Siódme miejsce w tabeli Górnika Zabrze mogło tworzyć złudne przeświadczenie, że ta drużyna nie będzie dla Lecha (nawet w słabej dyspozycji) stanowić większego wyzwania. Niestety dla Poznaniaków liczby wskazują na coś innego. Zabrzanie w tym roku tylko raz polegli na swoim obiekcie, wygrywając pozostałe trzy mecze. W całym sezonie ze stadionu im. Ernesta Pohla tylko dwa razy schodzili do szatni na tarczy. W starciach domowych w tej kampanii posiadają drugą najlepszą defensywę w lidze.
Kiedy Van den Brom opuszczał Lecha jednym z największych błędów było gospodarowanie piłką. Zbyt wolny atak pozycyjny uniemożliwiał Kolejorzowi zaskakiwanie rywali i tworzenie przestrzeni. Recepta na poznaniaków była prosta: oddać piłkę i patrzeć, jak nieumiejętnie sobie z nią radzą. Dziś po paru miesiącach udało się wrócić do punktu wyjścia. Poznaniacy w pierwszej połowie ponownie odznaczali się wyraźną chęcią posiadania (o czym świadczyło 250 podań na 175 Górnika), statycznością w grze i silnym pragmatyzmem. Drużyna, która miała walczyć z nożem w zębach przypominała jeża, który choć bronił się dobrze nie zamierzał atakować. Poznaniacy poprzez swoją grę nie utrudniali zabrzanom murowania bramki przed własnym polem karnym. Tym samym Lech dał się pokonać w 1. połowie swoją własną bronią, bo przełamanie silnie skonsolidowanej bariery obrońców zabrzan w ataku pozycyjnym było niemal niemożliwe do zrealizowania. Górnik polegał za to na długich piłkach na skrzydło, błyskawicznych kontrach i podaniach prostopadłych.
Podopieczni trenera Urbana starali się przedostać na połowę Lecha dopiero, gdy gracze trenera Rumaka będą stanowić łatwy cel do ugodzenia najlepiej w kilka podań. Częściej jednak to fantastyczna postawa Bartosza Salamona hamowała zamiary zabrzan. Mimo tej pozornie banalnej piłki to gospodarze oddali jedyny strzał celny na bramkę w pierwszej połowie podczas, gdy Lechowi ta sztuka się nie udała.
Odwlekanie nieuniknionego
Druga połowa rozpoczęła się od mocnego uderzenia gości. Jak na dłoni widać było zdecydowaną reakcję trenera Rumaka w szatni. Piłkarze od początku grali, jakby chcieli coś udowodnić. Niewiele zabrakło, by parę minut po otwierającym gwizdku Kristoffer Velde zaskoczył goalkeepera rywali, ale na nieszczęście Norwega popisał się on wspaniałą paradą. Tak szybko, jak Lech wszedł z nową energią w decydującą fazę meczu tak szybko wyzbył się resztek paliwa. Kolejorz porzucił próby gry kombinacyjnej i podwoił liczbę długich podań z pierwszej połowy zagrywając ich aż 30! Tym samym powielił schemat gry Górnika. Mecz ponownie się zapętlił i oba zespoły stwarzały zagrożenie, które nie miało szans realnie zagrozić bramkarzom. 4/5 strzałów celnych Lecha mogło wyglądać dobrze, ale to Górnik w drugiej części spotkania wyglądał na bliższego trzech punktów z dziesięcioma strzałami na koncie. Końcowy etap rywalizacji naznaczyły przede wszystkim liczne straty przy najprostszych
rozegraniach.
Dzisiejszy mecz mógł zakończyć się każdym wynikiem. Wiedzieliśmy, że przyjeżdżamy na teren drużyny, która znajduje się w dobrej dyspozycji, szczególnie przed własną publicznością. Niestety, nie udało nam się dziś zwyciężyć i przerwaliśmy tę serię rywala tylko częściowo. Czuliśmy, że chęć walki i zaangażowanie stoją w naszym zespole na odpowiednim poziomie, ale to okazało się zbyt mało, by wygrać
- powiedział Miha Blažič w rozmowie z mediami kluboymi.
Każdy remis traktujemy jak porażkę, tym bardziej w naszej sytuacji, kiedy chcemy i musimy wygrywać. Każdy taki mecz jest o sześć punktów. Szukaliśmy takiego przełamania dzisiaj. Niestety nie udało się tego zrobić. Celujemy w kolejne spotkanie. Musimy skupić się wyłącznie na sobie. Mniej gadania, więcej robienia, pokazywania na boisku, że chcemy wygrywać, bo to jest najważniejsze
- przyznał Radosław Murawski.
W przedszkolu naszym nie jest źle
Lech Poznań marnuje kolejną okazję na… w zasadzie wszystko: objęcie fotela lidera, utrzymanie się w strefie pucharowej, walkę o podium. Kolejorz znajduje się aktualnie na wodach bezkresnej beznadziei piłkarskiej. Plan gry trenera Rumaka wydaje się być dla piłkarzy heraklejskim wyzwaniem. Sami zawodnicy wyglądają jakby z meczu na mecz przestawali być świadomi tego, kim tak naprawdę są i jakie są ich możliwości. Z meczu na mecz brakuje pozytywów, brakuje punktów zaczepienia na czym oprzeć grę Lecha. Mikael Ishak nie wraca, najdroższa kadra w historii aspiruje do miana katastrofy transferowej, a zmieniony trzy miesiące trener zdaje się, że po sześciu meczach doszedł do taktycznej ściany. Za wcześnie, by mówić o meczach o honor, ale w tej sytuacji trudno inaczej określić nadchodzące derby z Wartą, które odbędą się w piątek o godzinie 20:30.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.