Michał Bondyra: Pamiętasz twój pierwszy mecz na stadionie?
Marcin Kawka, szef stowarzyszenia kibiców Kolejorz i członek zarządu Stowarzyszenia Wiara Lecha: Nie, bo byłem wtedy mały. Wiem tylko tyle, że na Bułgarską zaprowadził mnie mój tata. U nas w domu piłka nożna od zawsze była numerem 1.
Mogę ci opowiedzieć za to o moim pierwszym świadomym meczu Lecha. To był rok 1988 i finał Pucharu Polski z Legią. Oglądaliśmy go wspólnie z tatą. O zwycięstwie rozstrzygały rzuty karne. Do decydującego podchodzi piłkarz Legii. Ja mówię do ojca: „Tata, nie strzeli!” A on na to: „Nie synku, to reprezentant Polski, na pewno strzeli.” To był Iwanicki. Miałem rację – nie strzelił. Lech zdobył Puchar Polski. To wtedy zrozumiałem czym jest pasja do piłki nożnej.
Kiedy zabrałeś swojego syna na mecz?
Pierwszy raz Wojtek na meczu był jak miał… trzy tygodnie. To był mecz Wiary Lecha z Concordią Murowana Goślina. Przegrywaliśmy do przerwy 0:4, a skończyło się na remisie 4:4. Choć jakby ten mecz potrwał dwie minuty dłużej, to byśmy wygrali. Wojtek ma z tego meczu zdjęcie z legendą Lecha – Jarosławem Araszkiewiczem.
A pierwszy świadomy mecz Wojtka?
Od razu wyjazd i to długi – wrzesień 2019 rok do Ostrowca Świętokrzyskiego. To był mecz Lecha z KSZO z okazji 90-lecia powstania naszej zgody. Fajny mecz, były race i pirotechnika.
Byliśmy też na Arce w Gdyni, na kadrze w Wiedniu, kiedy Piątek strzelił zwycięskiego gola. Na wyjazdy głównie jeździmy jednak po Wielkopolsce przy okazji meczów Drużyny Wiary Lecha. Jak pogoda jest ok., to biorę Wojtka na Bułgarską. Podoba mu się atmosfera, a najbardziej oprawy. Choć czasem jest dla niego trochę za głośno, to zna wszystkie – te kulturalne przyśpiewki i hymn. Zresztą z hymnem Kolejorza i z „Za Lechem przemierzamy cały świat” wiążą się też fajne wspomnienia. Nuciłem mu to do snu, a on szybko zasypiał.
Ma więc niebiesko-białe serce po ojcu.
Zdecydowanie. Ale nie narzucam mu, że musi być kibicem. To jego decyzja. Jak chce iść ze mną na mecz to idziemy, jak chce robić coś innego – to robi. Chcę, żeby uprawiał sport. Może robić wszystko, byle by jeździł na rowerze (śmiech).
I tu dochodzimy do twojej drugiej, obok kibicowania Lechowi, pasji. Dlaczego wkręciłeś się w rower, a nie piłkę, bieganie albo kosza?
Rower wyszedł naturalnie. Lubię turystykę, a jazdę na rowerze z nią łączę. Poza tym to sport, który nie obciąża moich kolan. W lewym kolanie na przykład mam pozrywane wszystkie ścięgna.
W zeszłym roku założyłem sobie zrobić 2700 km na rowerze, udało się 4 000 km, a tym bardziej jestem zadowolony z tego wyniku, że przez trzy miesiące przez kontuzje, choroby i astmę byłem wyłączony z jazdy.
Liczyliśmy, że to 11 km na rowerze każdego dnia, niezależnie od pogody.
Turystyka rowerowa to rzecz, którą uwielbiam. To aktywność, którą zarażam innych wokół siebie. Powstają sportowe przyjaźnie, a potem jeden nakręca drugiego. Teraz w 2024 roku chce zrobić podwójnego Mickiewicza czyli 4444 km. Ale jak zbliżę się do tej granicy, to będę ją chciał przesunąć.
Wojtka zaraziłeś rowerem, a żonę?
Też. Zaczęła do pracy dojeżdżać swoim rowerem. Ma taki fajny koloru biszkoptowego. Nawet nie wiedziałem, że jest taki kolor! Zresztą od czasu do czasu bierze udział w biegach, które organizujemy jako Wiara Lecha.
Skoro o żonie. Nie robi tobie „suszarki” za to, że często nie ma cię w domu?
Robi, robi i ma rację. Bo bardzo dużo czasu spędzam na stadionie, tam przecież też pracuję.
Bułgarska to twój drugi dom?
Bułgarska to mój dom, ale nawet nie wiem czy nie pierwszy.
Wiara Lecha to kilka sekcji sportowych. Najbardziej znana piłkarska, to czwarta liga. Jest też kolarska.
I to druga najstarsza! W tym roku będziemy obchodzić 10 lat jej istnienia. Startujemy w różnych zawodach, ale też dojeżdżamy na wyjazdowe mecze, chociażby do Szczecina czy Wrocławia. Nasz rekordzista dojechał na rowerze na mecz wyjazdowy Lecha w europejskich pucharach aż do Kowna. A wcześniej jedna z koleżanek na rowerze zrobiła za Lechem trasę z Poznania do Wiednia i z powrotem. To jest fajne łączenie dwóch pasji.
Największe sukcesy sportowe osiągają jednak koszykarze Wiary Lecha.
Zdecydowanie. Najpierw zajęli wysokie miejsce w sezonie zasadniczym, potem przeszli pierwszą część play off i drugą i awansowali do drugiej ligi. Tu mamy dużo pojedynków derbowych, szkoda tylko, że miasto wciąż nie zadbało o halę.
Ostatnio Łukasz Błaszczyk – świetny bramkarz futsalistów Red Dragons Pniewy mówił mi, że chętnie przychodzi na futsalu pokibicować Wiarze Lecha.
Nie on jeden. Na trybuny zaczęli przychodzić piłkarze pierwszej drużyny, którzy żywo się interesują. Ostatnio futsalistom zabrakło doświadczenia, żeby awansować do 1 ligi, ale teraz są na prowadzeniu z dużą przewagą, więc są na dobrej drodze. Zresztą a propos futsalistów, to z nimi związany jest jeden zakład.
Zakład?
Tak, przy okazji wręczania pucharu za awans do 4 ligi Drużynie Wiary Lecha, chciałem założyć się z prezesem i właścicielem Lecha Poznań, że futsaliści Wiary Lecha zagrają wcześniej w Lidze Mistrzów niż piłkarze Lecha. Nie przyjął zakładu. Nie wiem czy nie chciał zapeszyć czy jednak obawiał się porażki?
Mówisz o aspektach sportowych, więc pewnie warto jeszcze wspomnieć o biegach. Ostatnio – 27 grudnia zorganizowaliście przecież Bieg Powstania Wielkopolskiego.
Przymiarki do niego robiliśmy jeszcze podczas covidu. Wtedy zorganizowaliśmy bieg wirtualny, który cieszył się dużym odzewem. Postanowiliśmy pójść za ciosem. W zeszłym roku w marcu zorganizowaliśmy Kibolską Dychę. Frekwencja i atmosfera przeszła nasze oczekiwania. Padł więc pomysł, żeby w dniu wybuchu powstania zrobić Bieg Powstania Wielkopolskiego. Ruszał on o 20.00 sprzed stadionu przy ulicy Bułgarskiej, a trasa przebiegała przez Lasek Marceliński. Nie było wygórowanych limitów czasowych, a zamiast sektorów startowych, były jednostki biorące udział w Powstaniu. Biegacze czuli się, jak powstańcy, bo podczas biegu z czołówkami zadbała o to grupa rekonstrukcyjna, a każdy kilometr oznaczał inną potyczkę. Zaczęliśmy 27 grudnia 1918 roku w Poznaniu, a meta była 16 lutego 1919 roku w Trewirze.
Brzmi jak gra terenowa.
Bo to nie miał być zwykły bieg. Miał łączyć aktywność sportową z historią o Powstaniu podaną w nasz, charakterystyczny sposób. Brali w niej udział też ci, którzy kibicami nie są. Po biegu podchodzili do nas i mówili: „Wiecie co, fajne rzeczy robicie, a te race dodają klimatu, może wybiorę się na mecz”. To kolejny przykład, że jak nas ludzie poznają, to zmieniają o nas zdanie.
O Powstaniu Wielkopolskim od 2010 roku przypominacie przez kapitalną iluminację, w której na trasie od Dworca Letniego do hotelu Bazar, a więc na trasie przejazdu Ignacego Paderewskiego, stoi kilka tysięcy kibiców z odpalonymi racami.
I dołącza do tej iluminacji coraz więcej osób, które wiedzą, że o 16.40 zawyje syrena, a oni podniosą ręce i odpalą race, by upamiętnić rozpoczęcie powstania.
Race tu nikomu nie przeszkadzają. Na stadionach za ich odpalenie możesz mieć zakaz stadionowy a nawet iść do więzienia.
W Polsce obowiązuje prawo, które mówi, że pirotechnikę można odpalać tylko w Sylwestra i Nowy Rok. W Poznaniu przy okazji Powstania Wielkopolskiego póki co problemu z racami nie ma i oby ten stan się nie zmienił. Co do stadionów. Race na stadionach były zawsze. I wciąż jest z ich legalnością problem. A są kraje, gdzie race odpalają specjalnie przeszkoleni do tego kibice, którzy przed meczem przychodzą i mówią o tym, że je odpalą. Kibice płacą kaucję, która po meczu, jeśli nic się nie dzieje, jest im oddawana. I to jest moim zdaniem zdrowe podejście, którego u nas nie ma. Była ustawa posła Rasia, która się zmieniła. W obecnej jest pełno błędów. Prace nad bezpieczeństwem imprez masowych ze szczególnym uwzględnieniem meczów piłkarskich spaliły na panewce. I mamy to, co mamy.
A te oprawy z pirotechniką to creme de la creme spektakli piłkarskich, szczególnie, że w Polsce często trudno oglądać to, co pokazują na boisku piłkarze.
Kiedyś założyłem się z kolegą, że obejrzę „na żywo” wszystkie mecze jednej kolejki ligowej. Nie mogliśmy wtedy jechać za Lechem, bo mieliśmy zakaz wyjazdowy. Zacząłem więc od meczu między GKS Bełchatów a Górnikiem Łęczna. I nie obrażając kibiców jednego, ani drugiego klubu – bo mam kolegów i tu i tu, nie dało się tego oglądać. No i zakład przegrałem.
Skoro o kolegach. Będzie kibicowska zgoda z Górnikiem Zabrze?
Tak daleko nie wybiegajmy w przyszłość. Ale skoro o kibicach Górnika, to ostatnio z nimi rozmawialiśmy na temat spotkania specjalistów od Powstania Wielkopolskiego i Powstania Śląskiego, żeby popromować wiedzę o naszym Powstaniu na Śląsku i ich w Wielkopolsce. Spotkało się to z dużym entuzjazmem. Teraz waży się kwestia dotacji. A zaczęło się od tego, że zadałem pytanie kolegom-kibicom Górnika: Co łączy oba powstania? A ty wiesz?
Oba były zwycięskie.
Też. Ale okazuje się, że ogromną rolę w Powstaniu Śląskim odgrywali powstańcy wielkopolscy, chociażby Wojciech Korfanty. A mało osób o tym wie, więc tym bardziej warto o tym mówić.
O Powstaniu Wielkopolskim i jego bohaterach pamiętacie, dbając o ich groby. Zbierając na ich renowację, sprzątając je.
I to dbanie o pamięć jest bardzo ważne, ale my chcemy też przez takie akcje jak iluminacja czy Bieg Powstańczy świętować inaczej, ciesząc się, że mamy takich bohaterów.
Robicie to także przy okazji turnieju Duszyczki Cup dla małych piłkarzy.
Ten turniej odbywa się zawsze w okolicach rocznicy wybuchu Powstania Wielkopolskiego, a na samych zawodach poza meczami są też flagi powstańcze, krótka prelekcja o Powstaniu, a medale mają powstańczą rozetę. Wszystko po to, żeby potem takich chłopak zapytał rodziców: „Mamo, tato o co chodzi z tym powstaniem?”
Duma, honor, kibicowski kodeks wciąż istnieją?
Wydaje mi się, że tak, ale wszystko zależy od człowieka. Szczególnie dziś jest problem z autorytetami, a w każdym środowisku znajdziesz czarną owcę. Lekarze mają przysięgę Hipokratesa, ale czy wszyscy się do niej stosują? Dziś młodzi chcą więcej mieć i to jak najszybciej. Kibiców ten problem też nie omija.
Ale czy kibic to jednak nie ten bardzie romantyczny niż pragmatyczny przedstawiciel społeczeństwa?
Im kibic starszy, tym z niego większy romantyk. Z młodymi jest inaczej. Dziś łatwiej młodym kupić coś nielegalnego do palenia czy picia i tak spędzać czas, niż iść na stadion i oddać się emocjom podczas meczu.
Długo rozmawiamy o inicjatywach Wiary Lecha tych patriotycznych, sportowych. To co robicie odkłamuje stereotyp kibica-gangstera, który wszczyna burdy, bije, handluje narkotykami.
Ci sami ludzie, którzy na codzień są wzrowymi rodzicami i organizują różne przedsięwizięcia, mogą również odpalać nielegalnie race na stadionie. Znam ludzi, którzy siedzą w więzieniu i opowiadają w celi współosadzonym o Powstaniu Wielkopolskim. Nie ma ludzi tylko dobrych, ani tylko złych. W każdym jest dobro i trochę zła.
Chodzi o to, by wyciągnąć więcej dobra.
Tak, bo to dobro jest autentyczne, choć to zło sprzedaje się lepiej w mediach.
Fot. Facebook Marcina Kawki
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.