„Musiałem tłumaczyć się zawodnikom z zaległości”
Frąckowiak zdradził, że mimo zapewnień ze strony władz Warty o stabilnej sytuacji, rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej. Klub balansował na granicy dopuszczalnych zaległości wobec piłkarzy. Jak przypomniał były dyrektor, przepisy jasno regulują tę kwestię: zawodnik ma prawo rozwiązać kontrakt, jeśli zaległości przekroczą dwa miesiące.
- Klub balansował na skraju tego, żeby tych dwóch miesięcy nie przekroczyć. Końcówka roku była trudna. Musiałem tłumaczyć się zawodnikom z opóźnień, podczas gdy wcześniej zapewniałem ich o stabilności sytuacji - mówił w rozmowie.
Były dyrektor sportowy ujawnił również, że budżet płacowy Warty Poznań w 1. lidze należał do jednego z najniższych spośród wszystkich klubów zaplecza PKO BP Ekstraklasy.
- Budżet płacowy wynosił miesięcznie niewiele ponad 300 tysięcy złotych. Mogę to porównać z Chojniczanką. Dwa lata wcześniej, kiedy walczyliśmy o awans do 1. ligi i udało nam się awansować, to mieliśmy nieco większy budżet (przyp. red. około o 150 tysięcy złotych). Wtedy z Chojniczanką byliśmy w drugiej lidze - dodał Dawid Frąckowiak.
Transfer na własny rachunek
Najbardziej szokującym fragmentem rozmowy wydaje się historia dotycząca Adriana Gryszkiewicza. Obrońca trenował z zespołem i był niezwykle potrzebny drużynie w obliczu kontuzji w linii defensywy. Problem w tym, że klub nie miał już środków na kolejny transfer.
Frąckowiak ujawnił, że podjął nietypową i ryzykowną decyzję: przez trzy miesiące - od października do grudnia - opłacał zawodnika z prywatnych pieniędzy.
- Musiałem, nie musiałem bo nikt mi pistoletu do głowy nie przystawiał… ale uznałem, że jest niezbędny. Trzy miesiące płaciłem mu z własnej kieszeni. Adrian podpisał kontrakt na 500 złotych z klubem, a resztę kwoty, którą potrzebował do funkcjonowania, pokrywałem ja. Wiem, że to szaleńczy pomysł, ale gdyby nie Gryszkiewicz i Markov, nie wiem, kto by grał w defensywie w tych ważnych meczach - wyznał.
„Ostatnim transferem z budżetu był Shibata”
Frąckowiak przyznał też, że klubowe finanse pozwalały jedynie na sprowadzenie Shuna Shibaty, którego transfer był dodatkowym wkładem właściciela. Na Gryszkiewicza pieniędzy już nie było - stąd desperacka decyzja dyrektora.
- Summa summarum obroniłem się tym. Dzięki Gryszkiewiczowi i Markovovi mogliśmy w ogóle walczyć o utrzymanie - zakończył.
Cała rozmowa programu "1 na 1" z byłym dyrektorem Warty
Całą rozmowę możecie obejrzeć w najnowszym odcinku programu "1 na 1", który jest dostępny poniżej.
Komentarze (0)