reklama

Niesamowity Jakub Wikłacz. W pojedynku poznańskich klubów górą Ankos

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Facebook/Jakub Wikłacz - archiwum

Niesamowity Jakub Wikłacz. W pojedynku poznańskich klubów górą Ankos - Zdjęcie główne

foto Facebook/Jakub Wikłacz - archiwum

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

MMA Czterech reprezentantów klubów ze stolicy Wielkopolski obejrzeli w piątkowy wieczór kibice w olsztyńskiej hali Urania. W czasie gali KSW 95 pochodzący z Warmii, ale trenujący w Czerwonym Smoku Jakub Wikłacz, bronił pasa kategorii koguciej.
reklama

Mistrz po raz piąty w swojej karierze mierzył się z Sebastianem Przybyszem. Ostatnie starcie tych dwóch zawodników zostało przerwane przedwcześnie po nieintencjonalnym faulu Wikłacza. Pojedynek w Olsztynie miał być domknięciem tej historii. W pierwszej rundzie kibice zobaczyli bardzo intensywny kick-bokserski pojedynek. Od pierwszego gongu zawodnicy prezentowali się bardzo dynamicznie, szukając swoich szans w wymianie stójkowej. Przybysz miał świadomość, że pater to królestwo jego rywala, dlatego unikał zejścia do tej płaszczyzny. Rundę w gorszej sytuacji zakończył panujący mistrz, gdyż jego oponent rozbił mu łuk brwiowy jednym z uderzeń łokciem.

To jednak nie wpłynęło na dyspozycje reprezentanta Czerwonego Smoka. W rundzie drugiej ponownie zawodnicy mierzyli się w stójce. Wikłacz w pewnym momencie wyprowadził frontalne kopnięcie. Nie dotarło ono do celu, ale pozwoliło zbliżyć się na tyle, że zawodnik z Olsztyna mógł wskoczyć na swojego rywala zapinając duszenie trójkątem. Przybysz próbował jeszcze zrzucić z siebie oponenta, ale ostatecznie nie przyniosło to efektu i sędzia przerwał walkę po 3:15 rundy drugiej. Tym samym Jakub Wikłacz efektownym skończeniem obronił pas mistrzowski.

Poszliśmy na całość. Ta walka była godna main-eventu. Dziękuję Sebastianowi za to starcie i za to, że mogliśmy zakończyć tę historię w takim stylu. Popełniłem dwa błędy, po których rywal rozciął mi łuk brwiowy. Mimo tego wiedziałem, że idę po wygraną i konsekwentnie wierzyłem w to do samego końca. Po pierwszej rundzie trener mi powiedział, że mam wejść w nogi i sprowadzić walkę do parteru – tylko nie od razu. Ja też byłem tego świadomy i nie chciałem pójść do parteru na siłę, a jedynie wykorzystać sytuację. Wyczułem ten moment, a wiedziałem, że taki będzie, no i udało się tę szyję złapać. Gdy już poczułem, że ta szyja jest, to po prostu dopiąłem to idealnie i wiedziałem, że to będzie koniec.

- podsumował piątkowe starcie na ściance KSW Jakub Wikłacz. 

Ciekawe z poznańskiej perspektywy było także starcie Romana Szymańskiego z Marcinem Heldem. Pierwszy pochodzi z  Poznania i trenuje na co dzień w Czerwonym Smoku, natomiast drugi mieszka w Tychach, ale jest związany z Ankosem. Pojedynek dwóch poznańskich klubów trwał pełne trzy rundy. W pierwszej zawodnicy okazali sobie duży respekt, unikając szalonych akcji. Pierwszą mocną serię wyprowadził Held, po której jego rywal sprowadził walkę do parteru. Tam lepiej prezentował się jednak tyszanin, który był bliski założenia techniki kończącej. Kolejne dwie rundy były już starciami z mocno zarysowaną charakterystyką zapaśniczo-grapplerską. Kibice oglądali zarówno elementy walki przy siatce, jak i próby uzyskania przewagi na macie. Nie dało to jednak żadnemu z zawodników możliwości zakończenia walki przed czasem, choć bliżej był tego reprezentant Ankosu. Ostatecznie sędziowie jednogłośnie przyznali zwycięstwo Heldowi 29-28, 29-28, 29-28.

Mój rywal był dzisiaj mocny. Dobrze stał na nogach, kontrolował i dociskał. Faktycznie w drugiej rundzie był taki moment, gdy Szymański nacisnął mnie przy siatce i dobrze uniemożliwiał mi jakąś kontrę. To była mocna walka i mam nadzieję, że podobała się kibicom. O to nam chodziło, bo wiem, że wobec tego pojedynku były spore oczekiwania. Starłem się szukać tych skończeni, może nie bardzo mocno, żeby nie ryzykować, ale te próby były. 

- podkreślał na ściance KSW atuty rywala Held.

W karcie wstępnej piątkowej gali pojawił się jeszcze jeden zawodnik Ankosu, czyli debiutujący w KSW Michał Dreczkowski. Jego oponentem był Serb Stevan Jarić. I to zawodnik z Bałkanów początkowo wyszedł z inicjatywą sprowadzenia walki do parteru. Poznaniak był w stanie przekuć to na swoją korzyść, zyskując dominującą pozycję w walce na macie. Najpierw podjął próbę duszenia zza pleców, a gdy to się nie udało, zaczął szukać szansy na skończenie walki ciosami. To ostatecznie przyniosło skutek, a sędzia przerwał walkę po upływie trzech i pół minuty

Miałem zaczynać tę walkę w stójce i czekać na to, co zrobi rywal. Wiedziałem, że może szukać wejścia w nogi, a jego stójka może nie być najlepsza. Wyczekiwałem na ten moment. W Ankosie mamy dobrą pakę jeżeli chodzi o parter i dzisiaj to było widać. 

- podkreślił Dreczkowski w rozmowie na ściance KSW. 

W drugiej walce mistrzowskiej gali KSW 95 Phil de Fries pokonał jednogłośną decyzją Augusto Sakaiego.  

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama