Lech nie potrafi złapać serii zwycięstw
Największym problemem zespołu Nielsa Frederiksena pozostaje brak regularności. W obecnym sezonie lechici tylko raz zdołali wygrać dwa ligowe mecze z rzędu - na przełomie lipca i sierpnia, gdy najpierw pokonali na wyjeździe Lechię Gdańsk 4:3, a następnie ograli przed własną publicznością Górnika Zabrze 2:1. Od tamtej pory Lech nie potrafi kontynuować zwycięskiego rytmu, a każde lepsze spotkanie przeplata rozczarowującym występem.
Powodem, dla którego Lech nie potrafi złapać regularności, są przede wszystkim błędy w defensywie. Widać to wyraźnie w porównaniu z ubiegłym sezonem. Po 11. kolejkach poprzednich rozgrywek Kolejorz miał na koncie 25 punktów, zajmując pierwsze miejsce w tabeli oraz bilans bramkowy 21:7. Pod względem ofensywnym obecna drużyna prezentuje się podobnie, gdyż zdobyła tylko jednego gola mniej (20 bramek po 11 kolejkach). Różnica jest jednak widoczna w obronie: w tym sezonie Lech stracił już 18 goli, podczas gdy rok temu - zaledwie siedem.
Enea Stadion nie jest twierdzą
Paradoksalnie, lepiej Lechowi idzie na wyjazdach niż przed własną publicznością. W Poznaniu Kolejorz wygrał zaledwie dwa z siedmiu meczów ligowych, trzy zremisował i dwa przegrał. Tymczasem na wyjazdach bilans jest znacznie lepszy - trzy zwycięstwa i jeden remis, bez porażki. To statystyka, która powinna szczególnie niepokoić trenera Frederiksena. Warto podkreślić, że w poprzednim sezonie Lech Poznań przed własną publicznością wygrał 15 spotkań, a tylko dwa razy schodził z boiska pokonany.
Na tle innych pucharowiczów – wciąż nieźle
Na tle innych polskich drużyn występujących w europejskich pucharach Lech wypada przyzwoicie. Wśród czterech zespołów rywalizujących w Lidze Konferencji: Jagiellonii, Legii i Rakowa - poznaniacy plasują się na drugim miejscu w Ekstraklasie. Lepsza jest tylko Jagiellonia, lider Ekstraklasy, która umiejętnie łączy puchary z ligą. Legia Warszawa i Raków Częstochowa spisują się zdecydowanie poniżej oczekiwań, zajmując odpowiednio 9. i 11. miejsce.
Luis Palma musi zostać
Jednym z najjaśniejszych punktów meczu z Pogonią był Luis Palma. Wypożyczony z Celticu skrzydłowy znów pokazał swoją jakość, asystując przy bramce Mikaela Ishaka na 1:1. W drugiej połowie sam mógł wpisać się na listę strzelców, jednak jego trafienie nie zostało uznane z powodu minimalnego spalonego. Palma wnosi do ofensywy Lecha szybkość i jakość - jego wykup z Celticu wydaje się obecnie nie tyle opcją, co koniecznością. Honduranin po ośmiu spotkaniach w PKO BP Ekstraklasie ma na swoim koncie trzy gole i tyle samo asyst.
Problem powrotów po przerwach reprezentacyjnych
Lech nie najlepiej reaguje na przerwy reprezentacyjne. Po wrześniowym zgrupowaniu Kolejorz zaliczył wpadkę przed własną publicznością, przegrywając z Zagłębiem Lubin (1:2), a teraz, po październikowej przerwie - zremisowali z Pogonią, tracąc gola w doliczonym czasie gry po trafieniu Mukairu. To pokazuje, że zespół ma kłopot z utrzymaniem rytmu meczowego i koncentracji.
Dla porównania - w ubiegłym sezonie podopieczni trenera Nielsa Frederiksena po wrześniowej przerwie na kadrę, rozbili Jagiellonię Białystok przed własną publicznością aż 5:0! Z kolei po październikowej wygrali na wyjeździe z Cracovią 2:0, po bramkach Mikaela Ishaka i Patrika Walemarka.
Niewykorzystany potencjał ofensywny
Paradoksalnie, w meczu z Pogonią Lech oddał aż 12 celnych strzałów - najwięcej w całym sezonie ligowym. Nawet w zwycięskim starciu z Lechią Gdańsk (4:3) lechici nie stworzyli sobie tylu okazji. Lepszy wynik odnotowali jedynie w europejskich pucharach - w spotkaniu z Breidablikem, wygranym 7:1, kiedy to uderzali celnie 13 razy. Oczywiście Lech w meczu z Portowcami miał sporo pecha, a dobrze dysponowany byl równiez Valentin Cojocaru. Niemniej, brak skuteczności i konsekwencji w defensywie sprawił jednak, że Lech zadowolił się tylko remisem.
Komentarze (0)