reklama

Kiedy dziennikarstwo traci twarz. Kulisy medialnego plagiatu z udziałem partnera Warty Poznań. Przedstawiamy dowody

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Canva/Codzienny Poznań/Sportowy Poznań

Kiedy dziennikarstwo traci twarz. Kulisy medialnego plagiatu z udziałem partnera Warty Poznań. Przedstawiamy dowody - Zdjęcie główne

To niestety musiało się tak skończyć. Przedstawiamy dowody na kopiowanie przez partnera Warty Poznań treści z naszej strony. | foto Canva/Codzienny Poznań/Sportowy Poznań

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościW świecie dziennikarstwa, gdzie wiarygodność i autorskie treści powinny być podstawą, coraz częściej zamiast rzetelnej pracy redakcyjnej króluje mechaniczne kopiuj-wklej. Tak właśnie wygląda codzienność grupy poznańskich mediów, która mimo że współpracuje z podmiotami takimi jak Onet, Wirtualna Polska, czy Warta Poznań, to od miesięcy powiela treści od naszej redakcji. Kulisy tej nieetycznej praktyki obnażyła prowokacja dziennikarska, którą opisujemy w tym artykule.
reklama

Wstęp do niezwykłej historii

Gdyby kopiowanie cudzej pracy było dyscypliną olimpijską, duet portali "Codzienny Poznań" i Sportpoznan.pl (nie mylić z sp360.pl) z pewnością stałby na podium. Najpewniej - na najwyższym jego stopniu. Choć brzmi to groteskowo, sprawa jest poważna. Od miesięcy obserwujemy proceder, który nie powinien mieć miejsca w żadnym medium pretendującym do miana rzetelnego dziennikarstwa. 

reklama

Ktoś mógłby machnąć ręką i stwierdzić, że sprawa nie jest szczególnie doniosła - w końcu mówimy o lokalnych, mało rozpoznawalnych mediach. I być może miałby w tym trochę racji. Problem jednak w tym, że "Codzienny Poznań" to nie anonimowy blog prowadzony po godzinach, lecz portal współpracujący z Onetem od 2013 roku, a od 2024 roku również z Wirtualną Polską - czyli z największymi graczami polskiego rynku medialnego

Innymi słowy: "Codzienny Poznań" i sportpoznan.pl to media mające aspiracje i realne powiązania z ogólnopolskimi redakcjami. To jednak nie wszystko. "Codzienny Poznań" pełni również rolę oficjalnego partnera medialnego pierwszoligowego klubu - Warty Poznań - będzie to miało spore znaczenie dla tej historii.

reklama
Rozwiń

"Codzienny Poznań" regularnie gości w swoich programach przedstawicieli lokalnych władz, w tym ostatnio zastępcę Prezydenta Miasta Poznania, Jędrzeja Solarskiego.

To nie są więc działania peryferyjne - to przestrzeń, w której kształtowana jest lokalna opinia publiczna i budowane jest zaufanie odbiorców. Tym większe znaczenie ma pytanie: czy naprawdę możemy przymykać oko na standardy, które tam obowiązują?

Coś tu nie gra...

Pierwsze sygnały o kopiowaniu treści pojawiły się już jesienią zeszłego roku, jeszcze gdy pracowałem jako dziennikarz w redakcji Głosu Wielkopolskiego. Wtedy to właśnie zaczęły przykuwać moją uwagę treści na "Codziennym Poznaniu", które dziwnie przypominały publikacje z różnych portali w Poznaniu - zarówno stylistycznie, jak i merytorycznie.

reklama

Od listopada, już jako redaktor naczelny Sportowego Poznania, postanowiłem śledzić temat uważniej. Szybko okazało się, że sprawa nie dotyczy tylko przypadkowych zbieżności, ale całkiem konkretnych zapożyczeń. Od stycznia w grze pojawił się jeszcze Sportpoznan.pl, który najwyraźniej także zaczął "inspirować się" publikacjami – na tyle mocno, że trudno mówić o przypadkowych podobieństwach. Nie bez znaczenia jest fakt, że oba te portale – "Codzienny Poznań" i Sportpoznan.pl – należą do jednej spółki. 10% udziałów ma Michał Ciszak, który jest redaktorem naczelnym "Codziennego Poznania". 

Udana prowokacja - czyli jak partner Warty Poznań nie zna Warty Poznań

Zacznę od najświeższych artykułów, by później przejść się do wcześniejszych. Kulminacja całej sytuacji miała miejsce całkiem niedawno, przy okazji meczu Warty Poznań z Kotwicą Kołobrzeg (0:1), rozegranego 26 kwietnia w Grodzisku Wielkopolskim. Mecz kluczowy dla utrzymania Warty w Betclic 1. Lidze.

reklama

Nasza redakcja była na miejscu, a relację przygotował Michał Korek. Tekst został opublikowany o 16:56, czyli tuż po końcowym gwizdku. Z premedytacją – przyznaję – poprosiłem Michała przed meczem, by popełnił drobny, lecz znaczący błąd w przypadku porażki Warty. Tak też się stało, więc napisał, że była to czwarta porażka z rzędu Warty. W rzeczywistości była to już piąta. Po co ta pułapka? Aby sprawdzić, czy ktoś rzeczywiście „inspiruje się” naszą pracą, czy może... po prostu ją kopiuje.

Kilka godzin później artykuł z meczu pojawił się na "Codziennym Poznaniu" i Sportpoznan.pl. Godzina publikacji? Po naszej. Tytuł? Tożsamy. Błąd o czwartej porażce? Też został! Nie poprawiono go do piątku 2 maja. W sobotę 3 maja artykuł został usunięty.

Co więcej, na końcu tekstu widnieje zdanie, że Warta zagra następny mecz z GKS Tychy. Problem w tym, że... już zagrała. Najbliższe spotkanie? Z Ruchem Chorzów. I to u siebie. Wypadałoby, żeby redakcja "Codziennego Poznania" nie myliła miejscowości i stadionów, skoro jest partnerem Warty Poznań. 

Oczywiście swój "błąd" poprawiliśmy w poniedziałek, gdy zdecydowaliśmy, że to odpowiedni moment, by zakończyć nasz eksperyment. Poniżej dowód:

Zostanę na chwilę przy Warcie Poznań, bo uważam, że jest to ewenement na skalę krajową. Nie chodzi mi oczywiście o sukcesy sportowe tego klubu, lecz o ich partnera medialnego. Pomyłki, które im się przytrafiały były wręcz komiczne. Trudno mówić o literówkach.

Podam jeszcze inne przykłady na mocną inspirację artykułem Sportowego Poznania. Prawdopodobnie tekst, który został opublikowany na stronie Sportpoznan.pl został przekopiowany od nas i wrzucony w Chat GPT. Tu link do naszego artykułu (jest za długi, aby ująć go w screenach), a poniżej zrzut ekranu z artykułu zamieszczonego na stronie sportpoznan.pl. Jest to relacja z meczu Miedzi Legnica z Wartą Poznań. Porównajcie sami.

Naszą uwagę zwróciło zdanie, że "Warta Poznań nie wygląda na drużynę pierwszoligową" (to zdanie wypowiedzieli komentatorzy TVP Sport na początku drugiej części spotkania), również zastanawiające są frazy o piłkarzu Miedzi Legnica, czyli Kamilu Antoniku. Przedziwne z kolei, o ile nie kontrowersyjne jest zdanie na samym końcu - że Warta Poznań posiada nowoczesną bazę treningową (!)... Nie wiemy, kiedy Warta ją miała, ale takie zdanie mógł wygenerować Chat GPT lub osoba nie znająca realiów. Czy takie treści powinien przekazywać partner medialny klubu? Niekoniecznie. 

Poprosiliśmy rzecznika Warty Poznań Piotra Komorowskiego o ustosunkowanie się do zebranych przez nas dowdów na zapożyczenia i plagiaty. Zapytaliśmy również o to, czy zamierza zająć oficjalne stanowisko wobec działań partnera medialnego, które mogą naruszać zasady rzetelności dziennikarskiej oraz prawa autorskiego. Poprosiliśmy również o informację z którymi dziennikarzami sportowymi "Codziennego Poznania" i Sportpoznan.pl zespół prasowy Warty Poznań miał do czynienia. Zadaliśmy to pytanie, ponieważ w środowisku dziennikarskim, w którym funkcjonuję, nikt nie zna dziennikarza sportowego z tych redakcji.

- Warta Poznań współpracuje z kilkudziesięcioma różnymi partnerami. Nie mamy wpływu na to, jak prowadzą swoją działalność. Nie mamy również wpływu na to jak poszczególne redakcje relacjonują mecze Warty. Ewentualne nieporozumienia pomiędzy redakcjami powinny być rozstrzygane pomiędzy nimi lub przez odpowiednie instytucje.  Z pewnością będziemy uważnie śledzić dalszy rozwój tej sprawy - odpowiedział Piotr Komorowski.

Warto nadmienić, że rzecznik prasowy Piotr Komorowski na początku ubiegłego tygodnia nawiązał kontakt z redaktorem naczelnym "Codziennego Poznania" w związku z tą sprawą. Nie uzyskaliśmy jednak od niego informacji, czy spotkał kiedykolwiek dziennikarzy sportowych z tych redakcji.

Teraz przejdziemy do jawnego plagiatu i kradzieży treści.

Kradzież tytułów i tekstów

Zmieniamy dyscyplinę, bo teraz pora na temat Wiary Lecha Poznań — a konkretniej sekcji futsalu, która już w najbliższą niedzielę, 4 maja, powalczy w barażach o awans do Futsal Ekstraklasy. Wróćmy jednak na chwilę do wydarzeń z 16 marca. Tego dnia Wiara Lecha rozgrywała mecz z ekipą z Lęborka. Michał Korek, który z dużą dbałością śledzi i opisuje futsalowe rozgrywki, opublikował wieczorem, dokładnie o 19:54, obszerny tekst podsumowujący to spotkanie. I tu robi się ciekawie — bo już następnego dnia, 17 marca o godzinie 7:06, ten sam tekst pojawił się na stronie Sportpoznan.pl. W dużej mierze - słowo w słowo.

Zdecydowaliśmy się pokazać jedynie fragment porównania obu tekstów - oszczędzimy Wam całości, bo artykuł był długi (Michał, jak to ma w zwyczaju, lubi się rozpisać). Zwróćcie uwagę na tytuł, lead, pierwsze zdania po leadzie, śródtytuł. Porównajcie oba fragmenty.

Niestety, strona została usunięta. Początkowo planowaliśmy w tym artykule umieszczać odnośniki do tekstów, które w pewnym stopniu zostały skopiowane, ale zdajemy sobie sprawę, że po publikacji naszego materiału z pozostałymi może stać się dokładnie to samo. Czyli zostaną po prostu usunięte.

Przedstawię Wam jeszcze dwa różne przykłady mocnych inspiracji dot. używania tytułów oraz jeden, który dotyczy przepisywania leadu oraz braku powołania się na źródło informacji. 

Teraz czas na krótką historię z kategorii newsów transferowych - tych, które niemal równocześnie podaliśmy razem z redaktorem naczelnym Meczyki.pl, Tomaszem Włodarczykiem. Sprawa dotyczyła możliwego wzmocnienia defensywy Lecha Poznań obrońcą Olympiakosu. Ostatecznie transfer nie doszedł do skutku, ale zarówno ja, jak i portal Meczyki.pl mieliśmy potwierdzone informacje, że Lech rzeczywiście był zainteresowany tym zawodnikiem.

Pozwólcie, że wtrącę małą anegdotę. Mówi się, że dziennikarz nigdy nie zdradza swoich źródeł, ale tym razem zrobię wyjątek. Informację otrzymałem od greckiego dziennikarza, z którym wcześniej korespondowaliśmy na temat Kristoffera Velde. Wymienił się z nami opiniami (ze mną i z Bartkiem Kijeskim z Głosu Wielkopolskiego). Tak nawiązał się kontakt, który z czasem przerodził się w dość regularną wymianę wiadomości. Pewnego zimnego wieczoru napisał do mnie z konkretną wieścią: Lech interesuje się Apostopoulosem. Zweryfikowałem to w klubie - i rzeczywiście, temat był na tapecie.

Od razu zabrałem się do pisania. Ale zaledwie pół godziny później podobny materiał opublikował portal Sportpoznan.pl. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt... że użyto dokładnie tych samych sformułowań. 

Brak powołania się na źródła? Cóż, ktoś mógłby powiedzieć: „przecież też o tym wiedziałem, no nie powiem skąd, ale wiedziałem”. Tyle że to trochę jak z przepisanym wypracowaniem - niby temat ten sam, ale dziwnym trafem akapity układają się w identycznej kolejności.

Szczególnie rzuca się to w oczy w leadzie, naprawdę, bardzo, ale to bardzo podobnym do naszego. Nie mówię „jeden do jednego”, ponieważ w ostatnim zdaniu redakcja Sportpoznan.pl postanowiła sprytnie przenieść frazę „wzmocnić szeregi Kolejorza” na koniec swojego leadu – co, niestety, zaowocowało niezręczną i nieco komiczną konstrukcją zdania. Kreatywność, jak widać, kończy się tam, gdzie zaczyna się potrzeba napisania czegoś autorskiego.

A teraz, w ostatnim już śródtytule, przejdźmy do meritum: co wynika z całej tej historii? I jaka jest wersja drugiej strony – czyli Michała Ciszaka?

Finał sprawy - konfrontacja

Przed konfrontacją i porozmawianiem z redaktorem naczelnym "Codziennego Poznania", chcieliśmy sprawdzić, kto pisał te artykuły. Niestety na stronie nie ma takiej informacji, albo widnieje podpis "Redakcja". Z pomocą przychodzi funkcja zbadania źródła strony. Konkretnie, chcieliśmy zbadać sytuację najświeższą, czyli z meczu pomiędzy Wartą Poznań a Kotwicą Kołobrzeg. Z niej dowiadujemy się, że artykuły "Codziennego Poznania" i Sportpoznan.pl były pisane po naszych. Docieramy także do autora. A raczej do profilu konta redakcyjnego z którego został napisany tekst. Widzimy, że tekst napisała osoba z profilu Angeliki C.

Zadacie sobie teraz zapewne pytanie - kim jest konto Angeliki C.? No właśnie my też takie pytanie sobie zadaliśmy. 

Nie wiemy, czy to Angelika C. faktycznie pisała wspomniane teksty, z niepokojącą łatwością kopiując tytuły z portalu Sportowy Poznań. Zapytaliśmy u źródła. Skontaktowaliśmy się z Michałem Ciszakiem, redaktorem naczelnym "Codziennego Poznania" i udziałowcem spółki zarządzającej tym portalem oraz stroną Sportpoznan.pl.

Rozmowa przebiegła kulturalnie. Redaktor naczelny "Codziennego Poznania" nie zamiatał sprawy pod dywan – przeprosił za zaistniałą sytuację, przekonując, że nie miał pojęcia o tym, co się wydarzyło. Co więcej, przesłaliśmy mu fakturę za bezprawne użycie naszego tekstu i zapewnił, że zostanie ona uregulowana.

Zapytałem również o autora tekstu. Jak się dowiedzieliśmy, osoba odpowiedzialna za publikację przebywa obecnie na zwolnieniu lekarskim – od poniedziałku, 28 kwietnia – z powodu planowanego zabiegu. Według zapewnień Michała Ciszaka, rozmowa wyjaśniająca ma się odbyć po jej powrocie do pracy, co – jak usłyszeliśmy – może nastąpić za dwa, może trzy tygodnie.

2 maja wykonaliśmy telefon do Michała Ciszaka z prośbą o numer kontaktowy do Angeliki C. Odpowiedź była zaskakująca: numeru nie otrzymamy, ponieważ – jak nas poinformowano – Angelika C. nie jest już zatrudniona w redakcji "Codziennego Poznania". Poprosiliśmy zatem, by redaktor naczelny przekazał jej, że chcielibyśmy zadać zaledwie trzy pytania. Niestety, spotkaliśmy się z odmową – jak wyjaśnił, nie utrzymuje kontaktu z byłymi współpracownikami.

Cała sytuacja wydaje się co najmniej osobliwa, zwłaszcza jeśli potwierdzi się (a zebrane przez nas dowody na to wskazują), że konto, z którego opublikowano tekst, należało do Angeliki C., czyli osoby o tym samym nazwisku, które ma redaktor naczelny Michał Ciszak.

"Mamy do czynienia z niebezpiecznym precedensem"

Postanowiliśmy poinformować o zaistniałej sytuacji Wojciecha Widlickiego, odpowiedzialnego za koordynację współpracy pomiędzy Onetem a mediami zewnętrznymi, w tym "Codzienny Poznaniem". Rozmowa przebiegła w bardzo uprzejmej i profesjonalnej atmosferze. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że Onet odniesie się do sprawy w poniedziałek, ponieważ obecnie nie ma ku temu technicznych możliwości. Zapewniono nas jednak, że odniesie się do zgłaszonych do partnera portalu zastrzeżeń.

Przedstawiciel Onetu wyraził ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji oraz zapewnił, że zostaną podjęte odpowiednie działania w celu jej wyjaśnienia. Ponadto, 2 maja Onet zwrócił się do redakcji "Codziennego Poznania" z prośbą o złożenie wyjaśnień w tej sprawie i poinformowano nas, że skontaktują się z nami po zakończeniu rozmów.

Ale z tej historii płynie jeszcze inny morał. Taki, który warto sobie zapisać nie tylko w notatniku dziennikarskim. Własne treści to waluta, którą media powinny płacić swoim czytelnikom – a nie cudze, skopiowane bez refleksji. Bo to ani etyczne, ani skuteczne.

- Ze swojej strony nie mogę nikogo otwarcie oskarżyć o przywłaszczenie tekstu – nie złapałem przecież nikogo za rękę. Z drugiej jednak strony, kiedy widzę wyraźne inspiracje, podobną kolejność informacji czy strukturę relacji, które pojawiają się najpierw u nas, w Głosie Wielkopolskim, a chwilę później w innym portalu, trudno nie dostrzec niepokojącego zjawiska. Bo o ile jeden dziennikarz napisze tekst, a potem siedem portali przerobi go "po swojemu", zmieniając jedynie kilka słów, to mamy do czynienia z niebezpiecznym precedensem. Ktoś powie: "To tylko inspiracja, są różnice, można przymknąć oko" – ale moim zdaniem tak nie wolno - powiedział Bartosz Kijeski z Głosu Wielkopolskiego, który również dostrzegł pewne zapożyczenia z kilku portali w swoich tekstach.

Ktoś powie: „przecież każdy popełnia błędy”. I oczywiście, że tak. Ja też je popełniam. Ty je popełniasz. Popełniają je nawet najstarsi górale redakcji. Ale różnica polega na tym, czy potrafimy się na nich czegoś nauczyć. Nie brakuje mi też refleksji osobistej – ten cały proceder zacząłem dostrzegać jeszcze w czasach pracy w Głosie Wielkopolskim. Wtedy zapaliła się pierwsza lampka. Później porozmawiałem z kilkoma kolegami z redakcji – dziennikarzami, których bardzo cenię i którzy, prawdę mówiąc, sprawili, że w ogóle jeszcze jestem w tym zawodzie. Poprosiłem redaktora naczelnego Głosu Wielkopolskiego o komentarz do sprawy kopiowania i "inspirowania się".

- Załóżmy, że w ręce właściciela maleńkiego portalu, który nigdzie nie wysyła dziennikarzy, wpada "Komu bije dzwon" Ernesta Hemingwaya. Włącza czata GPT i publikuje na swoich łamach nieco przerobioną powieść: "Komu dzwon bije". Nie pisał jej miesiąc, rok, tylko AI zrobiło robotę w 30 sekund. Ukradł dzieło Heminngwaya? No ba! A... dziennikarzowi ukraść wolno? - dodał Leszek Waligóra redaktor naczelny Głosu Wielkopolskiego.

Słusznie dodaje Bartosz Kijeski, który zwraca uwagę na to, że w dziennikarstwie nie chodzi o szybkie zasięgi i „klepnięcie” gotowego tekstu, ale o rzetelność, uczciwość i szacunek dla pracy drugiego człowieka.

- Nie może być zgody na takie praktyki, bo to nic innego jak budowanie zasięgów i zarabianie na cudzej pracy. Szczególnie niepokojące jest to, że coraz częściej do takich działań wykorzystywana może być sztuczna inteligencja – wystarczy przerobić gotowy tekst i już wygląda "inaczej". Tylko że ktoś wcześniej musiał obejrzeć mecz, przygotować się, przeanalizować wydarzenia, a potem usiąść i napisać relację. Nie do zaakceptowania jest sytuacja, w której inny dziennikarz opiera się na tej pracy, dodaje kilka własnych zdań i publikuje materiał jako własny. Jeśli będziemy na to przymykać oczy, damy ciche przyzwolenie na kolejne przekroczenia granic. A granice uczciwości i rzetelności dziennikarskiej są zbyt ważne, by można było je bezrefleksyjnie przesuwać - zakończył Kijeski. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo