Przed pierwszym gwizdkiem sędziego w Hali AWF trudno było wskazać faworyta. Nieco lepszym bilansem (4-3 vs 3-4) mogli pochwalić się gospodarze ze stolicy Wielkopolski, ale w poprzednim sezonie to tyszanie dwukrotnie okazywali się skuteczniejsi w bezpośrednich meczach.
Walka w zwarciu w pierwszej połowie. Enea z małą przewagą nad GKS-em
Gołym okiem widać było jak bardzo obu drużynom zależało na zwycięstwie. Przewaga poznaniaków nad Ślązakami po pierwszej kwarcie wynosiła zaledwie punkt, a zespół gospodarzy w ofensywie prowadzili Mikołaj Stopierzyński i Piotr Wieloch. Przy wsparciu kolegów odnotowali 23 oczka dla Enei w pierwszej kwarcie. W drugiej natomiast oba zespoły nadal nie odpuszczały i przez pierwsze pięć minut punktowały na równi. Potem, gdy na zegarze wybiło lekko ponad 5 minut do końca, przewaga GKS-u zaczęła topnieć.
Pierwsza liga jest tak zacięta, że te mecze trzeba wyszarpywać. Nie spodziewam się tu jakichś blow-outów i nie spodziewam się, by one nas dotyczyły. Najważniejsze jest to, że publiczność, która nie rozjechała się na dłuższy weekend przyszła dziś, żeby nas oklaskiwać, za co jej bardzo dziękuje
- podkreślał trener Enei Basket, Przemysław Szurek.
Pod koniec pierwszej połowy wreszcie punktować za trzy zaczął Michał Samsonowicz, a swoje trafienia nieustannie dokładał także Mikołaj Stopierzyński. Obaj zawodnicy zaczęli budować przewagę nad GKS-em do tego stopnia, że schodząc na przerwę, Enei udało się odnotować najwyższą przewagę w meczu, wynoszącą sześć punktów. Mieliśmy wtedy 50:44. Samsonowicz w drugiej kwarcie zdobył dla swojej drużyny 12 oczek i wydatnie przyczynił się do korzystnego wyniku dla Enei.
GKS Tychy na linach. Enea Basket nie dała rywalom szans na powrót
Na parę minut przed zakończeniem trzeciej kwarty Enea straciła wysoką przewagę i znów od rywali dzieliły ją raptem cztery punkty. Było to o tyle frustrujące, że gospodarze potrafili prowadzić w tej samej części meczu, choćby ośmioma oczkami. Postawa zawodników gości, takich jak Śnieg, Szmit i Bożenko spowodowała, że Tychy doprowadziły do remisu. To jednak nie złamało mentalności Enei.
Sporo się zmieniło po przerwie. Zespół z Tychów to nie jest słaba drużyna ofensywnie, tam ma kto rzucać. My im na to pozwoliliśmy, a powinniśmy to ograniczyć. W drugiej połowie to się udało, co poskutkowało mniejszą ilością straconych punktów. Gra była wolniejsza, skoncentrowaliśmy się na defensywie, ale możemy być zadowoleni
- mówił po meczu Michał Samsonowicz.
Na sześć minut przed czwartą kwartą ofensywa GKS-u niemal zupełnie się zatrzymała, a Enea nabrała wiatru w żagle. Goście utknęli na pułapie 62 punktów, a do pracy w zespole ich rywali wzięli się doświadczeni Wojciech Fraś i Piotr Wieloch. To w szczególności ten drugi z wymienionych graczy zyskał dogodne okazje punktowe z rzutów wolnych. Wraz z rzutami Samsonowicza Enea pogrzebała nadzieje Ślązaków na wygraną, a sami przyjezdni byli w stanie zdobyć raptem cztery punkty w ostatniej minucie meczu. Podopieczni trenera Szurka pokonali na własnym terenie GKS Tychy 75:66, zajmując pierwsze miejsce w tabeli.
Popisowe występy indywidualności Enei
W ofensywie w poznańskiej drużynie z pewnością trzeba wyróżnić Michała Samsonowicza, który okazał się decydujący dla przebiegów akcji Enei. Rzucił on 18 punktów (najwięcej w całym meczu), a jego stuprocentowe skuteczności rzutów za dwa i pięcdziesięcioprocentowe rzuty za trzy tylko podkreślały fakt, ze był w sobotni wiecżór "in the zone". Imponujące 12 zbiórek Wojciecha Frasia również przełożyło się na korzystny dla poznaniaków rezultat.9 listopada o 15:00 w starciu z Polonią Warszawa Enea Basket powalczy o drugie zwycięstwo z rzędu i obronę pozycji lidera.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.