Zdecydowanie szybciej z rywalem poradził sobie Wójcik, który w co-main evencie gali zmierzył się z Damianem Piwowarczykiem. Kibice po tym zestawieniu mogli sobie sporo obiecywać, gdyż do klatki wszedł pierwszy i drugi zawodnik rankingu. I od samego startu te oczekiwania były zaspokajane – zawodnicy zaczęli wymieniać mocne ciosy w stójce, a kontrujący lewy Piwowarczyka powalił zawodnika Ankosu. Pomimo sporego zagrożenia Wójcik był w stanie wrócić do siebie i przejąć kontrolę nad pozycją w parterze. Po chwili założył on duszeniem trójkątem, które doprowadziło do zakończenia starcia. Piwowarczyk próbował jeszcze uciec z tej techniki kończącej, ale pomimo podniesienia pozycji nie udało mu się to i musiał poddać pojedynek po nieco ponad połowie pierwszej rundy. Dla Wójcika była to 20 zawodowa wygrana w karierze.
Były schody, co było dla mnie dziwne, bo czułem się dobrze i myślałem, że wejdę w tę walkę tak jak należy. Przeważnie dobre mam drugą i trzecią rundę, a tutaj od początku czułem się okej. Trzeba jednak przyznać, że Damian mnie świetnie złapał tym prawym prostym, ale uratowała mnie konsekwencja i gra zapaśniczo-parterowa. Bardzo liczyłem na to, że uda mi się zakończyć walkę duszeniem bo włożyłem w tę technikę sporo sił. Gdyby Damian z tego wyszedł, to byłoby mi ciężko kontynuować ten pojedynek. Na pewno walczyłbym do końca, ale strasznie chciałem, żeby ta technika weszła. Rywal długo wytrzymał i ja też miałem myśl, by odpuścić i przejść do innej pozycji, ale ostatecznie przetrzymałem to wystarczająco długo.
- podkreślał na ściance KSW Wójcik.
Zdecydowanie więcej czasu w klatce spędził reprezentujący Czerwonego Smoka Łukasz Skibiński. Jego rywalem był Włoch Leonardo Damiani, z którym poznaniak krzyżował już rękawice w tym roku. W marcu w Pile przez decyzję zwyciężył Polak, jednak ocena walki przez arbitrów wzbudziła sporo wątpliwości. Zawodnicy mieli więc niedokończone sprawy do wyjaśnienia i pomimo tego, że obaj wskoczyli do tego starcia jako zastępstwa, prezentowali od początku sporą intensywność walki.
W pierwszej rundzie zdecydowanie mocniej w stójce bił reprezentant Italii, co zmusiło Skibińskiego do szukania parteru. Pierwszych pięć minut było ciągłą walką o utrzymanie pozycji – gdy Polak obalał rywala, ten dosyć szybko był w stanie wstawać czy podchodzić pod siatkę. Końcówka starcia to natomiast ponownie stójka i pojedynek kickbokserski. W bardzo zbliżony sposób przebiegała także druga runda. W trzeciej Włoch rozpoczął od knock-downu, jednak pomimo zranienia oponenta nie był on w stanie skończyć walki. Skutecznie pozycję przejął natomiast Skibiński, który już do ostatniej syreny obijał Włocha w parterze, skutecznie go punktując. Ostatecznie o wygranej musieli zadecydować arbitrzy – dwóch z trzech wskazało na Skibińskiego w stosunku 29:28, jeden natomiast uznał, że to Włoch był lepszy w dwóch rundach. Nie miało to jednak znaczenia, gdyż ku górze poszła ręka Polaka.
Po poprzedniej walce z Damianim emocje były inne z racji tego, że wiedziałem wtedy że przegrałem trzecią rundę. Teraz było inaczej, gdyż bardziej czułem, że wygrałem. Na pewno boks jest najmocniejszą stroną Włocha – także w marcu sprawił mi tym najwięcej kłopotów, jednak wtedy mnie żadnym ciosem nie naruszył. Tutaj było trochę inaczej, bo już w pierwszej rundzie po jednym trafieniu padłem na kolana. To mocny i twardy zawodnik – on też przyjął dużo ciosów, a mimo to nie robił kroku wstecz.
- podsumował starcie Skibiński.
W walce wieczoru sobotniej gali Radosław Paczuski pokonał przez nokaut Laida Zerhouniego.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.