Znów to samo
Kibice Lecha Poznań mogą mówić o prawdziwym deja vu. Kolejorz po raz kolejny stracił punkty w meczu, w którym prowadził do przerwy. Tym razem lechici przegrali z Arką 1:3, choć jeszcze do 63. minuty utrzymywali prowadzenie 1:0. Nie był to pierwszy taki scenariusz w ostatnich tygodniach.Wystarczy przypomnieć spotkanie sprzed kilku dni z Rayo Vallecano, gdy Lech prowadził 2:0 do przerwy, by ostatecznie przegrać 2:3, czy mecz z Rakowem Częstochowa zakończony remisem 2:2 - również po dwubramkowym prowadzeniu.
Lech nie umiał zareagować po czerwonej kartce
Kluczowym momentem pojedynku w Gdyni była 55. minuta, gdy drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę, obejrzał Timothy Ouma. Od tego momentu Arka przejęła inicjatywę. Espiau Hernandez trafiał trzykrotnie: w 64., 72. i 78. minucie - całkowicie odwracając losy meczu.Nie można jednak tłumaczyć porażki wyłącznie grą w osłabieniu. Nie tak dawno, Raków Częstochowa pokonał Lechię Gdańsk 2:1, mimo że już od 37. minuty grał w osłabieniu. Wówczas czerwoną kartkę zobaczył Karol Struski. Decydującego gola na 2:1 w 78. minucie strzelił wtedy Tomasz Pieńko. Podobnego zdania był po meczu Robert Gumny, który nie krył rozczarowania postawą zespołu.
- Cokolwiek by się nie stało, czerwona kartka przy 1:0 to żadne wytłumaczenie. Nawet w dziewięciu powinniśmy dowieźć ten wynik. Jesteśmy mistrzem Polski, a gdy przyjeżdżamy do Gdyni, zawsze oczekuje się od nas zwycięstwa, niezależnie od liczby zawodników na boisku - mówił na antenie Canal+ obrońca Lecha.
"Czas pokazać charakter"
Gumny nie miał wątpliwości, że problem drużyny jest głębszy niż jedno nieudane spotkanie.
- Nasz performance w ostatnim miesiącu nie wygląda dobrze. Nie mam żadnego wytłumaczenia. Po czerwonej kartce coś w nas pękło, a Arka to wykorzystała. Straciliśmy trzy gole, co jest niedopuszczalne dla mistrza Polski. Czas pokazać charakter – jeśli nie umiejętnościami, to przynajmniej wydrapać te punkty. - przyznał.
Lech ciągle analizuje a efektów brak
Lech wciąż szuka odpowiedzi na pytanie, skąd biorą się błędy w defensywie. Lechici w ostatnim czasie tracili bramki z rywalami o zupełnie różnym potencjale – Rayo, Lincoln, Gryf Słupsk, Arka, Motor, Pogoń…
- Trudno powiedzieć, z czego to wynika. To kwestia do analizy, bo tak być nie może. Czy to Rayo, czy Arka – za każdym razem kończy się trzema straconymi golami. Przeciwnicy są z różnych półek, a efekt ten sam. Teraz mamy chwilę na odpoczynek, więc po przerwie na kadrę chcemy udowodnić kibicom, że ten miesiąc to był czysty niefart - zakończył Gumny.
Pytanie jednak, ile jeszcze można analizować te same błędy. Skoro Lech traci bramki niemal w każdym meczu, trudno oprzeć się wrażeniu, że proces wyciągania wniosków nie przynosi efektów. Gdy podobne scenariusze powtarzają się z tygodnia na tydzień, nie można już mówić o przypadku czy pechu. To realny problem, z którym sztab powinien był uporać się znacznie wcześniej.
Po 14. kolejkach PKO BP Ekstraklasy Lech Poznań ma na koncie 21 punktów i aż 23 stracone bramki. Zespół trenera Nielsa Frederiksena zajmuje dopiero ósme miejsce w tabeli i traci już osiem punktów do liderującego Górnika Zabrze.
Komentarze (0)