reklama

A mógł być lider. Hit rozczarował, a na trybunach rekord WIDEO

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Piotr Skrzypek

A mógł być lider. Hit rozczarował, a na trybunach rekord WIDEO - Zdjęcie główne

foto Piotr Skrzypek

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Piłka nożna Mecz o fotel lidera PKO Ekstraklasy zawiódł. Kibice Lecha Poznań i Śląska Wrocław nie doczekali się goli, a spotkanie nie przypominało starcia o najwyższy cel. A szkoda, bo na trybunach stadionu przy Bułgarskiej zasiadła rekordowa w tym sezonie liczba ponad 32 tysięcy kibiców.
reklama

Lech Poznań podejmował Śląsk w bardzo komfortowej sytuacji pod względem ostatnich wyników. W nowym roku gospodarze zanotowali dwa zwycięstwa w tym jedno z obecnym liderem ligi – Jagielonią Białystok. Śląsk Wrocław przeżywał za to mały kryzys.
Jednobramkowe porażki z pewnością świadczyły o dobrej formie defensywy drużyny ze stolicy województwa dolnośląskiego, ale ofensywa mierzyła się z wyraźną posuchą. Rywale Lecha w 2024 r. nie strzelili jeszcze bramki. Trener Mariusz Rumak zapewniał, że jego drużyna wyciągnęła lekcje z przeszłości.


Konsekwentnie rozmawiam z moimi piłkarzami, żeby od pierwszej minuty kontrolować ten mecz z piłką i bez piłki. Myślę, że to będzie klucz do tego, żeby zmienić to co się dzieje ostatnio 

- mówił szkoleniowiec Kolejorza.

Zgodnie z oczekiwaniami

Pierwsza połowa wyraźnie odzwierciedlała słowa trenera niebiesko-białych. Gospodarze bardzo szybko zyskali kontrolę nad meczem i bez problemu organizowali swoje akcje, dzięki wysokiemu pressingowi w obronie i szybkim próbom kontrataków. Fundamentalną rolę w napędzaniu ofensywy odegrali obaj skrzydłowi Kolejorza: Kristoffer Velde oraz Ali Gholizadeh. To na ich barkach spoczął ciężar konstruowania ataków i decyzyjności o przebiegu akcji. Ta pozorna dysfunkcyjność formacji ofensywnej została spowodowana wysoką koncentracją środka pola Kolejorza na elemencie obronnym. Jednym z wyzwań tego hitowego starcia było bowiem powstrzymanie króla strzelców Ekstraklasy – Erika Exposito. Jego 14 bramek i hat-trick w poprzednim spotkaniu z Lechem nie mogło wprawić sztabu szkoleniowego Lecha w stan obojętności. Już przed meczem trener Rumak podkreślał istotę obecności Hiszpana na boisku.

Jest to kluczowy zawodnik Śląska Wrocław. W fazie ofensywnej daje najwięcej: utrzymuje piłkę, potrafi zdobywać bramki, jest silny, szybki i jeszcze Lech mu leży. I my o tym wiemy, więc trzeba to zmienić

- przyznawał Mariusz Rumak. 


Nie dziwiła zatem silna dyscyplina taktyczna w centrum boiska od samego początku meczu i możliwie, jak najefektywniejsze minimalizowanie ryzyka nagłych kontr lub szybkich ataków Śląska. Każdy pamiętał, że właśnie one doprowadziły do dantejskich scen w poprzednim starciu. Poprzez rygorystyczną obronę i pressing w kole środkowym w pierwszej połowie zespół trenera Magiery ani razu nie zmusił Bartosza Mrozka do wymagającej interwencji.

Miłe złego początki

Choć zespół Lecha wyszedł na drugą połowę w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku, który sprowadzał się do zniwelowania okazji bramkowych po stronie Ślązaków, piłkarze w niebieskich strojach mogli czuć niedosyt. Tylko raz Velde, jako jedyny piłkarz zmusił goalkeepera rywali do wysiłku i poważnej interwencji. Ponadto pozycja spalona odebrała Filipowi Szymczakowi bramkę, która mogła przesądzić o trzech punktach w tym trudnym starciu. To zdecydowanie za mało, by pokonać wicelidera a przewaga posiadania piłki nie wystarczała. Ponadto Śląsk już w pierwszej połowie udowodnił, dlaczego akurat oni dzierżą tytuł najszczelniejszej defensywy w lidze. Dzięki głęboko cofniętej obronie i bezpardonowych interwencjach stoperów przyjezdnych pod polem karnym, bezpośredni atak na bramkę Rafała Leszczyńskiego był zadaniem niemal niemożliwym. Jak się okazało boiskowa przewaga Lecha i siła, o której zapewniał trener Rumak przed meczem, stała się słabością Kolejorza.

Demony przeszłości

Dysproporcje statystyczne w drugiej części spotkania nie pozostawiły żadnych wątpliwości, co do przebiegu gry. Poznaniacy uzyskali aż 70% posiadanie piłki, wymieniając ze sobą dwukrotnie więcej podań. Śląsk nie potrafił dobić w tej statystyce nawet do stu celnych wymian piłki. Mecz stał się przewidywalny i jednostronny. Lechici bez efektów, nieustannie atakowali skrzydłami, a Ślązacy się bronili. Ich reakcje po każdej ważnej interwencji w defensywie przypominały celebrację goli, a każda szansa przedłużania meczu była przez nich skrzętnie wykorzystywana. Trener Jacek Magiera po meczu nie próbował ubarwiać rzeczywistości:


Z przebiegu gry ten punkt mnie zadowala.


Równie szczerze, co do tego aspektu w drugiej połowie mówił Bartosz Salamon. To w dużej mierze jego interwencje przyczyniły się do tego, że Śląsk nie wywiózł ze stadionu przy Bułgarskiej trzech punktów. Stoper niemal w pojedynkę poradził sobie z wyzwaniem krycia najlepszego strzelca ligi i mimo znaczącej przerwy od piłki rozegrał przeciwko niemu kompletne zawody wyłączając go z gry. W całym meczu Hiszpan nie oddał żadnego strzału, lecz to nie pocieszało doświadczonego obrońcy.


Szczególnie w drugiej połowie widać było, że przyjechali tu po remis

- przyznał Bartosz Salamon.

Trener skrytykował trenera


 Podział punktów przeciwko tak defensywnej drużynie jasno udowodnił, że Lechiciponownie nie zdali egzaminu z systemów taktycznych, który pod koniec swojej przygody z Kolejorzem oblał z kretesem Van den Brom. Nad wyraz eksploatowane skrzydła nie
odmieniły przebiegu spotkania, choć na plus trzeba zapisać szybkie poruszanie się bez piłki oraz błyskawiczne podejmowanie decyzji pod presją przeciwników. Z sobotniego meczu można wywnioskować, że problem głęboko broniących drużyn wciąż pozostaje taktycznym kodem enigmy dla kolejnego szkoleniowca Lecha, który na konferencji kąśliwie skrytykował pomysł na grę trenera Magiery.


Ciężko się gra, gdy ktoś stoi na własnej połowie, zaparkuje ten przysłowiowy autobus i trzeba go rozpakować. Lubię, gdy oba zespoły grają w piłkę

- stwierdził Mariusz Rumak. 


Kolejorz znajduje się obecnie na półmetku stresującego okresu starć z zespołami z górnej części tabeli. Poznaniacy wciąż udowadniają, że gra przeciwko kolektywnej oraz głębokiej defensywie rywali sprawia duże problemy. Wydaje się, że los Wielkopolan znajduje się teraz w notesach analityków drużyn przeciwnych ze Szczecina i z Zabrza, które będą podejmować Lechitów na własnych stadionach. Wybór oddania piłki Lechowi i czekanie na cios może paradoksalnie w realny sposób pozbawić poznański zespół kolejnych punktów.

Sztab niebiesko-białych musi szybko znaleźć remedium na rozpuszczenie ewentualnych zasieków obronnych w pierwszej kolejności ekipy ze Szczecina. „Portowców” w Pucharze Polski Lech podejmie już we wtorek o 20:30.

Lech Poznań - Śląsk Wrocław 0:0.

Lech Poznań: Bartosz Mrozek - Joel Pereira, Bartosz Salamon, Antonio Milic, Michał Gurgul - Ali Gholizadeh (74. Adriel Ba Loua), Jesper Karlstroem, Filip Marchwiński, Nika Kwekweskiri (74. Dino Hotic), Kristoffer Velde - Filip Szymczak.
Śląsk Wrocław: Rafał Leszczyński - Jehor Macenko (82. Simeon Petrow), Łukasz Bejger, Aleks Petkow, Patryk Janasik - Piotr Samiec-Talar (92. Patryk Szwedzik), Petr Schwarz, Peter Pokorny, Patrick Olsen, Matias Nahuel Leiva - Erik Exposito (75. Patryk Klimala).

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama