Kapitan rezerw Lecha Poznań nie owija w bawełnę: "Tyle przegranych spotkań można mieć w całym sezonie, a nie w jednej rundzie"

Opublikowano:
Autor:

Kapitan rezerw Lecha Poznań nie owija w bawełnę: "Tyle przegranych spotkań można mieć w całym sezonie, a nie w jednej rundzie" - Zdjęcie główne
Autor: Przemysław Szyszka | Opis: Maciej Wichtowski szczerze o rezerwach Lecha: „Nie wyobrażam sobie kolejnego sezonu w III lidze”

reklama
Udostępnij na:
Facebook
Piłka nożnaKapitan rezerw Lecha Poznań, Maciej Wichtowski, w rozmowie z nami podsumował swój dotychczasowy czas w Kolejorzu. Ocenił rundę jesienną drugiej drużyny, wskazał kluczowe elementy wymagające poprawy przed startem wiosny oraz odniósł się do epizodu w kadrze meczowej pierwszego zespołu Lecha. Opowiedział również o współpracy z Wojciechem Mońką, swojej roli lidera w młodej drużynie i podkreślił, że mimo 34 lat wciąż ma w sobie ambicję, by wrócić na szczebel centralny. Cały wywiad poniżej.
reklama
reklama

Tak, chciałem wrócić do domu. Dziewięć lat spędziłem poza Poznaniem, grając w klubach na terenie całej Polski, dlatego w pewnym momencie pojawiła się we mnie silna potrzeba powrotu. W Lechu bardzo dużo się nauczyłem-  myślę, że przez te dwa i pół roku więcej niż w klubach, w których występowałem w ostatnich latach. Poprawiłem sposób rozgrywania piłki oraz czytania gry i uważam, że mimo swojego wieku wciąż się rozwijam. To była bardzo dobra decyzja.

Co najbardziej przekonało Pana do projektu rezerw Lecha?

Podobał mi się projekt, który przedstawił mi Lech. Wiedziałem, jaki styl gry chce prezentować zespół - oparty na długim utrzymywaniu się przy piłce i właśnie ta koncepcja mnie przekonała, by dołączyć do Kolejorza. Jak już wspominałem, styl tej drużyny oraz chęć powrotu do domu miały dla mnie duże znaczenie, a w tamtym momencie gra w rezerwach była najlepszą możliwą opcją.

reklama

Ktoś odegrał kluczową rolę w podjęciu tej decyzji? Dyrektor Akademii, trener Artur Węska… może ktoś inny?

Zdecydowanie największą rolę odegrał trener Artur Węska. Wcześniej pracowałem z nim w dwóch klubach: Pogoni Siedlce oraz Zniczu Pruszków, gdzie ściągnął mnie z Kotwicy Kołobrzeg - dlatego jego wpływ był kluczowy. Chciał pozyskać mnie do rezerw już rok wcześniej, jednak byłem wówczas związany kontraktem z Pogonią Siedlce, co sprawiło, że transfer doszedł do skutku dopiero rok później. Bardzo dobrze się znaliśmy i pozostawaliśmy w stałym kontakcie nawet wtedy, gdy nie pracowaliśmy razem, dlatego trener Węska był kluczową postacią w moim przejściu do rezerw. Swoją rolę odegrał również Zbigniew Zakrzewski. Myślę, że przed przyjściem do rezerw nie byłem anonimową postacią i wiele osób w Lechu mnie kojarzyło oraz wiedziało, kogo chcą pozyskać.

reklama

Pomimo spadku zdecydował się zostać w Lechu

Pierwszy sezon zakończył się spadkiem z drugiej ligi i dużymi zmianami kadrowymi. Jak trudny był to moment dla Pana osobiście?

Był to dla mnie bardzo trudny moment - nie wyobrażałem sobie, że w pierwszym sezonie spadniemy do trzeciej ligi, ponieważ chciałem cały czas grać na poziomie centralnym. Pod koniec zabrakło odrobiny szczęścia, tej jednej bramki, która pozwoliłaby się utrzymać, i musieliśmy zmierzyć się z nową rzeczywistością gry w trzeciej lidze. Teraz celem jest powrót do drugiej ligi.

Czy po spadku pojawiły się myśli o zmianie klubu i poszukiwaniu zespołu na wyższym poziomie rozgrywkowym, tak jak zrobił to choćby Szymon Pawłowski?

Nie myślałem o odejściu. Chciałem zostać i spróbować powalczyć o awans w kolejnym sezonie. Po tylu latach wróciłem do domu i nie zamierzałem po pierwszym niepowodzeniu uciekać z tonącego okrętu. Niczego innego nie szukałem.

reklama

Nowa umowa i ambicje

Kolejny sezon w trzeciej lidze nie przyniósł awansu, a mimo to zdecydował się Pan podpisać nową umowę. Co było kluczowe, przy podjęciu tej decyzji?

Bardzo dobrze czuję się w Lechu. Warunki są na wysokim poziomie, porównywalnym z Ekstraklasą, co sprzyja rozwojowi i codziennej pracy. W wieku 34 lat uważam, że nadal poprawiam swoją grę. Moja rola jest oczywiście inna niż wcześniej, jednak dzięki sposobowi, w jaki tutaj trenujemy, poznałem nowe możliwości gry i rozgrywania piłki. To wszystko sprawiło, że chciałem i nadal chcę być w tym klubie. Pierwszy sezon w trzeciej lidze był nieudany, ale miałem przekonanie, że obecny będzie lepszy. Do listopada wszystko układało się bardzo dobrze, choć końcówka rundy była słabsza. Niemniej jednak przed nami cała runda i wciąż mamy wiele do zrobienia.

O obecnym sezonie jeszcze porozmawiamy. Czy na tym etapie kariery wciąż jest w Panu ambicja, by wrócić na poziom drugiej ligi, a może nawet wyżej?

Tak, wciąż mam w sobie ambicję, aby grać nawet w pierwszej lidze. Wiem, że może to być trudne do zrealizowania, jednak nie wyobrażam sobie kolejnego sezonu w trzeciej lidze. W następnym sezonie chciałbym występować co najmniej na poziomie drugiej ligi.

Co musi się wydarzyć sportowo lub organizacyjnie, aby została aktywowana opcja przedłużenia kontraktu do czerwca 2027 roku?

Musimy zrobić awans. Wtedy mój kontrakt z Lechem automatycznie się przedłuży.

Kapitan, lider i przewodnik młodej drużyny

W rezerwach występuje Pan głównie z młodymi zawodnikami. Jak na przestrzeni lat zmieniła się Pańska rola - zarówno na boisku, jak i w szatni?

Jestem już trzeci sezon w Lechu, więc zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Wiem, jak funkcjonuje akademia, poznałem ją od podszewki. Zarówno w poprzednich klubach, jak i tutaj mam istotny głos w szatni - jestem kapitanem, dlatego ta rola jest dla mnie czymś naturalnym. Dużo podpowiadam chłopakom zarówno na boisku, jak i poza nim. Szybko skracam dystans i potrafię bardzo szybko porozumieć się z każdym, więc nie stanowi to dla mnie żadnego problemu.

Czy czuje Pan, że jest dla młodszych kolegów jednym z zawodników, czy raczej przewodnikiem i autorytetem?

Staram się być dla zespołu przewodnikiem i zależy mi na tym, aby moje wskazówki oraz to, co przekazuję chłopakom, było wiarygodne. Z tego naturalnie wynika rola lidera, którą pełnię w drużynie. Wiem, że mogę im wiele podpowiedzieć i cieszy mnie, że często zwracają się do mnie z pytaniami - zarówno o sytuacje boiskowe, jak i o różne aspekty gry. Widzę, że chcą słuchać i że moje podpowiedzi są przez nich przyjmowane, choć oczywiście zdarzają się momenty, w których musimy coś wspólnie przedyskutować. Czuję się w tej roli dobrze i mam nadzieję, że chłopaki również tak to odbierają oraz że jest to dla nich realną korzyścią. Mam za sobą spore doświadczenie - wiele widziałem i wiele przeżyłem, zarówno na boisku, jak i poza nim - dlatego wierzę, że mogę im pomagać i że są w stanie czerpać ode mnie to, co najlepsze.

Z tego, co słyszałem wśród młodszych piłkarzy, jest Pan postrzegany jako osoba, która potrafi ustawić zespół, podpowiedzieć, a czasem rozładować atmosferę. Jakie cechy Pana zdaniem najbardziej charakteryzują dobrego lidera?

Dobry kapitan powinien mieć w sobie wszystkiego po trochu - być osobą komunikatywną i przede wszystkim liderem na boisku. Ja czuję się w tej roli bardzo dobrze. Lubię ustawiać cały zespół do pressingu, organizować grę w defensywie, a także zarządzać ustawieniem przy stałych fragmentach. Lubię kierować zawodnikami przed sobą, bo uważam, że wtedy sam mam łatwiej, jeśli odpowiednio pokieruję środkowymi pomocnikami czy napastnikiem. Moje podpowiedzi w trakcie meczów są słyszalne i konkretne. W szatni natomiast jestem po prostu sobą - lubię pożartować, skracać dystans i nie obrażam się, gdy ktoś zażartuje ze mnie. Raczej staram się „odbić piłeczkę”. Dobry kapitan powinien łączyć różne cechy i jeśli chłopaki tak o mnie mówią, to bardzo mnie to cieszy.

Wichtowski: "Młodzi zawodnicy muszą być pazerni"

Jakie ma Pan oczekiwania wobec młodych zawodników?

Oczekuję od chłopaków przede wszystkim zaangażowania, realizacji założeń taktycznych oraz chęci i „pazerności” na zdobywanie bramek, punktów i zwycięstw. Chcę, żeby po każdej strzelonej bramce cieszyli się tak, jakby była to bramka w finale mistrzostw świata, i żeby każde zwycięstwo miało dla nas wagę tytułu. Równie ważne jest dla mnie pełne zaangażowanie w grę obronną.

Częściej przekazuje im Pan wskazówki stricte piłkarskie czy równie istotne są te dotyczące sfery mentalnej?

Bywa różnie. Kiedy zdarzają się błędy, trzeba takiego zawodnika zmobilizować, aby jak najszybciej wrócił mentalnie do meczu i grał na swoim najlepszym poziomie. Błąd można popełnić, ale wciąż pozostaje reszta spotkania do rozegrania. Mentalność jest bardzo ważna, szczególnie w przypadku tak młodej drużyny. Można stracić bramkę już w piątej minucie i nie oznacza to, że mecz jest przegrany - wtedy kluczowe jest, aby mental wrócił na odpowiedni poziom. Dlatego zarówno podpowiedzi piłkarskie, jak i mentalne są niezwykle istotne i na boisku znaczą bardzo wiele.

Od rezerw do Ekstraklasy - współpraca z Mońką

Jednym z zawodników, z którymi grał Pan w rezerwach, był Wojciech Mońka, dziś występujący w pierwszym zespole. Jak zapamiętał go Pan z tamtego okresu?

Wojtek był bardzo pracowitym zawodnikiem i świetnie rozumieliśmy się na boisku - nasza komunikacja stała na bardzo dobrym poziomie. Potrafiłem go zmobilizować, a on działał podobnie w moją stronę; mimo że jestem od niego dwa razy starszy, nie bał się do mnie krzyknąć ani zwrócić uwagi. Nie było między nami żadnej bariery wieku i przez to bardzo dobrze mi się z nim grało. Cieszę się, że zrobił tak duże postępy i że świetnie radzi sobie w pierwszej drużynie. Był i jest młodym, skromnym chłopakiem i mam nadzieję, że utrzyma tę formę.

Od początku było widać, że może zajść tak wysoko, czy tempo jego rozwoju było dla Pana zaskoczeniem?

Nie spodziewałem się, że tak szybko dostanie szansę w pierwszej drużynie. Był młody i utalentowany, a dzięki ciężkiej pracy doszedł do momentu, w którym jest pewnym punktem defensywy Lecha i gra bardzo solidnie. Było to widoczne również w rezerwach - rzadko popełniał poważne błędy. Jeśli już coś się zdarzało, to raczej dlatego, że napastnik był sprytniejszy lub wynikało to z drobnego błędu w ustawieniu. Brak tak zwanych „wielbłądów” jest dla stopera niezwykle istotne. On w tak młodym wieku potrafi rozegrać cały mecz bez żadnej gafy. Wielu obrońców gra dobrze przez 90 minut, by w ostatniej chwili popełnić błąd kosztujący bramkę. Wojtek natomiast prezentował i prezentuje równą, konsekwentną grę od pierwszej do ostatniej minuty.

Jakie cechy najbardziej wyróżniają go dziś – zarówno pod względem piłkarskim, jak i mentalnym?

Mentalnie wygląda bardzo dobrze. Wszedł z impetem do szatni pierwszej drużyny, gra w wyjściowym składzie i nie „podpala się”. Jest pewny w defensywie - decyduje się na wślizgi w polu karnym, bo wie, że trafi w piłkę. Świadczy to o dużej pewności własnych umiejętności, a w tak młodym wieku nie jest łatwo wyjść na stadion przy Bułgarskiej i grać z taką swobodą oraz spokojem, jakie prezentuje Wojtek.

Doświadczony stoper wyróżnia lechitę: "Maszyna do strzelania goli"

Patrząc na obecnych zawodników, którzy występują w rezerwach. Kto Pana zdaniem ma największy potencjał, by w przyszłości na stałe zaistnieć w pierwszym zespole Lecha?

Na pewno chciałbym wyróżnić Kamila Jakóbczyka. Grał ze mną jeszcze w II lidze, kiedy był młodym zawodnikiem. Później doznał kontuzji i po powrocie był już zupełnie innym piłkarzem. Wykonał ogromną pracę na siłowni, bardzo wzmocnił się fizycznie. Nawet ten pierwszy sezon w 3. lidze, który nie był dla niego szczególnie udany, był potrzebny - dał mu czas na ogranie się na poziomie seniorskim. W obecnym sezonie pokazuje, że jest prawdziwą „maszyną do strzelania goli”. Pod koniec rundy jesiennej miał wprawdzie moment przestoju, ale to wciąż młody chłopak. Wierzę, że będzie systematycznie robił postępy. Cieszę się, że trenuje z pierwszą drużyną, bo to na pewno pomoże mu w dalszym rozwoju. Trzymam za niego mocno kciuki i mam nadzieję, że na stałe zagości na boiskach Ekstraklasy w barwach Lecha.

Grał Pan z wieloma środkowymi obrońcami. Czy był ktoś, z kim współpraca układała się wyjątkowo dobrze?

Było ich naprawdę wielu i trudno mi wskazać jednego. Chyba sięgnę pamięcią do początków, gdy zaczynałem grę w piłce seniorskiej w Warcie Poznań. Na środku obrony występowałem m.in. z Błażejem Jankowskim, Adrianem Bartkowiakiem, a także z Łukaszem Jasińskim, z którym rozegrałem wiele spotkań na poziomie I ligi. Bardzo dobrze grało mi się również z Tomkiem Jarzębowskim, z którym występowałem w Wigrach Suwałki - świetnie rozumieliśmy się zarówno na boisku, jak i poza nim. Od każdego z nich starałem się czerpać jak najwięcej, a ich podpowiedzi były dla mnie bardzo cenne. Grałem z tyloma obrońcami, że naprawdę trudno mi wskazać jednego, przy którym czułem się najlepiej.

Przy problemach kadrowych Lecha w obronie znalazł się Pan w kadrze meczowej na spotkanie z Górnikiem Zabrze. Pojawiła się wtedy myśl, że to może być „ten moment”?

Oczywiście, kiedy jesteś zgłoszony to liczysz na to, że uda się zadebiutować w Ekstraklasie. Wiedziałem jednak, jaka jest sytuacja i że w wyjściowym składzie będzie grał Wojtek Mońka. Podszedłem do tego ze spokojem, rozmawiałem z nim także przed tym spotkaniem i starałem się przekazać mu kilka wskazówek - tak jak wtedy, gdy graliśmy razem - żeby wyszedł na boisko i po prostu wykonał swoją pracę. Uważam, że w meczu z Górnikiem rozegrał bardzo dobre zawody. Kiedy natomiast dołączałem do rezerw, w ogóle nie zaprzątałem sobie głowy myślą o pierwszej drużynie, a jednak finalnie się udało. Trenowałem, grałem w sparingach i byłem w kadrze meczowej pierwszego zespołu.

Patrząc na obecną sytuację pierwszej drużyny, w której regularnie pojawiają się absencje - czy wciąż, choćby po cichu, liczy Pan na taką szansę?

Nie liczę na to, znam swoją rolę. Wiem, dlaczego trafiłem do rezerw i że moja rola jest zupełnie inna, dlatego naprawdę o tym nie myślę. Była miła okazja pojechać na mecz z pierwszą drużyną, ale obecnie nie jest to moim celem.

Słaba końcówka rundy jesiennej. Co z awansem?

Rezerwy zakończyły rundę na 5. miejscu, tracąc sześć punktów do lidera. Z Pana perspektywy - gdzie najbardziej uciekły te punkty?

Zdecydowanie uciekło nam sporo punktów. Sześć porażek w jednej rundzie to zdecydowanie za dużo jak na drużynę, która myśli o awansie. Tyle przegranych spotkań można mieć w całym sezonie, a nie w jednej rundzie. Na wiosnę musimy być praktycznie bezbłędni i liczyć na to, że złapiemy serię zwycięstw. Już w tym sezonie nam się to udało i musimy to powtórzyć. Nie może być żadnego gdybania - trzeba wziąć się do pracy i po prostu wygrywać. Punkty uciekły nam również u siebie: trzy porażki we Wronkach to aż dziewięć straconych punktów, których powinniśmy uniknąć. Oczywiście na wyjazdach także mogliśmy zagrać lepiej, ale taka jest piłka i różne sytuacje się w niej zdarzają.

Dwa ostatnie spotkania rozegraliście na wyjazdach, a po jednym z nich sporo mówiło się o decyzjach sędziowskich. Na ile realnie miało to wpływ na waszą sytuację w tabeli?

Z pewnością decyzje sędziowskie nam nie pomagały - zarówno w meczu z Lipnem Stęszew, jak i we Wrześni, gdzie uważam, że nie uznano mi prawidłowo zdobytej bramki po stałym fragmencie gry. Tego szczęścia na końcu często nam brakowało. Nie potrafiliśmy otworzyć wyniku spotkania i w takich momentach fortuna nas omijała. Słupki, poprzeczki, kontrowersyjne decyzje arbitrów, ale także nasze własne błędy - wystarczył jeden błąd w defensywie i traciliśmy bramkę. Było tego po prostu za dużo.

Gdyby miał Pan wskazać jeden element, który bezwzględnie trzeba poprawić wiosną, co by to było?

Gra w defensywie wymaga poprawy - nie możemy tracić tylu bramek. W pewnym stopniu wynika to z naszego stylu gry: kiedy gramy wysoko, za plecami obrońców pozostaje dużo przestrzeni, z której rywale często korzystają przy kontratakach. Traciliśmy również wiele goli po stałych fragmentach gry, co jest kolejnym elementem do poprawy.

Awans jest jasnym celem zespołu. Co musi się zmienić w waszej grze, by punktować wyraźnie lepiej niż jesienią?

Musimy być konsekwentni. Potrafimy strzelać bramki, ale nie możemy tracić ich aż tyle. Skuteczność musimy utrzymać, a jeśli poprawimy błędy w defensywie, to czasem właśnie ta jedna bramka zadecyduje o zdobyciu trzech punktów.

Czy w szatni czuć realne przekonanie, że ten awans wciąż jest w waszym zasięgu?

Tak, zdecydowanie tak. Cały czas mamy pozytywne nastawienie do tej rundy - nic nie jest jeszcze przegrane. Na wiosnę z całą czołówką zagramy u siebie, zarówno z Zawiszą, jak i z Polonią Środą. Nic nie jest stracone i będziemy walczyć w każdym meczu. Musimy dobrze zacząć rundę, bo na pewno rywale również będą gubić punkty. To nie są drużyny, które będą seryjnie wygrywać wszystkie spotkania, ani zespoły na tyle mocne, by było je na to stać. Dlatego uważam, że dobry początek będzie sygnałem, że do samego końca pozostaniemy w walce o awans.

Doświadczenie, przyszłość, Warta Poznań i życie poza boiskiem

Występował Pan w wielu klubach: Radomiaku, Warcie, Wigrach, Zniczu, Pogoni. Który moment w karierze wspomina Pan szczególnie dobrze?

Trochę tych klubów w swojej karierze zwiedziłem. Jednym z najważniejszych momentów był dla mnie debiut w seniorskiej drużynie Warty Poznań. Przeszedłem tam całą drogę juniorską - od najmłodszych kategorii aż do zespołu seniorów - dlatego możliwość rozegrania w tym klubie niemal stu spotkań na przestrzeni pięciu sezonów jest czymś, z czego jestem naprawdę dumny.

Drugim takim sukcesem był półfinał Pucharu Polski z Wigrami Suwałki. Zabrakło nam jednej bramki, którą de facto zdobyliśmy, jednak po decyzji sędziego nie została ona uznana w meczu z Arką Gdynia. Co ciekawe, w finale zagralibyśmy wtedy z Lechem Poznań, więc tym bardziej szkoda, że się nie udało. Mimo wszystko uważam, że półfinał Pucharu Polski w barwach Wigier Suwałki był ogromnym sukcesem.

Jest Pan wychowankiem Warty Poznań. Czy ten klub nadal pozostaje dla Pana ważnym punktem odniesienia?

Nie da się ukryć, że Warta bardzo zmieniła się pod względem organizacyjnym od czasów, gdy w niej występowałem. Pracuje tam dziś niewiele osób, z którymi miałem wówczas styczność. Śledzę jej losy, ale nie darzę jej szczególnymi emocjami. Od mojego odejścia minęło już wiele lat, grałem w tym czasie w wielu innych zespołach, więc choć oczywiście kibicuję Warcie i znam wielu zawodników występujących obecnie w pierwszej drużynie, to moje podejście do tego klubu pozostaje bardzo neutralne.

Jak ocenia Pan obecną sytuację Warty - spadek z pierwszej ligi, ale jednocześnie bardzo dobrą postawę w drugiej lidze i miejsce w czołówce tabeli?

Wiadomo, jak to wygląda po spadku. Organizacyjnie klub znalazł się w poważnych tarapatach i słyszałem o dużych zaległościach finansowych. Kadrowo zespół był jednak na tyle mocny, że powinien utrzymać się w I lidze, ale od początku sezonu coś nie funkcjonowało. Częste zmiany trenerów: trzech w jednym sezonie - na pewno nie pomogły. W II lidze radzą sobie już znacznie lepiej. Przyszła odpowiednia osoba na stanowisko trenera i dziś liczą się w walce o awans do I ligi, czego im szczerze życzę. To klub, w którym występowałem przez wiele lat, dlatego chciałbym, aby grał co najmniej na poziomie I ligi. Im więcej wielkopolskich drużyn na szczeblu centralnym, tym lepiej.

Ma Pan 34 lata i bogate doświadczenie. Jakie cele stawia Pan sobie na najbliższe lata?

Za chwilę skończę 35 lat, więc trochę już w piłce pograłem. Moim najbliższym celem jest awans do II ligi i powrót na poziom centralny - to priorytet na kolejne lata. Chciałbym jeszcze pograć w piłkę przez kilka dobrych sezonów, bo fizycznie czuję się bardzo dobrze. Zawsze dbałem o siebie i o swoją sylwetkę, dlatego uważam, że stać mnie na to, aby przez jeszcze kilka sezonów występować na poziomie centralnym. Przede mną wciąż kilka lat gry.

Czy myślał Pan już o tym, gdzie chciałby zakończyć piłkarską karierę?

Zawsze obiecywałem sobie, że chciałbym zagrać w Heliosie Czempiń, skąd pochodzę, więc zobaczymy, jak to się potoczy - wszystko zależy od zdrowia i okoliczności. Jeśli będzie mi to dane, właśnie tam chciałbym rozegrać swój ostatni mecz. Mój brat Szymon jest grającym trenerem, dlatego marzy mi się, aby wystąpić u jego boku lub pod jego wodzą w barwach Heliosa.

Na koniec trochę luźniejsze pytanie - jak wygląda Pański czas wolny i co pozwala złapać równowagę poza piłką nożną?

Każda wolna chwilę spędzam z ukochaną Paulą. Oboje lubimy aktywnie spędzać czas, najczęściej wspólnie biegamy czy jeździmy na rowerze. Nasza wspólną pasja są również podróże. Uwielbiamy odkrywać nowe miejsca, poznawać kultury i tworzyć wspólne wspomnienia. Rodzina jest dla mnie najważniejsza i cieszę się z każdej chwili bycia razem z najbliższymi. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo