Piłkarze Nielsa Frederiksen w Gdańsku chcieli się zrehabilitować swoim kibicom po fatalnym inauguracyjnym meczu PKO BP Ekstraklasy na własnym terenie przeciwko Cracovii. Lechici przegrali wtedy aż 1:4. Lechia również zaczęła ten sezon od porażki tym razem 1:2 w starciu z Górnikiem Zabrze. Była zatem równie zmotywowana, co Kolejorz, by wrócić na zwycięską ścieżkę.
Podopieczni Johna Carvera już udowodnili, że potrafią sobie radzić z mistrzami Polski. W rundzie wiosennej w poprzednim sezonie ograli ich na swoim terenie 1:0 choć trzeba pamiętać, że podopieczni Nielsa Frederiksena grali wtedy w dziesiątkę od 14. minuty.
Lech skomplikował sobie mecz na własne życzenie
Podobnie jak zimą, Lechia Gdańsk od samego początku lipcowego meczu narzuciła Lechowi Poznań trudne warunki gry. Podopieczni trenera Carvera podchodzili wysoko w pressingu do swoich rywali skutecznie wybijając ich z rytmu. Piłkarze Kolejorza musieli szukać swoich okazji po szybkim rozegraniu piłki z czym wyjątkowo sobie nie radzili na początku spotkania.Mimo to, Lech miał jednak szanse wyjść na prowadzenie już w 12. minucie, ale Mikael Ishak nie wykorzystał rzutu karnego. Ta sytuacja była jednak sygnałem ostrzegawczym dla gdańszczan, by uważać na stałe fragmenty gry w wykonaniu Kolejorza. Właśnie dośrodkowanie z rzutu rożnego doprowadziło do błędu obrońcy Lechii i późniejszej "jedenastki".
Paradoksalnie po tamtej sytuacji to właśnie Lechia złapała wiatr w żagle i przyszpiliła rywali. Niewykorzystana okazja Kolejorza zemściła się w 22. minucie, kiedy to Tomas Bobcek wykorzystał serię niefortunnych rykoszetów w polu karnym gości i pewnie wykończył akcję w sytuacji sam na sam. Gol dla Lechii Gdańsk był najlepszym przykładem tego, jak duże problemy w pierwszej połowie miał Kolejorz przy wyprowadzeniu piłki. Większość najgroźniejszych akcji gdańszczan była efektem właśnie nieporozumień gości w rozegraniu.
Gospodarze zamienili na gole dwa z trzech strzałów na bramkę Bartosza Mrozka, a Lech nie potrafił na to w żaden sposób odpowiedzieć w pierwszej połowie. Na domiar złego obrońcy Lecha Poznań byli całkowicie bezradni przy kryciu Tomasa Bobceka, który w 30. minucie miał już na swoim koncie dublet. Tymczasem atakującym Lecha brakowało przebojowości i elementu zaskoczenia, by pokonać Szymona Weiraucha. Kiedy natomiast kreowali sobie dogodne okazje, fatalnie pudłowali.
Szalona druga połowa w wykonaniu Lecha i Lechii
Lech na drugą połowę wyszedł z pianą na ustach. 120 sekund po wznowieniu gry do siatki trafił Gisli Thordarson, dając swojej drużynie bramkę kontaktową. Kolejorz próbował doprowadzić do remisu, licząc na dośrodkowania Pereiry lub Bengtssona w pole karne. Wejście Moutinho na boisko sprawiło natomiast, że podopieczni Nielsa Frederiksena zaczęli także częściej szukać swoich okazji na gola po fazach przejściowych.Determinacja Lecha w ofensywie popłaciła golem autorstwa Filipa Szymczaka, który wyrównał stan meczu. Równocześnie asystę przy tym trafieniu zaliczył Gisli Thordarson, który zaprezentował kibicom prawdziwe "wejście smoka". Wynik meczu w 55. minucie wynosił 2:2 i Lech Poznań stał przed wielką szansą na sensacyjny comeback.
Dziesięć minut później Kolejorz dopiął swego i po zamieszaniu w polu karnym prowadzenie Lechowi przyniósł Mateusz Skrzypczak. Stoper Kolejorza odbił piłkę uderzoną przez Filipa Jagiełłę i tym samym całkowicie zmylił Weiraucha. Po tym trafieniu Lechia zaczęła się gubić, a lechitom urosły skrzydła. W 69. minucie Mikael Ishak wykorzystał dośrodkowanie z rzutu rożnego i bez większych problemów, osamotniony pokonał bezradnego Szymona Weiraucha. Przy bramce na 4:2 Lech Poznań znów pokazał jak świetną pracę z zespołem wykonuje Markus Uglebjerg przy stałych fragmentach gry.
Po tym, gdy Ishak pokonał golkipera energia zupełnie opuściła zespół trenera Carvera. Kolejorz stopniowo zyskiwał kontrolę nad spotkaniem, a zespół Lechii coraz łatwiej pozbywał się piłki. Gracze z Gdańska stawiali na szybkie kontrataki, chcąc wykorzystać dezorganizację w szeregach Lecha tak jak w pierwszej połowie.
Podopieczni Nielsa Frederiksena wykazywali się jednak wyjątkową nieustępliwością w defensywie i nie dali dojść do głosu atakującym gospodarzy. Niebiesko-Biali starali się jak najdłużej utrzymywać się przy piłce, ale to nie powstrzymało Bobceka przed zaskoczeniem obrońców Kolejorza po raz trzeci. Napastnik Lechii doprowadził do wyniku 3:4, pokazując wielkie problemy Antonio Milicia przy kryciu właśnie tego zawodnika w sobotnim meczu.
Podopieczni Nielsa Frederiksena musieli mieć się na baczności do ostatnich minut. Lechia stwarzała ogromne zagrożenie po stałych fragmentach gry i Niebiesko-Biali musieli udowodnić, że tak jak potrafią z nich zdobywać gole, tak potrafią również się przy nich bronić. Ostatecznie defensywa Kolejorza stanęła na wysokości zadania i wywiozła z Gdańska pierwsze trzy punkty w tym sezonie.
Lechia Gdańsk - Lech Poznań 3:4 (2:0)
Bramki: Bobcek 22., 30., 87.- Lechia Gdańsk - Thordarson 47., Weirauch (bramka samobójcza) 55., Skrzypczak 64., Ishak 70. - Lech Poznań.Lechia: Weirauch - Jaunzems, Pllana (73. Awad), Diachuk, Vojtko - Mena, Kapić, Zhelizko, Sezonienko (57. Neugebauer) - Bobcek, Viunnyk (73. Kurminowski).
Lech: Mrozek - Gurgul (45. Moutinho), Milić, Skrzypczak, Pereira - Szymczak (68. Gholizadeh), Kozubal, Ouma (31. Thordarson), Bengtsson (67. Palma), Jagiełło - Ishak (84. Fiabema).
Żółte kartki: Zhelizko 12., Diachuk 79. - Lechia Gdańsk - Ouma 25., Szymczak 56. - Lech Poznań
Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń)
Komentarze (0)