Warta Poznań przystępowała do niedzielnego meczu, mierząc się z problemami kadrowymi. Choć w pierwszym składzie znalazł się wcześniej kontuzjowany Jakub Kiełb wciąż brakowało Shuna Shibaty, Wiktora Pleśnierowicza, Kacpra Przybyłko i Szymona Sarbinowskiego. Ławka rezerwowych Zielonych liczyła sześciu piłkarzy z czego jeden z nich był bramkarzem. Trener Piotr Klepczarek przystępował do rywalizacji w niekomfortowych warunkach, ale niezależnie od nich musiał wygrać. Szczególnie, że Warta znajdowała się trzy punkty nad strefą spadkową.
Warta Poznań zagrała na alibi
Warta próbowała rozgrywać piłkę od własnej bramki i przedostawać się pod pole karne GKS-u Tychy za pomocą długotrwałych wymian podań. Niestety taki pomysł na atak nie popłacał Zielonym, którzy często gubili piłkę, gdy zbliżali się do linii środkowej. Najgroźniejsze akcje Warta tworzyła sobie po wysokich odbiorach piłki i szybkich kontrach. Dalekie wykopy Leo Przybylaka nie były już niemalże jedynym sposobem na przedostatnie się pod pole karne rywali.GKS Tychy próbował wrzucić drugi bieg w grze w ataku, ale solidnie zorganizowana obrona Warty nie pozwalała im na tworzenie zagrożeń. Goście próbowali zaskoczyć rywali po przechwytach i błyskawicznych atakach, które ostatecznie również kończyły się na niczym. Tyszanie wykazywali się jednak większą odwagą w swoich ofensywnych poczynaniach: strzelali z dystansu niemalże natychmiast, gdy znaleźli się pod polem karnym rywali, a także szukali szans po dośrodkowaniach. Właśnie w taki sposób zdobyli swoją pierwszą bramkę w meczu, kiedy to w 22. minucie swoją okazję wykorzystał Jakub Budnicki. Atakujący był całkowicie niekryty po tym, gdy błąd popełnił Yuriy Tkachuk.
Warta po stracie gola nie potrafiła zareagować na boiskowe problemy. Wciąż miała problem z konstruowaniem akcji, a momentami niewiele brakowało, by po wrzutkach regularnie pokonywany był Leo Przybylak. Zieloni ustępowali swoim rywalom w ofensywie, ale byli bliscy wyrównania, kiedy to w 45 minucie Wojcinowicz wbił piłkę do siatki po dośrodkowaniu. Sędzia jednak odgwizdał faul na bramkarzu GKS-u. Warta schodziła na przerwę, przegrywając 1:0 i koniecznie potrzebowała ożywienia fazy ofensywnej, która w pierwszej połowie niemalże nie istniała.
Warta odżyła, ale GKS dobił rywali w końcówce
Trener Piotr Klepczarek musiał koniecznie odmienić grę swojej drużyny w drugiej połowie. Przede wszystkim wpuścił na boisko dwóch ofensywnych graczy: Filipa Walusia i Nicolasa Rajsela. Zmiany przyniosły potrzebny impuls, bowiem Warta wreszcie przycisnęła rywali i zaczęła regularnie tworzyć sobie akcje strzeleckie na początku drugiej części meczu. Paradoksalnie po obiecującej grze Warty przyszło to co najgorsze. Tyszanie w 54 minucie drugi raz po dośrodkowaniu zaskoczyli Leo Przybylaka, ponownie po błędzie przy kryciu - tym razem Markova. Julian Keiblinger do asysty w starciu z Wartą dołożył jeszcze bramkę.Drugi gol dla GKS-u nie podciął skrzydeł Warcie, która w dalszym ciągu naciskała na obronę gości, spychając ją głęboko pod swoje pole karne. Tyszanie oddali inicjatywę gospodarzom, a ci starali się przedrzeć przez zasieki obronne poprzez atak pozycyjny. Ta sztuka wreszcie im się udała w 59 minucie, kiedy Maciej Żurawski wykończył akcję strzałem do pustej bramki. Warta złapała wiatr w żagle, sprawiając niemałe problemy rywalom z dośrodkowań. Zmusiła GKS do tego, by swoje akcje opierał na dalekich przerzutach, skutkujących łatwymi stratami piłek.
W drugiej połowie Warta grała tak, jak oczekiwaliby tego kibice: agresywnie w obronie, groźnie w ataku i kreatywnie w rozegraniu. Zieloni często zagrażali bramce Łubika i tylko jego kapitalny refleks pozwalał GKS-owi utrzymać korzystny wynik. Warta mogła się podobać także przy zawiązywaniu pressingu, bowiem dzięki swojej agresywnej postawie oraz nieustępliwości, pozwalała na niewiele przeciwnikom. Zawodnicy trenera Piotra Klepczarka w ostatnim kwadransie dominowali nad rywala,i, a mimo to znów zostali pokarani. Mecz został zamknięty w 90 minucie przez Dzięgielewskiego, który wykorzystał nieporozumienie obrońców Warty i strzałem po ziemi ustalił wynik rywalizacji na 3:1 dla GKS-u.
Warta Poznań ma nad czym pracować
Choć zwycięstwa nie udało się osiągnąć w pierwszym meczu rundy wiosennej, Warta ma na czym budować. Druga część spotkania pokazała, że potencjał Zielonych w ofensywie jest naprawdę duży. Jeśli regularne szanse będą otrzymywali Waluś, Drzazga i Rajsel, poznaniacy będą mieli duże szanse na zwycięstwa w kolejnych starciach. Aby się o tym przekonać fani Warty będą musieli poczekać do 24 lutego i godziny 19:00, kiedy to zmierzą się na wyjeździe ze Stalą Stalowa Wola.
Warta Poznań - GKS Tychy 1:3 (0:1)
Bramki: 59., Maciej Żurawski - Warta Poznań - Budnicki 23., Keiblinger 54., Dzięgielewski 90 min. - GKS TychyKartki: Wojcinowicz 27., Szeliga 45., Drzazga 69., Tkachuk 84. - Warta Poznań, Kubik 39., Kurtaran 95. - GKS Tychy
Warta Poznań: Przybylak - Wojcinowicz, Markov, Gryszkiewicz (46. Waluś) - Michalski, Bartkowski, Tkachuk, Kiełb (46. Rajsel) - Drzazga, Szeliga (68. Firlej), Żurawski
GKS Tychy: Łubik - Dijaković, Budnicki, Tecław - Błachewicz, Bieroński, Szpakowski (95. Kurtaran), Keiblinger - Kubik (56. Makowski), Rumin (81. Dzięgielewski), Śpiączka (93. Stangret)
Sędziował: Łukasz Karski (Słupsk)
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.