Mario Gonzalez przybył do Lecha Poznań w tegorocznym, zimowym oknie transferowym na zasadzie półrocznego wypożyczenia z Los Angeles FC i póki co nie można go traktować jako realnego wzmocnienia zespołu. Na boisko wszedł w dwóch meczach, kiedy to Lech potrzebował odwrócić niekorzystny wynik i dwa razy nie podołał wyzwaniu, dostając od Nielsa Frederiksena nie więcej niż 15 minut gry. Hiszpan miał być wartością dodaną w miejsce poprzedniego rezerwowego napastnika - Filipa Szymczaka - który nie potrafił zachowywać regularnej formy strzeleckiej. Transfer Mario Gonzaleza nie odmienił tej sytuacji, a wręcz przeciwnie: nowy napastnik w ogóle przestał notować trafienia.
- To doświadczony napastnik, który nie ma problemów z szybką aklimatyzacją w nowych drużynach. Tym bardziej, że jest w trakcie sezonu, gotowy właściwie od zaraz do wejścia na boisko. Nie mamy opcji wykupu, ale liczymy, że hiszpański piłkarz pomoże nam w ostatnich czternastu kolejkach obecnych rozgrywek Ekstraklasy w walce o mistrzostwo Polski, naciskając w ataku na naszego kapitana Mikaela Ishaka. Mario dobrze czuje się zarówno w kontrataku, jak i w grze kombinacyjnej, umie znaleźć miejsce w polu karnym rywala. Był w karierze bardzo skuteczny w Belgii czy Portugalii i chcielibyśmy, żeby podobnie było również u nas - mówił w lutym dla klubowych mediów dyrektor sportowy Lecha Poznań, Tomasz Rząsa.
Niels Frederiksen często pytany o to, dlaczego Mario Gonzalez nie gra częściej w meczach argumentuje swoje wybory potrzebami chwili na boisku. Ostatnim razem, tłumacząc wejście Fiabemy na boisko zamiast Gonzaleza stwierdził, że Hiszpan mógłby pojawić się na boisku w sytuacji, gdy zespół przegrywa i potrzebuje bramki, by odwrócić bieg spotkania. Rzeczywiście znajdowało to swoje potwierdzenie we wcześniejszych meczach ze Śląskiem i Rakowem, kiedy Hiszpan otrzymał swoje szanse przy niekorzystnych wynikach. Problem w tym, że mając do dyspozycji niewięcej niż kwadrans na boisku niewiele mógł zdziałać, by udowodnić swoją wartość.
Hiszpan nie był także wykorzystywany jako opcja mogąca po prostu odciążyć Mikaela Ishaka z obowiązków, gdy wynik zdawał się przesądzony jak np. w meczach z Pogonią, Koroną albo Zagłębiem. Mario Gonzalez nie nawiązuje formą na boisku do swoich poprzedników w ataku Lecha Poznań, którzy mimo pozycji rezerwowych w zespole potrafili wspierać Kolejorza trafieniami i asystami.
W ostatnim mistrzowskim sezonie dla Lecha Poznań Dawid Kownacki udowodnił, że mając niewiele więcej minut do dyspozycji niż Mario Gonzalez, wchodząc z ławki można wydatnie wpływać na wyniki meczów. Polak, jako rezerwowy często otrzymywał od trenera Macieja Skorży ostatnie 20-30 minut, w których przykładowo doprowadzał swoimi asystami i golami do wyniku 3:0 z Pogonią. Strzelał także gole w wygranym 3:0 spotkaniu z Jagiellonią oraz 5:0 z Termalicą. Dawid Kownacki w barwach Lecha Poznań w sezonie 2021/22 pokonał bramkarza w PKO Ekstraklasie cztery razy, zaliczając dwie asysty, mimo iż Ishak miał na swoim koncie prawie komplet spotkań. Da się? Da się.
Nawet Artur Sobiech, który przychodził do ekipy Kolejorza jako gracz bliższy końca kariery niż jej rozwoju, zbierał ważne skalpy w meczach Lecha Poznań. W przeciwieństwie do Kownackiego gole potrafił notować jako członek wyłącznie pierwszego składu. W sezonie 2022/23 przesądzał chociażby o zwycięstwie w starciu z Zagłębiem Lubin, dał prowadzenie Lechowi Poznań przeciwko Jagielloni Białystok oraz uratował w końcówce spotkania z Radomiakiem Radom jeden punkt. W historii Kolejorza na zawsze zapisał się, strzelając gola na remis w dwumeczu podczas rywalizacji z Fiorentiną na Stadio Artemio Franchi w ramach Ligi Konferencji Europy. Dziś mijają równo dwa lata od tego wydarzenia.
Nie tak dawna historia pokazuje, że los rezerwowych napastników w Lechu Poznań, gdy pierwszą strzelbą jest Mikael Ishak, wcale nie musi być z góry stracony. Artur Sobiech i Dawid Kownacki grali przy Bułgarskiej dość krótko, ale mimo ich pozornie drugorzędnej roli zaznaczali swoją pozycję w ataku. Mario Gonzalez w tym momencie zdaje się podążać drogą Mohammeda Awwada, Niki Kacharavy oraz Aarona Johannssona. Każdy z nich był bardziej ciekawostką, aniżeli realnym wzmocnieniem składu. Trzeba im jednak oddać, że w przeciwieństwie do byłego gracza Los Angeles FC potrafili oni wpisywać się na listy strzelców mimo rozgrywania pojedynczych rund w ekipie Kolejorza.
Tegoroczny, zimowy nabytek potwierdza, że przybywający do Lecha Poznań piłkarze z Hiszpanii nie mają łatwo, a Dani Ramirez był bardziej wyjątkiem od niepisanej reguły. 29- letni napastnik ma przed sobą jeszcze sześć szans na udowodnienie swojej wartości w PKO BP Ekstraklasie, ale przy rosnącej formie Ishaka i podejściu Nielsa Frederiksena do rotacji, trudno oczekiwać, że Gonzalez jeszcze zdoła pokazać, że jego transfer się opłacał.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.