reklama

Historia straconego sezonu Enei Basket. Piotr Wieloch ocenia problemy drużyny. "Ciąży mi to, że nie podołałem zadaniu jako lider i kapitan"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Agata Fojut

Historia straconego sezonu Enei Basket. Piotr Wieloch ocenia problemy drużyny. "Ciąży mi to, że nie podołałem zadaniu jako lider i kapitan" - Zdjęcie główne

Kapitan Enei Basket ma za sobą trudny sezon. | foto Agata Fojut

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KoszykówkaMiniony sezon był jednym z najbardziej szalonych w historii Enei Basket. Po wielkich nadziejach, które zostały rozbudzone w pierwszej rundzie, koszykarski klub z Poznania rozbił się całkowicie na wiosnę, zostając z niczym na koniec sezonu zasadniczego. O tym, jakie emocje towarzyszyły zespołowi w poszczególnych fazach rozgrywek 1. ligi opowiadał kapitan drużyny - Piotr Wieloch.
reklama

Piotr Wieloch był jedną z najważniejszych postaci Enei Basket w tym sezonie niezależnie od statusu kapitana. Rozgrywającego nie dało się praktycznie ściągać z parkietu, a i on sam występował w poszczególnych meczach nawet mimo regularnych problemów zdrowotnych. Jego ciężka praca, determinacja i poświęcenie niestety nie wystarczyły do tego, by osiągnąć końcowy sukces. Enea Basket zajęła 12. miejsce w tabeli 1. ligi mężczyzn jedynie przez moment zasmakowując uczucia bycia na szczycie. Piotr Wieloch w sezonie zasadniczym odnotował średnią 14 punktów na mecz, 3 zbiórek i 4.2 asyst. Jego skuteczność zza łuku wynosiła 31%, a za dwa 42.8%.

reklama

Statystyki nie oddzadzą jednak w pełni jego woli walki o najwyższy cel dla swojej drużyny jako lider. W rozmowie z nami kapitan Enei Basket opowiadał między innymi o powodach tak spektakularnego upadku Enei Basket w drugiej rundzie. Oceniał również różnice pomiędzy tegorocznym składem, a poprzednim i poinformował, jakie warunki muszą mu zostać przedstawione, by pozostał na dłużej w stolicy Wielkopolski.

Refleksje po sezonie. "Ciąży mi to, że nie podołałem zadaniu jako lider i kapitan"

Czy kiedy oficjalnie zakończył się ten sezon 1. ligi poczułeś taką ulgę, że wreszcie nastąpił koniec? Nawet nie ze względu na twoje zdrowie tylko biorąc pod uwagę wyniki Enei Basket?

Końcówka sezonu potoczyła się tak, a nie inaczej, bo po prostu zdrowia nie było i dlatego tak to wszystko wyglądało. Myślę, że jakbyśmy byli zdrowi to te play-offy spokojnie byłyby w naszym zasięgu. Nie mogliśmy tego przewidzieć, że Michał Samsonowicz nam odpadnie albo, że ja będę tak długo zmagał się z urazami. Pokrzyżowało nam to mocno plany.

reklama

Jak spędzałeś te pierwsze dni po zakończeniu sezonu? Przespałeś parę dni z powodu wyczerpania, czy od razu zabrałeś się za przygotowania do przyszłych rozgrywek?

Trochę siedziało mi w głowie to, że nie awansowaliśmy do play-offów. Trzeba to było przełknąć. Pierwszy tydzień był dość smutny, bo rozmyślałem, czemu to nie wyszło, bo plany były inne zwłaszcza po pierwszej rundzie. Potem przeanalizowałem to co się stało i skupiam się teraz przede wszystkim na tym, żeby odbudować swoje ciało no i zdrowie, żeby być gotowym na kolejny sezon. 

Przeżywałeś te przegrane rozgrywki jak Jerry West? Zamknięty w ciemnym pokoju, leżąc na kanapie z zasłoniętymi żaluzjami? 

Żona zauważyła, że jestem nieswój. Byłem wycofany i cichy. Po tygodniu musiałem jednak wrócić do normalnego życia, poświęcić też więcej czasu rodzinie. Musiałem przemyśleć, jak być gotowym na kolejny sezon. 

reklama

Jak wyglądają teraz twoje przygotowania do rozgrywek? 

Dużo spacerów, roweru, siłowni i basenu. Wszystko to z tego względu, że doskwierał mi uraz stopy, a dokładniej pięty. Z tego powodu na razie nie biegam i wyciszam stan zapalny. Robię to co mogę, żeby się aktywnie ruszać, ale nie pogłębiać tego urazu,

Ta kontuzja towarzyszyła tobie przez cały sezon. Niejednokrotnie musiałeś grać na lekach przeciwbólowych w ważnych spotkaniach. Co ciebie najbardziej pchało do tego, żeby wstawać z łóżka i motywować się do dalszej pracy pomimo problemów zdrowotnych? 

Strasznie byłem odpowiedzialny za ten zespół. Nieważne czy mniej lub bardziej mnie bolało nie wyobrażałem sobie, że nie mógłbym wyjść na parkiet i pomóc zespołowi. Były takie momenty, gdzie już naprawdę musiałem spauzować, bo nie dawałem rady, ale gdy czułem, że w jakiś sposób mogłem pomóc, to chciałem to zrobić. Czułem się odpowiedzialny i trochę boli mnie to, że z tą ekipą nie daliśmy rady awansować do play-offów. Ciąży mi to, że nie podołałem zadaniu jako lider i kapitan.

reklama

W trakcie sezonu nie miałeś takiego poczucia, że powinieneś się w pełni zregenerować i zrobić przerwę od gry, aby uniknąć pogłębienia urazu? Nie bałeś się tego, że jeden rozegrany sezon z kontuzją może cię kosztować resztę kariery tak jak to było choćby w przypadku Shaqa? 

Bardziej teraz po sezonie mam takie myśli, ale w trakcie w ogóle o tym nie myślałem. Starałem się razem z trenerem i fizjoterapeutą tak zarządzać swoim ciałem, czy zabiegami, żeby być gotowym do treningów i meczy. Jakoś się to udało, bo w większości zagrałem. W niektórych trochę lepiej, w innych trochę gorzej, ale koniec końców dawałem tyle, ile mogłem. 

Tajemnica straconego sezonu. "Jako zespół byliśmy naprawdę nieźle przygotowani"

Patrząc z perspektywy całego sezonu na to, jak prezentowała się Enea Basket w minionych rozgrywkach jesteś zdania, że to była silniejsza ekipa niż ta poprzednia z Brandonem Randolphem, Hubertem Pabianem czy Marcinem Dymałą? 

Trudno jednoznacznie ocenić. Patrząc na te nazwiska, które wymieniłeś, na papierze tamten skład był lepszy. Pojawiły się jednak korekty i przyszło dużo chłopaków, którzy mieli coś do udowodnienia w tym sezonie. Udowodnili to patrząc na pierwszą rundę. Wydaje mi się, że gdyby przyszło chociaż jedno wzmocnienie na przełomie grudnia i stycznia na wypadek kontuzji to wywalczylibyśmy play-offy na spokojnie.

Ta chęć, by coś udowodnić była największą siłą Enei Basket w pierwszej części sezonu, czy wskazałbyś na coś innego?

Atmosfera była bardzo dobra. Dotarliśmy się jako zespół, wszyscy bardzo dobrze pracowali na treningach. Trener miał bardziej do nas zastrzeżenia, że nie potrafimy przenieść naszych umiejętności z treningów na mecze. Były takie momenty, w których na treningach wyglądaliśmy naprawdę rewelacyjnie, a potem przychodziły mecze i były one słabsze. Myślę, że strefa mentalna miała duże znaczenie. Jako zespół byliśmy naprawdę nieźle przygotowani od strony fizycznej, graliśmy agresywnie w obronie i na bardzo dużej intensywności. Byliśmy przede wszystkim zdrowi...

... A potem wszystko się posypało

Dokładnie. Potem przy tych wszystkich urazach musieliśmy zmienić nasz styl gry, gdzie nie do końca przy naszej taktyce to, co chcieliśmy prezentować skutkowało zwycięstwami. Trener musiał schodzić z obciążeń, a byliśmy takim zespołem, że musieliśmy tak grać, żeby wygrywać. 

Kiedy jednak wygrywaliście to prezentowaliście się po prostu rewelacyjnie. Świadczyło o tym także wysokie miejsce w tabeli. W trakcie pomeczowych wywiadów zawsze biła od ciebie duża skromność oraz pokora, ale... czy za zamkniętymi drzwiami czułeś z innymi członkami zespołu, że to jest "ten sezon"? 

Ja wiedziałem, że ta liga jest tak nieobliczalna, że nagle jeden zespół odpali, zanotuje bilans 7:0 i będzie w pierwszej czwórce. Mieliśmy niefortunny dołek w drugiej rundzie, gdzie złożyło się na to naprawdę dużo czynników i nie potrafiliśmy tego przełamać. To pokazało, że nawet po pierwszej, bardzo dobrej rundzie trzeba trzymać koncentrację i pracować tak samo jak w pierwszej rundzie. Szkoda tego sezonu, bo moim zdaniem topowa ósemka była w naszym zasięgu i trzeba przyznać, że był to sezon stracony. Każdy miał oczekiwania, ale my temu nie sprostaliśmy.

Pozytywów można jednak upatrywać w formie liderów i to że wszyscy ze sobą współpracowali bez złej krwi. Jak ci się grało na parkiecie z Mikołajem Stopierzyńskim? 

Z Mikołajem znam się od U-16 i Mistrzostw Polski w Opalenicy. Razem uczęszczaliśmy do szkoły Mistrzostwa Sportowego w Poznaniu, więc bardzo dobrze się znaliśmy. Mikołaj miał na początku ciężko, musiał przestawić się z roli lidera, którą miał w WKK na człowieka, który może coś dołożyć w ataku, ale nie będzie wiodącą postacią. Było to związane z tym, że było u nas kilka postaci, które mogły przejąć mecz i musieliśmy szukać równowagi. Koniec końców uważam, że Mikołaj rozegrał dobry sezon. 

Pomimo tych wielu osobowości to jednak ty byłeś na pierwszym planie i dowodziłeś drużyną. Czujesz, że odejście Marcina Dymały pozwoliło ci rozwinąć skrzydła i przejąć w pełni panowanie nad zespołem? 

Miałem już określoną rolę przed sezonem: mam być liderem na boisku jak i poza nim. Mam nadzieję, że się z tego wywiązałem. Pogodziłem osobowości w zespole, żeby każdy mógł pełnić swoją rolę. Szkoda tylko, że tego zdrowia zabrakło, bo przy zdrowym zespole  te wyniki byłyby lepsze i nie rozmawialibyśmy teraz tylko przygotowywalibyśmy się do fazy play-off. 

Zawirowania na ławce trenerskiej pogrzebały nadzieje na awans? "Zatraciliśmy się w tym, co chcieliśmy, a nie mogliśmy"

Swój wkład w ten dramatyczny sezon miała również  szokująca roszada na stanowisku pierwszego trenera Enei Basket. W jakich okolicznościach wy jako zawodnicy dowiedzieliście się o odejściu trenera Szurka? Spodziewaliście się takiej decyzji?

Nikt o tym nie wiedział. Spotkaliśmy się na przedmeczowym wideo, przygotowującym do kolejnego spotkania i nagle trener Szurek powiedział, że rezygnuje z tej funkcji, a trener Kurzawski wniesie świeżą energię. Miał mieć na nas pomysł i przejmuje pałeczkę po trenerze Szurku. Każdy był wtedy w szoku, spojrzałem wtedy na Mikołaja z niedowierzaniem, że to się stało. Odejście trenera Szurka traktuje też jako porażkę całego zespołu, że nie daliśmy tego co trener oczekiwał. Mówił jasno, że zrezygnuje ze stanowiska trenera, jeśli nie będzie play-offów.

Trafiała do ciebie ta argumentacja trenera, że odszedł ze stanowiska między innymi, dlatego by dać impuls drużynie?

 Nie. Byłem zły na trenera, że podjął taką decyzję. Myślałem, że razem dokończymy ten sezon, ale szanuję jego decyzję. Pewnie dużo rozmawiał z trenerem Czarkiem o tej decyzji, a trener Czarek przekonał go, że ma pomysł na ten zespół. Od razu po przejęciu naszej drużyny przez nowego trenera wygraliśmy mecz z Łodzią, który był pełen takiej dramaturgii. Cieszyliśmy się, że trener Czarek wszedł w buty trenera Szurka i od razu wygrywamy, mając realne szanse na play-offy. 

To jednak dość niezwykłe, że ten mecz z Coolpackiem Łódź poszedł tak dobrze i było w was dużo nadziei, a potem wszystko się posypało. W czym leżała wyjątkowość tego meczu, że zagraliście obiecująco, a potem polegliście na finiszu?

Byłem w tamtym meczu zły, miałem w sobie dużo złości sportowej ze względu na to, co się wydarzyło. Chyba chłopacy mieli podobne uczucia. Niektórym pewnie też się bardziej otworzyły głowy, wyluzowali i pokazaliśmy, że potrafimy grać. Przy takiej intensywności kolejek w kolejnych meczach po prostu nie daliśmy rady fizycznie na koniec. 

Mieliście do końca nadzieję na play-offy, czy ten mecz z Politechniką Opolską okazał się takim gwoździem do trumny? 

Mieliśmy nadzieję. Nasz zbiór chłopaków pozwalał nam na dobre nastawienie i dalszą ciężką pracę. Jednak przy ograniczonej liczbie młodzieżowców i przy urazach trudno było nam rotować oraz dorównywać intensywnością, grając przeciwko zdrowym ekipom, które walczyły o play-offy. Tym nas "zabiły". Opole grało o swoje być albo nie być w tej lidze. Biorąc pod uwagę ich personalia nikt się nie spodziewał, że będą bić się o utrzymanie w tej lidze. Decka Pelplin była natomiast rewelacją ligi, która pokazała, że zasługuje na grę w play-offach, a my nie. 

Wracając do kwestii trenerów, jakie różnice zauważałeś pomiędzy sposobem szkolenia przez trenera Szurka, a trenera Kurzawskiego?

Z trenerem Szurkiem znamy się przez wiele lat. Komunikacja z nim opierała się na pstryknięciach, kiwnięciach głową, czy jest okej czy nie. Wiedzieliśmy, czego może się po sobie wzajemnie spodziewać i czego możemy oczekiwać. Wiedzieliśmy o sobie wszystko. Z trenerem Czarkiem było natomiast tak, że wprowadził może nie luz i zabawę, ale więcej zrozumienia i elementów gry, czy nowych zagrywek. Nowy trener nie miał też czasu, żeby zmieniać kompletnie całą ofensywę, ale wydaje mi się, że dostarczył sporego powiewu świeżości. 

Jedna rzecz dla obu tych szkoleniowców była wspólna: zbiórki. Szczególnie trener Szurek jak mantrę powtarzał po przegranych meczach, że powodem przegranej była przegrana zbiórka. Często nawet jedna zbiórka mniej w jego opinii decydowała o zwycięstwie. Ty też to odbierałeś, że zbiórki w waszej grze były kluczowe, by osiągać dobre wyniki? 

Trenerzy robili naprawdę zaawansowane wyliczenia, jeżeli chodzi o wszystkie statystyki. Analizowali to skrupulatnie i wiedzieli, że gdy mamy kontrolę nad "deską" i tracimy poniżej 80 punktów w meczu to wygrywamy. Siłą rzeczy, gdy nie trzymaliśmy tej kontroli, co też było naszą bolączką w drugiej rundzie, to te mecze były przegrane. Po stracie Samsonowicza z zespołu, który był niewygodnym dla przeciwnika staliśmy się zespołem, chcącym, ale nie mogącym wykonywać pewnych zadań na takiej intensywności, która była na początku. Zatraciliśmy się w tym, co chcieliśmy, a nie mogliśmy.

Czy Piotr Wieloch pozostanie na kolejny sezon? "Mnie interesują po prostu zwycięstwa drużyny"

Czy już rozmawiałeś z przedstawicielami Enei Basket na temat kontynuowania swojej kariery w Poznaniu?

Nie miałem żadnych rozmów z klubem. Tylko agent do mnie zadzwonił, żeby zapytać o moje stanowisko. Powiedziałem mu, że jestem zainteresowany grą w Poznaniu, ale co będzie to nie ode mnie zależy. To jest pewne, że przyjdzie nowy trener, no i pozostaje pytanie, jaką on ma wizję. Czy widzi mnie w składzie, czy nie widzi. Jestem przygotowany na wszystko, bo taka jest nasza praca, że żyjemy na walizkach i liczymy na to, co nam przyniesie los, kto do nas zadzwoni i wtedy będziemy działać. Teraz jest za wcześnie, by cokolwiek potwierdzać. Pierwsza i druga liga ciągle gra, nie wiadomo, kto awansuje z jakiej lokaty i jakie ma cele. Od końcówki maja zacznie się naprawdę gorąco dziać w okienku transferowym.

Biorąc pod uwagę to w jakiej formie znajduje się teraz zespół Miasta Szkła Krosno żałujesz, że wróciłeś do Poznania, a nie zostałeś tam, by teraz walczyć o najwyższe cele?

To był zupełnie inny zespół bez dyrektora sportowego, którym teraz jest Michał Baran, robiącym fantastyczną robotę w tym klubie. Jego działania na rynku transferowym przyniosły naprawdę pozytywne skutki. Mimo odpadnięcia w pierwszej rundzie rok temu, te składy kończyły na pierwszym miejscu. W tym roku ciężko im będzie wywalczyć awans do Ekstraklasy, patrząc na to jak świetna jest Astoria Bydgoszcz. Mimo pandemii uważam, że ten sezon w Krośnie był fajny. Czas pokaże, gdzie wyląduję.

Jako zawodnik wolałbyś być pierwszą opcją w drużynie, która nie ma większych szans na najwyższe cele, czy mógłbyś przyjąć przykładowo rolę rezerwowego w ekipie contendera przykładowo w Basket Lidze?

Chcę po prostu grać o najwyższe cele. Czy bym grał 10 minut, czy 15, czy byłbym pierwszą opcją w ataku, czy drugą, czy trzecią... mnie interesują po prostu zwycięstwa drużyny. Mogę być liderem, ale chcę żebyśmy przy tym wygrywali i żebyśmy wchodzili do play-offów, walcząc o medale. To cechuje najlepszych, że poświęcasz swoje dobro, a zespół na tym zyskuje. Dla mnie tylko pozycja drużyny się liczy.

Dobór trenera i jego wizja na ciebie będą bardziej decydujące w kontekście twojego pozostania w Enei niż ewentualne poczynione ruchy transferowe?

To jest raczej połączone. Wydaje mi się, że jedno łączy się w całość. Trener też jest ważny podobnie jak ludzie, którzy przychodzą do zespołu. Wszystko musi się dograć, żeby był satysfakcjonujący efekt końcowy.

Jako kapitan byłeś zazwyczaj stawiany przed faktem dokonanym, jeśli chodzi o decyzje kadrowe, czy aktywnie w nich uczestniczyłeś?

W tym sezonie byłem osobą decyzyjną. Trener naprawdę dużo konsultował się ze mną, jeśli chodzi o dobór zawodników. Wiadomo, że jeszcze trzeba to połączyć z kwestiami finansowymi, dlatego czuje się lekko skołowany, że nam nie wyszło. Byłem odpowiedzialny za ten zespół, czy przy budowie, czy w trakcie gry, więc ten sezon odcisnął na mnie i na trenerze duże piętno. 

Na sam koniec wrócę po części do tego od czego zaczęliśmy naszą rozmowę, czyli do twojej roli kapitana i lidera. Twoją koszykarską inspiracją jest Kobe Bryant. Był on bardzo specyficzynym człowiekiem oraz liderem na boisku. Czy podobnie jak on, jako dowódca na parkiecie przyjmujesz rolę chłodnego szefa, czy jesteś bardziej "ludzki", bardziej empatyczny? 

W pewnych momentach skupiam się na sobie. Czasem w trakcie rozmowy z trenerem mówi mi, że powinienem iść do tych gości i nimi rządzić. Fajnie jest skupiać się na sobie, ale koniec końców wiadomo, że dobro drużyny jest najważniejsze i trzeba z nią funkcjonować. Nie można podchodzić do sprawy na zasadzie "ja jestem najważniejszy", trzeba to rozgraniczyć, żeby na sam koniec było dobrze.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo