reklama

Lech wytrzymał ciśnienie. Cierpliwość przyniosła trzy punkty

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Lech wytrzymał ciśnienie. Cierpliwość przyniosła trzy punkty - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Piłka nożnaMecz przyjaźni między Cracovią a Lechem Poznań wreszcie po czterech latach przyniósł zwycięstwo drużynie trenera Nielsa Frederiksena przy Kałuży. To było spotkanie o dwóch zupełnie różnych połowach, ale ostatecznie kluczem do sukcesu okazała się być wytrwałość i cierpliwość. Zespół Kolejorza może być z siebie dumny, bowiem nie dał się pokonać drużynie, która jak mało kto w tym sezonie potrafi zmieniać wyniki meczów w najmniej oczekiwanych momentach.
reklama

Spotkanie z Cracovią absolutnie nie mogło należeć do najłatwiejszych spotkań Lecha Poznań w tej części sezonu. "Pasy" przed sobotnim meczem zajmowały trzecie miejsce w tabeli PKO Ekstraklasy i były najlepszym atakiem ligi z 22 strzelonymi bramkami. Różnice punktowe między tymi dwoma zespołami wynosiły trzy oczka i wynik sobotniej rywalizacji przy Kałuży mógł przesądzić o tymczasowej zamianie pozycji między zaprzyjaźnionymi klubami. Cracovia nie przegrała w lidze od czterech spotkań, natomiast Lech nie potrafił zrównoważyć swojej formy, przegrywając dwa z trzech ostatnich spotkań. Trudno było zatem przewidzieć, kto wygra to spotkanie, tym bardziej, że ostatnie dwa starcia kończyły się remisem. 

reklama

Cracovia chciała pokonać Lecha jego własną bronią

Gra przeciwko Kolejorzowi w sposób otwarty, przy wykorzystaniu pojedynków, to gotowy przepis na katastrofę. Poznaniacy nie mają sobie równych w Ekstraklasie pod tym względem. Jednak ich pięta achillesowa objawiła się w starciach z drużynami, bazującymi na głębokiej defensywie i szybkich kontrach. Cracovia postanowiła pójść tym tropem, stawiając w pierwszej połowie meczu z Lechem na bezpieczną grę w obronie, zmniejszając możliwie jak najbardziej przestrzeń do gry rywali. Gospodarze byli zdyscyplinowani w pressingu, sprawiając spore problemy gościom przy wyprowadzeniu piłki z własnej połowy. Zdecydowanie woleli szukać swoich okazji po szybkich przechwytach i natychmiastowych kontratakach. 

reklama

To jednak nie była jedyna przeszkoda z jaką goście musieli się zmagać w pierwszej części meczu. Mimo przyjacielskich relacji między kibicami, gra na boisku była wyjątkowo brutalna, a także często przerywana gwizdkami arbitra dyktującego rzuty wolne. Takie warunki gry nie sprzyjały Kolejorzowi w utrzymaniu potrzebnej dynamiki, by zaskoczyć obronę "Pasów". Większość zagrożeń pojawiała się po dośrodkowaniach z gry lub stałych fragmentach, ale nie przyniosło to żadnych bramek w pierwszej połowie.

 

Król Ishak przybywa z odsieczą

Od początku drugiej części meczu Lech zaczął wykazywać się większą determinacją w poczynaniach. Nie minął kwadrans od wznowienia gry, a goście w końcu zaskoczyli obronę swoich rywali. Dośrodkowanie Afonso Sousy w 53. minucie pięknym strzałem głową zwieńczył Mikael Ishak, strzelając bramkę na 1:0. Od tamtego momentu Lech wyglądał jakby wreszcie wrzucił szósty bieg i umiejętnie zaczął wychodzić spod pressingu krakowiaków. Ledwie cztery minuty od wyjścia na prowadzenie "Papa Ishak" do swojego gola dołożył asystę przy trafieniu Patrika Walemarka. Cracovia niespodziewanie straciła kontrolę nad meczem, a zespół Kolejorza wyglądał jakby znalazł sposób na rywali. "Pasy" choć w tym sezonie wyspecjalizowały się w comebackach, sprawiały wrażenie jakby w drugiej połowie najzwyczajniej zabrakło im paliwa. Lech bez większych problemów kontrolował posiadanie piłki i skutecznie utrzymywał się na połowie swoich rywali. Przygaszona Cracovia dała się zepchnąć do głębokiej defensywy w ostatnich minutach meczu, a Kolejorz wyraźnie przeważał aż do końcowego gwizdka, ustawiając finalny wynik rywalizacji na 2:0. 

reklama

Lech podbija top Ekstraklasy

Nie ma w tym momencie mocnych na drużynę Kolejorza, przynajmniej, gdy mowa o zespołach ze szczytu tabeli Ekstraklasy. Kolejny pretendent do tytułu został odprawiony z kwitkiem po Jagielloni, czy Pogoni. Zespół trenera Nielsa Frederiksena nie przegrał też z Rakowem, a zatem ostatnią wielką ekipą, która pozostała na placu boju w pierwszej rundzie zdaje się Legia Warszawa, która 10 listopada przyjedzie na Bułgarską. Póki co Lech niepodzielnie i nieustannie od 6. kolejki Ekstraklasy zasiada na fotelu lidera z trzypunktową przewagą nad Jagiellonią Białystok oraz pięciopunktową nad Rakowem. Teraz Kolejorz zyska odrobinę odpoczynku w dwóch kolejnych starciach z dołem tabeli, ale musi pozostać czujnym, bo w ostatnich meczach przekonał się o tym, że cicha woda brzegi rwie. Następny mecz Kolejorz rozegra na własnym terenie 26 października o 20:15 przeciwko Radomiakowi Radom.

reklama

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Sportowy Poznań Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama