Przez większość okienka zarząd Enei Basket głównie stawiał na wzmocnienie strefy podkoszowej. Do zespołu przychodzili wyjątkowo wysocy zawodnicy, którzy mieli gwarantować między innymi wyraźną przewagę przy zbiórkach. Transfery De Ante Barnesa, Tobiasza Dydaka i Andrzeja Krajewskiego nakazywały sądzić, że to solidna obrona i dobre warunki fizyczne zawodników mają doprowadzić Eneę Basket do play-offów w 2026 roku.
Jednocześnie jednak, pomimo przedłużenia kontraktów z Michałem Samsonowiczem, Mikołajem Stopierzyńskim i Patrykiem Stankowskim, zaczęło brakować wyspecjalizowanych strzelców. W klubie nie było już Piotra Wielocha, Kacpra Mąkowskiego, a także Rafała Szpakowskiego. Obsada pozycji rozgrywającego stała się w ostatnich tygodniach najbardziej newralgiczną kwestią dla zarządu Enei Basket. Poszukiwano jakościowego zawodnika gotowego przejąć na siebie odpowiedzialność za przebieg gry, zapewnić przewagę dzięki rzutom z dystansu i dowodzić poczynaniami drużyny na parkiecie także w trudnych momentach.
Ostatecznie podjęto decyzję o podpisaniu kontraktu z Jamesem Washingtonem III. Amerykański rozgrywający w poprzednich rozgrywkach 1. ligi reprezentował barwy Quemetica Noteci Inowrocław, grając w niej łącznie 36 meczów i spędzając na parkiecie średnio lekko ponad 30 minut. W trakcie sezonu zasadniczego zanotował średnią na poziomie 15,5 punktu na spotkanie, co sprawiło, że został 16. najskuteczniejszym koszykarzem w sezonie zasadniczym. Dla porównania Piotr Wieloch zdobył 14,1 punktów.
Ponadto skuteczność Washingtona zza łuku wynosiła 33%, a sam koszykarz trafiał 1.3 trójki na mecz. W sezonie 2022/23 wyglądał w tym aspekcie najlepiej w całej 1. lidze: jego skuteczność wynosiła 44,8%.
- Dołączyłem do Enei Basketu, ponieważ na bardzo wczesnym etapie off-season zainteresowanie moją osobą przejawiali trener i prezes. Wiele słyszałem o Poznaniu. To ładne miasto i już nie mogę się doczekać kolejnych rozgrywek - mówił James Washington III dla klubowych mediów.
W minionym sezonie zasadniczym był prawdziwym generałem parkietu. Sam jego pseudonim - "Prezydent" - wskazuje na respekt jakim się cieszy. Jego średnia sześciu asyst na mecz w sezonie zasadniczym dała mu szóste miejsce wśród najlepszych podających w 1. lidze. To właśnie jego inteligencja na parkiecie i umiejętności w dyrygowaniu grą są zdaniem Amerykanina jego największym atutem. Kibice tak bardzo docenili jego grę, że na jednym z najpopularniejszych fanpage'y przyznali mu tytuł MVP - najbardziej wartościowego gracza 1. ligi.
- Jestem rozgrywającym z krwi i kości, który potrafi też zdobywać punkty. Moją mocną stroną jest szybkość. Staram się być generałem na parkiecie i w każdym spotkaniu dążę do zwycięstwa - mówił dla klubowych mediów James Washinton III.
Washington prezentował się też dobrze w defensywie: zajął 11. miejsce wśród najlepszych przechwytujących ze średnią 1,55 odbiorów na mecz. Zaliczał także średnio trzy zbiórki w obronie w poprzednim sezonie.
Enea zyskała przede wszystkim zawodnika z doświadczeniem. Przez pięć lat grał w Ekstraklasie, reprezentując takie kluby jak Anwil Włocławek, TBV Start Lublin, Arriva Polski Cukier Toruń i Polpharma Starogard Gdański. Koszykarz w Poznaniu ma coś do udowodnienia, bowiem w trakcie dwóch sezonów w 1. lidze dwa razy kończył rozgrywki na pierwszej rundzie play-offów. Należy mieć jednak na uwadze to, że Noteć Inowrocław - beniaminek w poprzednim sezonie - weszła do tej fazy w dużej mierze dzięki niemu.
- Chciałbym oczywiście, żebyśmy zagrali w play-offach, a może i nawet osiągnęli coś więcej, zobaczymy. Indywidualnie chcę podtrzymać to, co robiłem przez całą karierę – być dobrym kolegą z zespołu, pomagać trenerowi, angażować innych w akcje ofensywne, trafiać do kosza lub asystować, w zależności od potrzeby - informował nowy rozgrywający.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Enea Basket podjęła ryzykowny ruch. James Washinton III ma 37 lat i mierzy zaledwie 177 centymetrów wzrostu. Z drugiej jednak strony jest zawodnikiem bardzo eksplozywnym, szybkim i nieprzewidywalnym w ruchach. W szczególności różnice na parkiecie robią zmiany w tempie poruszania zawodnika. Potrafi ze statycznej pozycji nagle złapać rywala na wykroku i bez żadnego ostrzeżenia znaleźć się osamotniony pod koszem po wyprzedzeniu przeciwnika
Ponadto posiada także świetny drybling i mimo niskiego (jak na koszykarza) wzrostu nie boi się wchodzić pod kosz, by pokonywać rywali lay-upami lub tear dropami.
Komentarze (0)