Największe wyzwanie dyrektora Tomasza Rząsy
Szybka, agresywna i ofensywna piłka, choć efektowna i skuteczna, wymaga od zawodników nie tylko znakomitej kondycji fizycznej, ale także wysokich umiejętności technicznych. To właśnie obawa o utrzymanie tego poziomu była źródłem największego stresu.
- To było nasze największe wyzwanie i zarazem największy stres: czy będziemy w stanie dowieźć to do końca sezonu? Oczywiście po drodze pojawiły się zakręty. Zwłaszcza wiosną, kiedy zaczęliśmy zmagać się z falą kontuzji. Ale mimo wszystko daliśmy radę. Teraz, w ostatnim tygodniu, podczas podsumowań ze sztabem uznaliśmy, że nawet mimo tych trudności, mimo ograniczonych możliwości, wielu zmienników pokazało się z bardzo dobrej strony. Mońka, Jagiełło, Hotić, Lisman, czy nawet Mario Gonzalez w końcówce sezonu - wszyscy dołożyli swoją cegiełkę. I to jest nasz wspólny sukces: drużyny, sztabu i klubu – powiedział Tomasz Rząsa, dyrektor sportowy Lecha.
Jakie były powody urazów?
Choć Lech grał wyłącznie na jednym froncie, lista urazów była długa.
- Każdy z tych urazów można rozłożyć na czynniki pierwsze. Na niektóre nie mieliśmy wpływu. Inne były związane ze zwiększeniem intensywności trenowania i grania. Kolejne ze specyfiką zawodników. Przykładowo Walemark i Hakans są jednymi z najbardziej dynamicznych zawodników i ich mięśnie inaczej pracują. Uczymy się, jak prowadzić tych zawodników i jak ich traktować. Liczymy, że z wiedzą, którą obecnie posiadamy w przyszłym sezonie zrobimy postęp. (…) Jeśli chodzi o Antka Kozubala, który potrafi najwięcej przebiec - to o niego się nie musimy martwić, jeśli chodzi o urazy mięśniowe. On ma zupełnie inną dynamikę – dodaje Tomasz Rząsa.
W analizach sztabu nie zabrakło również spojrzenia na dane fizyczne, które jasno pokazują progres względem poprzednich rozgrywek. Treningi w mikrocyklach stały się bardziej intensywne - bodźce wzrosły o 15-20 procent. Także dane meczowe wskazują na wyraźny wzrost intensywności, co było wynikiem zmiany organizacji gry i większych wymagań wobec zawodników, zwłaszcza w defensywie. Lech poprawił pressing, także w strefach, które wcześniej nie należały do jego atutów - mowa tutaj o pozycjach nr 9 i 10. Dyrektor sportowy Kolejorza dodał, że w wielu parametrach fizycznych Lech był liderem, a w innych plasował się w ścisłej czołówce.
Choć intensywność gry jesienią była bardzo wysoka, wiosną zauważalny był jej spadek, podobnie jak różnice między pierwszą a drugą połową spotkań. To także poddano analizie. Między innymi z tego powodu w kwietniu do sztabu dołączył Michał Włodarczyk, który objął funkcję trenera przygotowania motorycznego. Jego zadaniem było indywidualne wzmacnianie zawodników, zwłaszcza w siłowni, oraz pomoc w procesie powrotu do formy po kontuzjach.
Choć Włodarczyk nie ma jeszcze dużego doświadczenia, został dobrze przyjęty przez piłkarzy i bardzo dobrze odnalazł się w nowej roli.
- Potrzebowaliśmy na pewno u nas trenera, który będzie indywidualnie pracował nad siłą z zawodnikami i który przygotuje dla nich indywidualne plany fizyczne dot. pracy nad poszczególnymi partiami mięśni. To był jeden z naszych wniosków w trakcie sezonu – powiedział dyrektor sportowy.
Rozmowy między dyrektorem sportowym a trenerem
W klubie toczą się również regularne dyskusje na temat zmian dokonywanych przez trenera Frederiksena w trakcie meczów. Z zewnątrz decyzje te mogą wyglądać na kontrowersyjne, ale w rzeczywistości opierają się na konkretnej analizie zdrowia, formy i taktyki. Dyrektor sportowy Tomasz Rząsa nie był zaskoczony żadną z decyzji szkoleniowca.
- To trener i sztab wiedzą najlepiej, jak w danym momencie wygląda zawodnik. (…) Rozmawiam codziennie z trenerem - przed treningami i po treningach. Również dyskutujemy przed każdym meczem o planie na spotkanie i personaliach. Dlatego nie jestem zaskoczony tymi decyzjami. Dodam, że po meczu rozmawiamy o tym co było dobre, a co było złe. Wiem co się dzieje i wymieniamy się pochwałami, chociaż czasami są takie rozmowy, które nie były za przyjemne. Niemniej, tylko w ten sposób można wyciągać wnioski.
Choć trener Frederiksen po sezonie zebrał zasłużone pochwały, to sukces jest efektem pracy całego klubu. To efekt budowy zespołu z myślą o stuleciu Lecha Poznań, stabilizacji, utrzymania liderów i indywidualnego rozwoju zawodników. Widać to choćby na przykładzie Gholizadeha, który dopiero pod wodzą Frederiksena pokazał pełnię swoich możliwości. Choć dyrektor Tomasz Rząsa w rozmowie nie unikał odpowiedzialności za transfery, podkreślił, że to zawsze efekt zespołowej pracy scoutingu, trenerów i akademii.
Nie wszystkie transfery okazały się trafione, ale...
Nie wszystkie decyzje transferowe okazały się trafione, ale zawodnicy tacy jak Fiabema czy Hoffmann mieli pełnić określoną rolę. Nie mieli stanowić o sile tego zespołu.
- Wszystkie transfery przechodzą przez skauting. Nie robimy nic poza skautingiem (…) Oczywiście trzeba pamiętać, w jakiej roli przychodzi dany zawodnik i jakie są plany wobec niego. Fiabema był ściągany jako trzeci napastnik. Pierwszym jest Ishak, a drugim był Szymczak. (…) Idąc dalej Alex Douglas wypadł bardzo dobrze. Miał problemy na samym początku wiosny, potem wypadł przez uraz barku. Teraz na samą końcówkę wrócił i widzieliście - to już był ten Alex z rundy jesiennej. Dobrze popracował z Michałem Włodarczykiem i mamy nadzieję, że go zobaczymy w takiej samej fomie. Dodam, że na pewno Alex zostaje, bo tak zaczynam czytać w mediach, że już odchodzi. - powiedział dyrektor sportowy Lecha Poznań.
Dyrektor sportowy został zapytany również o decyzję wypożyczenia Filipa Borowskiego a pozyskanie Iana Hoffmana.
- Hoffman okazał się zawodnikiem niewystarczającym. Nie chcemy zrzucać winy na sztab, ale pojawiła się rekomendacja trenerów. Niemniej, znaliśmy zawodnika i klub. Mieliśmy to bardzo dobrze prześwietlone. Natomiast ostatecznie popełniliśmy błąd i tutaj nie ma się co czarować. Wydawało się, że Ian szybciej zrobi progres. Nie zrobił tego progresu. Teraz na wypożyczeniu gra dobrze. (…) Priorytetem są nasi wychowankowie. Filip dostał szansę u trenera Nielsa, trenując na obozie. (…) To była nasza wspólna decyzja - działu sportu, przy rekomendacji trenera i na końcu też mojej rekomendacji, że po prostu to nie jest ten poziom jeszcze. I nie mówię, że Ian jest lepszy – dodał Rząsa.
Podczas zimowego okienka transferowego doszło do zmiany na prawej obronie. Lech wzmocnił tą pozycję Carstensenem, mimo obecności Joela Pereiry, podczas gdy na lewej flance pozostawiono tylko młodego Gurgula.
- Jeśli chodzi o Rasmusa to doskonale znaliśmy tego zawodnika, podobnie jak sztab szkoleniowy, który również miał o nim bardzo dobrą opinię. Wiedzieliśmy, że dzięki swoim atutom - fizyczności, motoryce, umiejętnościom piłkarskim oraz doświadczeniu - może z powodzeniem występować zarówno na lewej, jak i prawej stronie obrony. Trener zdecydowanie zaakceptował ten ruch – powiedział dyrektor sportowy Lecha Poznań.
Lech chce pozyskać Carstensena i rozmowy z Koln oraz samym zawodnikiem trwają. Choć klub ma przygotowany budżet na jego wykup, priorytetem w letnim oknie będzie ofensywa. Rząsa przyznaje też, że Rasmusem interesują się inne kluby.
Na sam koniec rozmowy dyrektor sportowy Kolejorza przyznał, że pewne elementy gry wciąż wymagają poprawy. Choć Lech przodował w statystykach jeśli chodzi o pressing, to jakość samego wyjścia do pressingu nie zawsze była optymalna. Również fazy przejściowe w rundzie jesiennej - zarówno z obrony do ataku, jak i odwrotnie - nie funkcjonowały najlepiej. Dopiero zimowa praca przyniosła poprawę w tym elemencie.
Komentarze (0)