reklama

Panie Frederiksen, tu trzeba zmian. Czy Lech Poznań stał się zbyt przewidywalny?

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Przemysław Szyszka

Panie Frederiksen, tu trzeba zmian. Czy Lech Poznań stał się zbyt przewidywalny? - Zdjęcie główne

Panie Frederiksen, tu trzeba zmian. Czy Lech Poznań stał się zbyt przewidywalny? | foto Przemysław Szyszka

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Piłka nożnaLech Poznań kiepsko prezentuje się w trwającej od końcówki stycznia rundzie wiosennej. Przegrał cztery ligowe mecze, zdobywając zaledwie 12 punktów w ośmiu spotkaniach. Przewaga nad Rakowem Częstochowa oraz Jagiellonią Białystok została roztrwoniona, a obecnie Kolejorz znajduje się na trzeciej pozycji w tabeli ze stratą pięciu punktów do lidera. Wielu kibiców Lecha uważa, że największą bolączką zespołu Nielsa Frederiksena jest mentalność. Ale czy na pewno?
reklama

Zarzut dotyczący kiepskiej mentalności w szeregach zespołu Lecha Poznań pojawia się w zasadzie za każdym razem, kiedy Kolejorz wpada w kryzys. Pytanie brzmi: czy to faktycznie największa bolączka Kolejorza? Faktem jest, że zespół Nielsa Frederiksena nie potrafi odrabiać strat. W trwającym obecnie sezonie lechici tracili bramkę jako pierwsi siedmiokrotnie i każde z tych siedmiu spotkań przegrali. Ale czy to wina nieodpowiedniego nastawienia piłkarzy, czy może jednak braku pomysłu na grę z rywalem, który ma korzystny wynik i potrafi nim zarządzać?

W momencie, w którym Kolejorz otwiera wynik spotkania, praktycznie zawsze udaje mu się zwyciężyć. Wyjątkiem były porażki z Motorem oraz Jagiellonią, lecz mowa tu o zaledwie dwóch z szesnastu meczów, w których zespół Nielsa Frederiksena jako pierwszy trafiał do siatki. Powód takiego obrotu spraw wydaje się oczywisty - kiedy rywal chce odrabiać straty, siłą rzeczy musi podejmować większe ryzyko. Lech jest zespołem, który potrafi to bezwzględnie wykorzystać. 

reklama

Kiedy jednak Kolejorz traci gola jako pierwszy, pojawiają się problemy. Nie od dziś wiadomo, że w Ekstraklasie wiele zespołów, nawet tych w teorii słabszych, może pochwalić się znakomitą organizacją w defensywie. Do niedawna to właśnie w starciach z takimi drużynami Lech miał największy kłopot z dostaniem się pod bramkę rywala. Tendencja się jednak zmieniła - teraz sposobem na pokonanie ekipy z Poznania jest agresywny, wysoki i mądrze zakładany pressing.

Szczególnie zauważalne było to w lutowych starciach z Lechią Gdańsk oraz Rakowem Częstochowa. Zarówno gdańszczanie, jak i częstochowianie zdecydowali się na zaatakowanie Lecha blisko jego bramki, co przyniosło wymierne korzyści w postaci wielu dogodnych sytuacji bramkowych. Wydawać by się mogło, że po dwóch takich porażkach Kolejorz wyciągnął wnioski i nieco zmienił sposób wyprowadzania piłki spod własnego pola karnego. Tymczasem w spotkaniu ze Śląskiem, które odbyło się prawie dwa miesiące później, pierwszego gola Lech stracił właśnie po... stracie piłki pod własną bramką.

reklama
Rozwiń

Bardzo ciekawą zależność zauważył w swoim artykule Michał Zachodny. Analizując mecz Lecha ze Śląskiem, dziennikarz dostrzegł, że Lech oddaje najwięcej strzałów w lidze po odbiorze piłki za pomocą wysokiego pressingu, ale jednocześnie nie radzi sobie z szybkimi atakami przeciwnika, dopuszczając rywali do największej liczby sytuacji po kontratakach. Śląsk Wrocław znakomicie obnażył problemy Kolejorza w sobotnim spotkaniu, raz po raz nękając gości szybkimi atakami, w które zaangażowana była spora liczba zawodników. Sztaby szkoleniowe innych zespołów występujących w PKO BP Ekstraklasie, które analizują mecze zespołu Nielsa Frederiksena, widzą, że ma on ogromne problemy w fazach przejściowych i potrafią to wykorzystać.

Kolejorzowi brakuje elastyczności taktycznej. Stylu gry opartego na wysokim pressingu, w który zaangażowana jest duża liczba graczy, rywale Lecha zdążyli się już nauczyć, a co najważniejsze, potrafią się mu przeciwstawić. Nikogo nie zaskakuje także niesymetryczne ustawienie boków obrony oraz skrzydeł. Czy nie warto byłoby więc urozmaicić swojego stylu gry i poszukać nowych rozwiązań? Na pozycji pół-lewego stopera występował jesienią Michał Gurgul, a więc zawodnik idealnie pod nią skrojony. Od kilku spotkań jest on jednak rezerwowym, a Frederiksen stawia na tej pozycji na zawodników o innej charakterystyce, co wydaje się mijać się z celem. Joel Pereira czy Rasmus Carstensen są przecież graczami, którzy znacznie lepiej czują się, grając wyżej. Po co zabijać ich atuty, ustawiając ich na pozycji lewego środkowego obrońcy?

reklama

W meczach ze Stalą Mielec, Jagiellonią Białystok oraz Śląskiem Wrocław sporo minut na pozycji lewego skrzydłowego rozegrał Ali Gholizadeh. Irańczyk najlepsze spotkania w tej rundzie zanotował wówczas, gdy operował na prawej flance, mając możliwość zejścia do środka i poruszania się w centralnej części boiska. Jego największy atut, czyli znakomita wizja gry, zanika, gdy jest on przyspawany do linii bocznej.

W rundzie jesiennej Niels Frederiksen dostosowywał system gry pod zawodników, jakich posiadał, co przynosiło znakomite efekty. Wiosną natomiast, z niewiadomych przyczyn stara się robić dokładnie na odwrót, a to ewidentnie nie zdaje egzaminu. Czy sztab szkoleniowy Kolejorza wpadnie na rozwiązanie, dzięki któremu Lechowi uda się wyjść z kryzysu? Przekonamy się w nadchodzących tygodniach.

reklama

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo