Kibice tego nie zapomną...
Lech Poznań zapisał się w historii polskiej i gibraltarskiej piłki. Zwycięstwo Lincoln Red Imps nad Kolejorzem było bowiem pierwszym triumfem gibraltarskiego zespołu w fazie zasadniczej europejskich pucharów. Dla Lecha to porażka bolesna, wstydliwa i przede wszystkim kompromitująca, biorąc pod uwagę, że lechici byli murowanym faworytem.
Mecz obnażył słabości drużyny z Poznania w sposób bezlitosny. Zawodnicy z szerokiej kadry, którzy dostali szansę gry od pierwszej minuty, pokazali, że są daleko od odpowiedniej formy i jakości, jakiej wymaga europejska rywalizacja. Lech wyglądał bezradnie, bez pomysłu, a każdy kolejny atak kończył się frustracją. W dodatku sytuacja w grupie nie napawa optymizmem przed starciem z Rayo Vallecano, a już w niedzielę na horyzoncie kolejne wyzwanie - ligowy klasyk z Legią Warszawa. Po końcowym gwizdku Mrozek nie krył frustracji w rozmowie z Pauliną Czarnotą-Bojarską w Polsat Sport.
- Nie wiem, co powiedzieć, cokolwiek nie powiem, będzie źle. Nie możemy szukać usprawiedliwień w sztucznej murawie, chociaż gra się na niej inaczej. Jesteśmy Lechem Poznań, każdy spodziewał się, że wygramy z mistrzem Gibraltaru. Nie powinniśmy zostawić im żadnych argumentów - powiedział Mrozek.
Bramkarz Kolejorza rozegrał słabe zawody, nie pomagając drużynie w kluczowych momentach. Owszem, zanotował kilka efektownych interwencji po uderzeniach z rzutów wolnych, ale przy obu golach dla Lincoln Red Imps powinien był zachować się znacznie lepiej. Szczególnie przy drugim trafieniu, gdy piłka wpadła mu „za kołnierz”. Mrozek ponownie pokazał też, że gra nogami pozostaje jego piętą achillesową - jedno z nieudanych podań w pierwszej połowie mogło zakończyć się bramką dla gospodarzy.
- Z podkulonym ogonem wracamy do domu. Plus jest taki, że gramy co trzy dni. Dziś przegraliśmy, ale jeśli wygramy następny mecz, wszyscy będą mogli o tym zapomnieć - zakończył golkiper Kolejorza.
Lech nie jest konsekwentny
Czy ewentualne zwycięstwo z Legią Warszawa sprawi, że kibice zapomną o kompromitacji na Gibraltarze? Raczej nie. Czy jednak byłby to pozytywny sygnał? Zdecydowanie tak. Lech musi wreszcie zacząć wygrywać i przede wszystkim być konsekwentny w tym, co robi.
Ta konsekwencja powinna dotyczyć również trenera Nielsa Frederiksena, który na wielu konferencjach podkreślał, że tracenie goli jest naturalną konsekwencją ofensywnego stylu gry. Problem w tym, że w meczu z Lincoln Red Imps Lech ofensywnie nie zagrał, a mimo to stracił dwa gole.
Po spotkaniu z Pogonią Szczecin, zakończonym remisem 2:2, szkoleniowiec Lecha został zapytany, dlaczego jego zespół wypuścił zwycięstwo w doliczonym czasie gry. Wtedy przyznał, że drużyna niepotrzebnie się cofnęła. Niestety, na Gibraltarze historia się powtórzyła - po bramce Mikaela Ishaka lechici oddali inicjatywę i popełnili ten sam błąd. Mecz z Legią Warszawa odbędzie się w niedzielę o godzinie 20:15.
Komentarze (0)