ofensywie pomimo utraty ich kapitana,Piotra Wielocha, którego krwotok po jednym ze starć był tamowany poza boiskiem przez dłuższą chwilę. Wtedy na swoje barki ciężar gry wziął Michał Samsonowicz i to on powiódł punktowo Eneę do zwycięstwa, trafiając dwa kluczowe rzuty na pierwsze prowadzenie od początku pierwszej kwarty. Dzieło zwieńczyli jednak Arkadiusz Adamczyk i Konrad Rosiński, pomimo wysiłków w ofensywie Dominika Rutkowskiego po drugiej stronie parkietu. Zwycięstwo 79:76 dla Enei stało się faktem, a poznaniacy wygrali to spotkanie pomimo tego, że ani razu od pierwszych ośmiu minut meczu nie byli na prowadzeniu! Wszystko jednak odmienili dzięki sile ogniw w końcówce.
- To są może małe rzeczy, których kibic nie widzi, ale Janek Jakubiak odegrał jedną z kluczowych ról w końcówce spotkania. Jego determinacja nie pozwalała drużynie z Opola myśleć o tym, jak rozegrać akcje, bo byli zaangażowani w walkę z Jankiem. Dziękuje zespołowi z Opola za stworzenie bardzo emocjonującego meczu. Mieli na nas pomysł w defensywie, a my ten pomysł defensywny znaleźliśmy na nich dopiero pod koniec czwartej kwarty w związku z czym możemy cieszyć się ze zwycięstwa - mówił po meczu trener Enei Basket, Przemysław Szurek.
Kapitan poznańskiego zespołu zwrócił natomiast uwagę na to, że o zwycięstwie zadecydowały też elementy techniczne i znaczący skok jakościowy względem poprzednich kwart.
- Zwycięstwo w końcówce zapewniły nam chociażby niczyje piłki, które przejmowaliśmy. W końcówce deska była opanowana i mogliśmy zagrać szybkim atakiem i zdobyć łatwe punkty. Przede wszystkim robiliśmy dzisiaj swoje. Kiedy przegrywaliśmy nie było dzisiaj spuszczania głowy, cały czas patrzyliśmy na kolejne akcje. Przetrzymaliśmy rywali w obronie i cieszy nas to zwycięstwo - mówił po spotkaniu Piotr Wieloch.
Job's not finished. Na refleksje przyjdzie jeszcze czas
Zapytany po spotkaniu o swoje refleksje na temat dotychczasowych wyników Enei w tej części sezonu w 2024 roku, kapitan Piotr Wieloch powiedział, że mają do rozegrania jeszcze jedno spotkanie i dopiero po nim będą nad tym myśleć. To dobrze oddaje charakter i mentalność drużyny Enei, na której wrażenia nie zrobił nawet powrót na pierwsze miejsce w tabeli 1. ligi mężczyzn. Przed drużyną z poznania stoi jeszcze jedno wyzwanie w tym roku, czyli wyjazd do Wrocławia, gdzie zmierzą siły z lokalnym WKK. To 16. z 18 drużyn w tabeli 1. ligi. Choć trener Przemysław Szurek zapewnił po meczu z Politechniką Opolską, że da dodatkowy dzień odpoczynku swoim graczom nie oznacza to, że pojadą tam w pełni sił. We Wrocławiu zabraknie ich podstawowego centra Wojciecha Frasia, który będzie musiał wyleczyć uraz. Oby to nie wpłynęło na znaczącą obniżkę formy poznaniaków.
Enea Basket Poznań vs Weegree Politechnika Opolska 79:76 (18:23, 22:19, 19:19, 20:15)
Enea Basket Poznań: Wojciech Fraś (2 pkt, 2 zbiórki, 1 asysta), Michał Samsonowicz (18 pkt, 4/8 rzutów trzypunktowych, 4 zbiórki), Piotr Wieloch (15 pkt, 3 zbiórki, 5 asyst), Mikołaj Stopierzyński (9 pkt, 6 zbiórek, 3 asysty), Konrad Rosiński (10 pkt, 8/12 pkt z gry, 5 asyst)Weegree AZS Politechnika Poznań: Jakub Kobel (10 pkt, 1 zbiórka, 5 asyst), Dominik Rutkowski (27 pkt, 2 zbiórek, 3 asysty), Krzysztof Kempa (14 pkt, 7 zbiórek, 2 asysty), Kamil Białachowski (2 pkt, 4 zbiórki), Austin Lawton (17 pkt, 8 zbiórek, 2 asysty)
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.