- Szkolenie piłkarzy dawniej i dziś. Czy talent u Kozubala był widoczny?
- Czy polscy piłkarze zbyt wcześnie wyjeżdżają za granicę?
- Transfer z Lecha do Wisły – nowe wyzwania i rola psychologii w karierze
- Problemy współczesnej Wisły Kraków
- Co mają wspólnego Maciej Żurawski i Stanislav Lobotka?
- Dziś łatwiej dostać powołanie do reprezentacji Polski
Szkolenie piłkarzy dawniej i dziś. Czy talent u Kozubala był widoczny?
Czy uważa Pan, że szkolenie piłkarzy w czasach, gdy Pan zaczynał karierę, było inne niż dzisiaj? Czy współczesne metody są lepsze?Myślę, że tak. Dziś wszystko zmierza w stronę akademii piłkarskich, które są głównym źródłem dostarczania zawodników do pierwszych drużyn. Wzorujemy się na systemach funkcjonujących na Zachodzie, ale wciąż gonimy najlepszych. Dziś trudno wyobrazić sobie klub funkcjonujący na wysokim poziomie bez akademii. Kiedyś trenowaliśmy na znacznie gorszych boiskach, często koło ogródków działkowych, a dostęp do równej murawy był nagrodą. Dziś młodzież ma lepsze warunki, ale czasem wydaje mi się, że mniej to docenia.
Czyli dzisiejsze warunki nie kształtują tak silnego charakteru jak dawniej?
Może tak być. Dziś młodzi zawodnicy są bardziej "zagłaskani". W piłce nożnej charakter ma ogromne znaczenie, a kiedyś trzeba było pokonać więcej trudności, by się przebić.
Kto był lub jest tym największym talentem, który pojawił się w polskiej piłce w ciągu ostatnich dziesięciu lat?
Było kilku zawodników, których można by wyróżnić, szczególnie w czasach, gdy miałem okazję komentować mecze. Jednym z nich jest Antoni Kozubal, który przeszedł w GKS Katowice długą drogę i niesamowicie się rozwinął. Dziś jest pierwszoplanową postacią w Lechu Poznań.
Od pierwszych meczów widział Pan w nim potencjał na gracza na miarę Lecha Poznań?
Szczerze mówiąc to nie. Nie od razu zauważyłem jaki ma potencjał i na jak wysokim poziomie może grać. Nie było widać u niego od pierwszych spotkań w 1. lidze, że realnie będzie grał w Lechu Poznań. Jednak jego rozwój pokazuje, że system wypożyczeń stosowany przez kluby ekstraklasy ma sens. Wielu zawodników, którzy nie mają jeszcze szans na regularną grę w pierwszym zespole, trafia na zaplecze ekstraklasy i tam nabiera doświadczenia.
PRZECZYTAJ TAKŻE: POSiR planuje "betonozę" w Kiekrzu? Mieszkańcy sprzeciwiają się potencjalnej przebudowie.
Oczywiście, nie każdy się przebije, ale ci, którzy odpowiednio się rozwiną, wracają silniejsi i mogą stanowić o sile swojego klubu w ekstraklasie. To zjawisko jest powszechne w polskiej piłce i uważam, że ma wiele zalet. Kluczowe jest jednak to, by po udanym wypożyczeniu zawodnik faktycznie dostawał szansę w pierwszym zespole. Jeśli przez cały sezon gra na wysokim poziomie w pierwszej lidze, warto go odpowiednio przygotować do gry w ekstraklasie. Wtedy, po powrocie, jest już ograny, bardziej pewny siebie i może lepiej odnaleźć się na boisku.
Czy polscy piłkarze zbyt wcześnie wyjeżdżają za granicę?
Za Pana czasów czy czasów Tomasza Frankowskiego polscy piłkarze zdobywali tytuły królów strzelców ekstraklasy. Ostatni raz zdobył ją Marcin Robak w 2017 roku. Dlaczego dziś tak się nie dzieje?Jest w tym sporo prawdy. Obecnie polscy młodzi zawodnicy wyjeżdżają za granicę znacznie szybciej. Kluby ekstraklasy nie są w stanie zatrzymać tych najbardziej utalentowanych piłkarzy, ponieważ transfery wewnątrz kraju są rzadko opłacalne, a zagraniczne kluby oferują znacznie lepsze warunki finansowe i rozwojowe. Kiedyś sytuacja wyglądała inaczej. Ja sam grałem w ekstraklasie do 29. roku życia i dopiero po zdobyciu stu bramek mogłem wyjechać do Szkocji. Dziś, mając taki dorobek, wyjechałbym już po pierwszym sezonie w Lechu, a może nawet jeszcze wcześniej, np. z Warty Poznań, zaraz po debiucie w ekstraklasie.
Rezerwy Lecha Poznań rozbijają kolejnego rywala w sparingu. Dwie bramki młodego talentu Lecha Poznań
Taka jest dzisiejsza specyfika rynku transferowego. Z tego powodu tracimy utalentowanych graczy. Oczywiście, nie wszystkich, ale trudno zatrzymać w Polsce 20-letniego napastnika, który strzelił w sezonie 8-10 bramek. Jeśli pojawia się oferta z zagranicy, zarówno klub, jak i sam zawodnik, często nie mają wątpliwości, że warto skorzystać z takiej okazji.
Czy można się dziwić tym decyzjom?
Absolutnie nie. Dla każdego piłkarza gra to nie tylko pasja, ale też praca i źródło utrzymania. Kariera sportowa trwa krótko, więc zawodnicy naturalnie szukają najlepszych dla siebie warunków. Jeśli mogą zarobić więcej za granicą, a do tego rozwijać się w lepszych ligach, ich wybór jest zrozumiały. Chciałoby się, by największe polskie talenty dłużej grały w naszej lidze, ale rzeczywistość jest taka, że system ekonomiczny i sportowy temu nie sprzyja.
Jaką jedną radę dałby Pan młodemu piłkarzowi?
Cierpliwość i konsekwencja. Trzeba mieć jasno określony cel i dążyć do niego mimo niepowodzeń, bo tych w młodym wieku jest bardzo dużo. Łatwo się wtedy zrazić. Ważne, by trzymać się swojej drogi i mieć świadomość, że porażki są częścią rozwoju. Czasem można się nauczyć więcej z przegranej niż z wygranej.
Transfer z Lecha do Wisły – nowe wyzwania i rola psychologii w karierze
Przechodząc już stricte do Pańskiej kariery. Jakie wyzwania napotkał Pan po transferze z Lecha do Wisły? Czy w Poznaniu spotkał się Pan z niechęcią kibiców?Nie, nie spotkałem się z negatywnymi reakcjami ze strony kibiców Lecha. Klub w tamtym czasie był w trudnej sytuacji finansowej, a mój transfer był jednym z najwyższych w historii polskiej Ekstraklasy. To był znaczną ulgą dla Lecha, a dla mnie szansą na dalszy rozwój. Trafiłem do zespołu regularnie walczącego o mistrzostwo Polski i grającego w europejskich pucharach. Jednak przeprowadzka była dla mnie trudnym krokiem.
To było pierwsze opuszczenie rodzinnego miasta i zamieszkanie w nowym otoczeniu. Do tego dochodziły zmiany w drużynie, nowi koledzy, inny styl gry. W Lechu nie byłem klasycznym łowcą bramek, a raczej cofniętym napastnikiem, natomiast w Wiśle oczekiwano ode mnie regularnego strzelania goli. Presja była ogromna, oczekiwania wysokie i przez pierwszy rok trudno było mi się w tym odnaleźć.
Jak długo trwało, zanim odnalazł się Pan w nowym otoczeniu i przestał odczuwać presję strzelania bramek w każdym meczu?
Mniej więcej rok. W tym czasie byłem wystawiany na różnych pozycjach – grałem w pomocy, w ataku, trener Orest Lenczyk nawet sugerował, że może boczna pomoc to moje miejsce. Czułem, że jako napastnik nie spełniam pokładanych we mnie oczekiwań. Pomógł mi psycholog, znajomy mojego ojca, ale kluczowe było to, że sam musiałem dojść do tego, co mnie blokuje i jak sobie z tym poradzić.
Psycholog może jedynie naprowadzić pytaniami – reszta zależy od zawodnika. Przełom nastąpił, gdy trener Adam Nawałka na mnie postawił. Dał mi kredyt zaufania i poczułem, że mam oparcie. Nawet gdy nie grałem od pierwszej minuty, wiedziałem, że jestem dla niego ważny. To sprawiło, że nabrałem pewności siebie i zacząłem regularnie trafiać do siatki.
Czy można powiedzieć, że Adam Nawałka był Pana najlepszym trenerem?
Nie chciałbym wskazywać jednego szkoleniowca, bo każdy z nich miał wkład w mój rozwój. W Lechu Poznań dużo zawdzięczam trenerowi Topolskiemu, a w Wiśle oprócz Nawałki dużą rolę odegrali Kasperczak i Smuda. Trener Kasperczak miał niesamowitą intuicję – na przykład, kiedy wszedł do szatni, wskazał na mnie i powiedział: "To będzie król strzelców". I faktycznie nim zostałem.
Problemy współczesnej Wisły Kraków
Jak Pan myśli, co stoi na przeszkodzie, by Wisła wróciła do Ekstraklasy?Pierwsza liga jest niezwykle wymagająca. Większość drużyn walczy o awans, a baraże są loterią. W poprzednich sezonach Wisła miała szansę, ale brakowało jej stabilności w kluczowych momentach. Końcówka sezonu decyduje o wszystkim – możesz mieć dobrą serię, ale jeśli osłabniesz w decydującym momencie, zostajesz w I lidze. Tak było w przypadku meczu z Zagłębiem Sosnowiec, który Wisła powinna wygrać i zapewnić sobie bezpośredni awans. Tak się jednak nie stanęło i zamknęła sobie drzwi do Ekstraklasy.
Wisła ma potencjał, ale kluczowa jest powtarzalność. Nie można błyszczeć raz na kilka spotkań – trzeba utrzymywać wysoki poziom przez cały sezon. Połowa zespołu nie może mieć "słabszego dnia" jednocześnie, bo to kończy się stratą punktów. Osobiście uważam, że Kazimierz Moskal mógłby osiągnąć z drużyną dobry wynik i trzeba było dać mu więcej czasu. Z drugiej strony sam wierzę w Mariusza Jopa. Kiedy przejął Wisłę na chwilę, pokazał, że drużyna może grać skutecznie. Widać było od razu zmianę na lepsze.
Co mają wspólnego Maciej Żurawski i Stanislav Lobotka?
Podczas pracy jako skaut Wisły Kraków - najciekawszy piłkarz, którego Pan wyskautował?W Wiśle skauting był ograniczony budżetowo, co utrudniało sprowadzenie graczy, których chciałem. Jednak pamiętam, że obserwowałem Stanislava Lobotkę, gdy grał jeszcze w Trenczynie. Był niski, krępy, ale niezwykle pracowity w środku pola. Bardzo mi się podobał jako zawodnik. Niestety, był poza zasięgiem finansowym Wisły. Teraz wiemy, że gra w Napoli.
Jaki był najlepszy mecz, który rozegrał Pan w swojej karierze?
Ciężko wskazać jeden, bo takich spotkań było kilka. Na pewno mecze z Wisłą Kraków decydujące o mistrzostwie Polski czy te w europejskich pucharach, jak choćby z Parmą, Schalke czy Interem Mediolan. Duży niedosyt mam, że przeciwko Manchesterowi United zagrałem tylko jedną połowę w barwach Celticu. Nie można też zapominać o meczach eliminacyjnych do wielkich turniejów – Mistrzostw Świata czy Europy. W pamięci zostaje na pewno spotkanie z Portugalią na Stadionie Śląskim. To był jeden z tych meczów, które kibice wspominają jako jedne z najlepszych w historii reprezentacji Polski.
Dziś łatwiej dostać powołanie do reprezentacji Polski
Czy uważa Pan, że dziś łatwiej dostać się do reprezentacji niż kiedyś?Na pewno tak. Michał Probierz próbuje i daje szansę wielu zawodnikom. Nie mówię, czy są odpowiedni czy nie, ale dziś można rozegrać kilka spotkań w Ekstraklasie i od razu dostać powołanie. Kiedyś trzeba było solidnie zapracować – zagrać całą rundę albo nawet cały sezon na wysokim poziomie, by dostać nagrodę w postaci powołania do kadry. Teraz bywa tak, że wystarczy jeden dobry mecz w Ekstraklasie, a jeśli akurat trener ma wakat na tej pozycji, to zawodnik dostaje powołanie.
Stan kadry Lecha Poznań przed meczem z Lechią Gdańsk. Którzy zawodnicy trenowali indywidualnie?
Podobnie jest z transferami zagranicznymi – ktoś debiutuje w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy i od razu pojawia się argument, by go sprawdzić w kadrze, mimo że jeszcze nie ugruntował swojej pozycji w klubie. Zawodnicy szybko odchodzą z Ekstraklasy do zagranicznych klubów, ale po tak krótkim czasie trudno ocenić ich realny poziom. Oczywiście to prawo selekcjonera, by testować nowych zawodników, jeśli ci obecni się nie sprawdzają. Jednak jeśli do kadry trafia ktoś, kto jeszcze nie jest gotowy, to może to przynieść więcej szkody niż pożytku. Można takim powołaniem wyrządzić krzywdę piłkarzowi, który jeszcze nie jest na to przygotowany.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.