reklama

Bryan Fiabema najgorszym obcokrajowcem w historii Lecha Poznań? Porównaliśmy go z innymi niewypałami!

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Tomasz Deska

Bryan Fiabema najgorszym obcokrajowcem w historii Lecha Poznań? Porównaliśmy go z innymi niewypałami! - Zdjęcie główne

Fiabema vs. reszta świata. Żaden ofensywny obcokrajowiec Lecha nie miał gorszych statystyk! | foto Tomasz Deska

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Piłka nożnaPo kolejnych słabych występach Bryana Fiabemy i narastającej fali krytyki ze strony kibiców oraz mediów, można odnieść wrażenie, że norweski piłkarz przestaje być tylko nieudanym transferem - staje się symbolem nieporozumienia. Co ciekawe, mimo braku konkretów na boisku, trener Niels Frederiksen nie szczędzi mu ciepłych słów i regularnie stawia na niego w wyjściowym składzie. Postanowiłem więc sprawdzić: czy w historii Lecha Poznań był gorszy ofensywny obcokrajowiec?
reklama

Fiabema najgorszym obcokrajowcem w historii Lecha Poznań?

Bryan Fiabema rozegrał dla Lecha 34 mecze. Efekt? Zero goli i jedna asysta. Choć formalnie Norweg jest napastnikiem, to zdecydowanie częściej gra na skrzydle. Dlatego uwzględniłem w zestawieniu wszystkich zagranicznych ofensywnych graczy, którzy rozegrali co najmniej 10 spotkań w pierwszym zespole Kolejorza. Nie liczyłem występów w rezerwach, choć to i tak niczego by nie zmieniło, bo Fiabema nie zanotował tam ani asysty, ani nie strzelił gola. 

reklama

Na początku od razu przyszedł mi do głowy Nicklas Barkroth. Pamiętam, że był mocno krytykowany, miał problemy zdrowotne i jego poziom nie zadowalał nikogo w Poznaniu. Szwedzki skrzydłowy grał w Kolejorzu w sezonie 2017/18 i zanotował jeden występ w kampanii 18/19. Był rozczarowujący, nie umiał w dryblingi 1 na 1 - podobnie jak Fiabema,  ale dziś jego statystyki wydają się nieosiągalne dla norweskiego zawodnika. Barkroth zanotował 3 asysty w 25 spotkaniach, w tym aż 3 w pierwszych pięciu meczach w Ekstraklasie.

Idźmy dalej. Jan Sykora - Czech, który kompletnie nie odnalazł się w Lechu. Przyszedł z renomowanej Slavii Praga, ale nie zaklimatyzował się w Poznaniu. Mimo to wystąpił w 36 spotkaniach, strzelił gola i zanotował 5 asyst. Wynik nieporównywalny z tym, co prezentuje Fiabema.

reklama

Mihai Radut? Kolejny nieudany transfer, ale... W 57 spotkaniach miał gola i 8 asyst. Już po 9 występach w Ekstraklasie przebił Fiabemę: zdobył bramkę i dwie asysty. Możemy sięgnąć do jeszcze dawniejszych czasów, konkretnie do 2004 roku. Justin Nnorom - może zapomniany, ale skuteczniejszy. W 35 spotkaniach strzelił dwa gole. To nadal lepsze liczby, od tych które zrobił Fiabema.

Z Norwegami Lech nie miał szczęścia, chociaż nawet Muhamed Keita - piłkarz, którego stresował głośny doping i presja ze strony kibiców - miał lepsze liczby. Strzelił 3 gole i zanotował 3 asysty w 28 meczach. Był autorem pięknego trafienia w meczu z Górnikiem Łęczna. 

Zanim przejdę do napastników, którzy byli niewypałami to jeszcze wymienię kilku pomocników.

  • David Holman - węgierski skrzydłowy. Zanotował 11 spotkań i strzelił dwa gole.
  • Gio Tsitaishvili - 1 gol i 2 asysty w 24 meczach.
  • Mario Situm - 4 gole, 4 asysty w 29 występach 

Przechodząc już stricte do napastników, bo ktoś może zaraz wtrącić, że Bryan Fiabema to przecież też napastnik.

reklama

Na pierwszy ogień mój osobisty faworyt z tego zestawienia: Nicki Bille Nielsen. Duński snajper trafił do siatki już w debiucie, potem jednak jego kariera w Lechu została naznaczona kontuzjami, kontrowersjami i zamiłowaniem do nocnego życia. Statystyki? 43 mecze, 8 goli i jedna asysta - całkiem przyzwoity dorobek, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności.

Idźmy dalej, do postaci, która trafiła na słynny transparent kibiców Lecha, wytykający nieudane transfery. Mowa o Mohammadzie Awwadzie, izraelskim napastniku wypożyczonym do Lecha w sezonie 2020/2021. W 16 występach strzelił dwa gole i po prostu się z nim pożegnano.

Jeśli chodzi o innych snajperów, to przez Lecha przewinęli się również: Nika Kacharava, Aron Johannsson, Oleksiy Khoblenko, Timur Zhamaletdinov czy Deniss Rakels. Tak, tak... każdy z nich może pochwalić się lepszymi statystykami niż Fiabema.

reklama

Frederiksen blokuje miejsce w składzie

Najbardziej przykre w całej sytuacji jest to, że zagraniczny piłkarz blokuje miejsce zawodnikom z Akademii, która nie bez powodu uchodzi za najlepszą w Polsce. W Lechu są młodzi gracze, którzy zasłużyli choćby na połowę szans, jakie otrzymał Bryan Fiabema. Niestety, wszystko to odbywa się kosztem wychowanków.

Trudno sobie wyobrazić, by tacy zawodnicy jak Igor Stankiewicz, Kamil Jakóbczyk, Filip Wilak czy Jakub Antczak wypadli gorzej niż Norweg. Nawet wracając myślami do poprzedniego sezonu, można było znaleźć minuty dla Jakuba Kendzi. Tymczasem w pierwszym zespole nadal jest Kornel Lisman, który występuje rzadziej niż Bryan Fiabema. I to jest niezrozumiałe.

Nie wiemy, co takiego widzi w Fiabemie trener Frederiksen, ale wiemy jedno. Obecność młodych lechitów na treningach pierwszej drużyny i w meczowej osiemnastce wnosiłaby zdecydowanie więcej, niż zabetonowanie miejsca dla piłkarza, który nie poradził sobie ani w akademii Chelsea, ani w rezerwach Realu Sociedad.

Absurdalny ruch

A skoro już o baskijskim klubie mowa - warto przypomnieć, że do tych samych rezerw miał trafić Oskar Tomczyk. Sam zresztą chciał opuścić Lecha, ale seria błędnych decyzji, w tym alkoholowy incydent, sprawiła, że transfer upadł. Dziś Tomczyk przebywa w Wiśle Płock.

Chcę tylko zwrócić uwagę na jeden fakt: Lech sprowadził zawodnika z tych samych rezerw Realu Sociedad, do których miał trafić młody napastnik, który nie mieści się obecnie nawet na ławce beniaminka Ekstraklasy. To ruch, który trudno logicznie uzasadnić.

To nie złośliwość. To nie hejt. To po prostu fakty. Bryan Fiabema to dziś najgorszy ofensywny obcokrajowiec w historii Lecha Poznań. W 34 meczach nie zdobył żadnej bramki, zanotował jedną asystę. Mimo to jego miejsce w składzie wydaje się niepodważalne.

I nawet jeśli na chwilę odłożymy liczby na bok, wciąż trudno znaleźć argumenty na obronę Fiabemy. To nie jest zawodnik, który wnosi coś do gry. Brakuje mu atutów – nie potrafi wygrać pojedynku jeden na jeden, nie ma ani boiskowej wizji, ani błysku, ani choćby jednego nietuzinkowego zagrania, które mogłoby zrobić różnicę. To nie brak szczęścia czy pech - tu po prostu nie widać jakości.

Wniosek? Przez lata w Lechu byli piłkarze, którzy nie spełniali oczekiwań. Zdarza się. Ale nikt nie był aż tak bezproduktywny, jak Fiabema. I nikt nie otrzymywał tylu szans, grając przy tym tak słabo.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo