Czerwona kartka skazała Lecha na porażkę? "Nie powinniśmy takich meczów przegrywać"
Lech Poznań w niedzielny wieczór miał realną szansę sięgnąć po pełną pulę w starciu z Arką Gdynia, ale taki stan rzeczy utrzymywał się przez zaledwie 54 minuty gry. Czerwona kartka Timothy'ego Oumy całkowicie odwróciła bieg rywalizacji, lecz trener Frederiksen podkreślał, że nie powinno być to usprawiedliwieniem straty aż trzech bramek w drugiej połowie
- Wszyscy widzieli, że przebieg gry zmienił się, kiedy otrzymaliśmy czerwoną kartkę. Utrzymywaliśmy kontrolę nad spotkaniem, ale po niej wszystko się załamało. Wciąż jednak uważam, że nie jest to powód, dla którego powinniśmy pozwalać sobie na stratę trzech goli. Niezmiennie, to zdecydowało o meczu - powiedział szkoleniowiec Kolejorza.
W podobnym tonie, co swój trener wypowiadał się również Robert Gumny. Od prawego obrońcy biło mnóstwo rozżalenia i goryczy po kolejnym spotkaniu przegranym w upokarzających okolicznościach. Po żelaznej defensywie Kolejorza z poprzedniego sezonu zostały już tylko wspomnienia, a zawodnik zdecydowanie nie godzi się na taki stan rzeczy.
- Czerwona kartka jest żadnym wytłumaczeniem, bo nawet w dziewiątkę powinniśmy dowieźć ten wynik do końca. W końcu jesteśmy mistrzem Polski i nie powinniśmy takich meczów przegrywać. Od nas oczekuje się zwycięstw i słusznie, stąd trudno dziwić się frustracji kibiców, jeśli schodzimy z boiska pokonani. Nie chodzi nawet o to, co wydarzyło się dzisiaj. Bo cały miesiąc między przerwami reprezentacyjnymi nie był taki, jakiego byśmy sobie życzyli. Cóż, trzeba wziąć się w garść i w końcu zacząć grać na miarę mistrza Polski, bo dalej tak nie może być - podsumował wychowanek Lecha Poznań.
Niels Frederiksen zwrócił mimo wszystko uwagę po meczu na to, że Ouma niesłusznie otrzymał pierwszą żółtą kartkę. Przy drugiej natomiast na decyzję arbitra wpłynęły krzyki zawodnika, który jak to ujął Duńczyk brzmiał jakby umierał oraz reakcja ławki rezerwowych Arki Gdynia.
Lech wciąż szuka sposobów na wydostanie się z marazmu. "Istnieją różne wytłumaczenia"
Lech Poznań po październikowej przerwie reprezentacyjnej wygląda jeszcze gorzej niż na początku sezonu. Zespół Nielsa Frederiksena odniósł zaledwie jedno zwycięstwo z Gryfem Słupsk. Poza tym dwukrotnie przegrał w Lidze Konferencji i zremisował trzy z czterech spotkań w PKO BP Ekstraklasie. Mimo to, trener Lecha Poznań nie obawia się o swoją najbliższą przyszłość przy Bułgarskiej.
- Myślę, że w naszej grze do czerwonej kartki było sporo plusów. Byliśmy bliscy zdobycia kolejnej bramki lub nawet dwóch. Oczywiście cierpieliśmy też w grze bez piłki i nie byliśmy bardzo dobrze skoordynowani grając w pressingu, ale ostatecznie uważam, że nasz występ do momentu czerwonej kartki był okej - stwierdził po spotkaniu Niels Frederiksen.
Retoryka Duńczyka nadal się nie zmienia. Trener Lecha Poznań wciąż jest zdania, że jego obrona powinna prezentować się lepiej, a atak grać skuteczniej, lecz równocześnie nie prezentuje on konkretnych rozwiązań, by tak się stało. Niels Frederiksen skupia się na pozytywach i zaznacza, że wyniki nie odzwierciedlają tego, jak dobrze w niektórych aspektach wygląda jego drużyna.
- Jeśli spojrzymy na większość meczów, które udało nam się rozegrać w tym sezonie, to zauważymy, że przegraliśmy tylko dwa mecze w tym miesiącu pomijając to spotkanie. W większości spotkań kreowaliśmy sobie więcej okazji niż nasi przeciwnicy i zasługiwaliśmy na więcej. Nie wykorzystywaliśmy dotychczas dość dobrze naszych szans i powinniśmy być bardziej efektywni. Trzeba przyznać, że tracimy zbyt łatwo bramki i musimy poprawić naszą obronę w polu karnym. Sądzę, że piłkarze potrzebują małej przerwy, żeby mogli odpocząć psychicznie - mówił Niels Frederiksen.
Kluczem do osiągania dobrych wyników zdaje się również odzyskanie umiejętności utrzymywania balansu w grze od pierwszej do ostatniej minuty. Lech Poznań w październiku udowodnił, że jest zupełnie rozchwianą drużyną. Szkoleniowiec Kolejorza znów wskazał na to, że każdy mecz jest inny i istnieją różne wytłumaczenia, dlaczego jego drużyna nie utrzymuje korzystnych wyników do końca.
- W meczu przeciwko Rayo graliśmy naprawdę dobrze w pierwszej połowie, ale włożyliśmy w to mnóstwo energii. Grali na zdecydowanie wyższej intensywności niż w meczach przeciwko drużynom w Ekstraklasie. Nie byliśmy w stanie tego utrzymać, ale czasem tak się zdarza ze względu na to, że przeciwnicy narzucają wysokie tempo. Istnieją różne wytłumaczenia takiego stanu rzeczy w zależności od meczu - tłumaczył szkoleniowiec Lecha Poznań.
Niels Frederiksen stanął także w obronie swoich decyzji personalnych odnośnie meczu z Arką Gdynia. Wybór do wyjściowego składu Gumnego, Skrzypczaka i Oumy szkoleniowiec tłumaczył ich bardzo dobrą dyspozycją chociażby w meczu przeciwko Rayo. Trener nie winił ich za taki, a nie inny rezultat w niedzielę. Problemem okazała się całościowa postawa drużyny mistrza Polski po czerwonej kartce.
- Wybierając jedenastkę, która rozpocznie dany mecz staramy się zbudować taki zespół, który będzie w stanie wygrać mecz. Zależy to głównie od świeżości zawodników (...) Mamy w swoich szeregach wielu zawodników, którzy w ostatnim czasie rozegrali bardzo dużo minut. W związku z tym zmiany Palmy czy Rodrigueza w trakcie meczu zdawały się naturalne. Yannick też stracił dużo energii w końcówce spotkania, co sprawiło, że należało go zmienić. Roszady w trakcie spotkania były podyktowane potrzebą świeżości - wyjaśnił swoje decyzje Duńczyk.
Komentarze (0)