Beata Oryl-Stroińska: W wiosłach długich polskie osady nie wywalczyły kwalifikacji, jak zatem zaplanował pan przygotowania do nowego sezonu? Pierwszy peak formy trzeba będzie wypracować dużo wcześniej, niż zwykle.
- Maciej Kurek, trener kadry narodowej wioseł długich mężczyzn: W szkoleniu mam obecnie 10 zawodników, z czego dwóch to jeszcze przyszłoroczni młodzieżowcy. Są bardzo rokującymi zawodnikami, dlatego nie chciałbym pozbawiać siebie możliwości sprawdzenia ich. Pierwsze zgrupowanie w Portugalii jeszcze bez nich, ale od stycznia będę miał już całą dziesiątkę. Kluczowy start rzeczywiście jest wcześniej, dlatego trzeba brać się do pracy.
Czwórce bez sternika do wywalczenia kwalifikacji zabrakło bardzo niewiele. Czy to oznacza, że w jej składzie nic się już nie zmieni, czy wręcz przeciwnie?
- Czwórkę zostawiłem w składzie z tego roku (Michał Szpakowski, Łukasz Posyłajka, Mateusz Wilangowski, Mikołaj Burda - przyp.red) i przy tej czwórce spróbuję stworzyć drugą czwórkę, z tej młodszej grupy zawodników. Nie jest więc powiedziane, że tak zostanie. Na pewno przyjdzie moment, gdy sprawdzę te czwórki, by wybrać tę szybszą, która będzie w stanie popłynąć w regatach ostatniej szansy.
Chętna do startu i do zmierzenia się z kadrowymi osadami była też jeszcze jedna czwórka. Juszczak, Chabel, Pośnik, Woźniak chcieli wystawić "kontrę", PZTW nie wyraził zgody. To temat wciąż aktualny, czy zamknięty?
- Myślę, że nie mają szans.
A co z pozostałymi zawodnikami? Z dwójką bez sternika, czy choćby z ósemką? Pamiętam, jak przed sezonem rozmawialiśmy o naszych medalistach młodzieżowcach, którzy dawali nadzieję na powrót polskiej ósemki do seniorskich regat.
- Na chwilę obecną koncentruję się na kwalifikacjach do Paryża. Z pozostałymi, którzy zostaną, patrzę perspektywicznie już pod igrzyska w Los Angeles. Chłopaków poinformowałem o moich planach, ale zaznaczyłem, że nikt im nie zabrania być szybszym od tych starszych. Wszystko rozstrzygnie się na wiosnę.
Jaki był dla pana ten pierwszy rok w roli trenera seniorskiej kadry narodowej? To zupełnia inna praca, niż w klubie.
Na pewno. Zmerzyłem się z zupełnie innymi kwestiami. Mam na myśli relacje międzyludzkie. W klubie miałem team, a wchodząc do tej grupy zobaczyłem, że tutaj nie do końca tak to funkcjonuje. I to mnie zaskoczyło. Jeden na drugiego patrzył, jak na wroga. To niestety odbiło się szerokim echem, dlatego prowadząc pierwszą grupę musiałem gasić pożary w kolejenej. Na pewno wyciągnąłem wiele wniosków i już z bardziej chłodną głową, ale wciąż z optymizmem, podchodzę do kolejnego sezonu.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.