reklama

Czy to on będzie liderem defensywy Lecha Poznań w przyszłości? "Bronienia nauczyłem się dopiero w pierwszym zespole" [WYWIAD]

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: Przemysław Szyszka

Czy to on będzie liderem defensywy Lecha Poznań w przyszłości? "Bronienia nauczyłem się dopiero w pierwszym zespole" [WYWIAD] - Zdjęcie główne

Obrońca Lecha Poznań o presji, marzeniach i inspiracjach. Poznajcie Wojciecha Mońkę | foto Przemysław Szyszka

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Piłka nożnaMa zaledwie 18 lat, ale na boisku pokazuje dojrzałość, która imponuje nawet starszym kolegom. Przeszedł przez wszystkie szczeble Akademii Lecha i ma za sobą pierwsze występy w PKO BP Ekstraklasie. Przez niektórych jest porównywany do Bartosza Salamona. Jak Wojciech Mońka radzi sobie z presją, co sądzi o mediach społecznościowych, jak przygotowuje się do meczów, jak trafił do Lecha Poznań i kto jest jego piłkarskim wzorem? Oto szczera rozmowa z obrońcą, który może być przyszłością Kolejorza.
reklama
reklama

- Wiem, widziałem.

To ciekawe. Często przeglądasz media społecznościowe i czytasz komentarze, opinie na swój temat?

- Szczerze? Kiedyś byłem dość ciekawski, więc jak tylko coś się działo, to miałem taką naturalną potrzebę, żeby tam kliknąć, tutaj zajrzeć, coś przeczytać. Obecnie staram się to coraz bardziej ograniczać, bo wiem, że nie wszystko warto czytać.

Jako młody piłkarz - jak odnajdujesz się w tym dzisiejszym świecie social mediów, smartfonów, ciągłego komentowania i oceniania? Jak radzisz zarówno z pochwałami, jak i krytyką?

- Oczywiście, pochwały potrafią budować - to miłe, kiedy ktoś docenia to, co robisz. Ale mimo wszystko najważniejsze jest dla mnie zdanie trenera i to, co on mówi bezpośrednio do mnie. Z drugiej strony, jeśli chodzi o krytykę czy nawet hejt, to wiadomo - to też się zdarza. Staram się po prostu nie nakręcać, nie czytać tego i nie brać do siebie. I powiem szczerze, że coraz lepiej mi to wychodzi.

reklama

Jak trafił do pierwszego klubu? "Musieli sprawdzać moją legitymację"

Zaczynałeś od Lechii Kostrzyn. Co Ciebie skłoniło do rozpoczęcia przygody z piłką?

- Zacząłem grać w Lechii, gdy miałem osiem lat. Spędziłem tam dwa lata. Oczywiście z piłką biegałem już od najmłodszych lat - z tatą, z sąsiadami, gdzieś na podwórku. Ale to była taka typowa dziecięca zabawa, bez większego nastawienia, że z tego może coś wyniknąć. Do klubu trafiłem właściwie przez kolegę z klasy - to on zabrał mnie na pierwszy trening Lechii Kostrzyn.

I jak Cię tam przyjęli?

- Pamiętam, że od razu zaczęły się pytania, czy na pewno jestem z odpowiedniego rocznika. Trener nie chciał uwierzyć, musieli sprawdzać moją legitymację szkolną.

reklama

Ze względu na wzrost?

- Nie, nie, chodziło o umiejętności. Trener był zaskoczony, że gram na takim poziomie. Przez pierwsze dwa lata trafiliśmy na bardzo mocny rocznik, ponieważ praktycznie wszystko wygrywaliśmy. Ale potem zaczęło się to rozmywać. Zawodnicy odchodzili, trener odszedł, atmosfera się zmieniła. Ja też coraz mniej czerpałem z tego radości. Zostałem jeszcze przez chwilę, ale pamiętam jeden sparing z Lechem Poznań, który przegraliśmy bardzo wysoko - straciliśmy 15 bramek.

Po wysokiej porażce z Lechem... trafił do Kolejorza

Przegraliście to do zera?

- Nie, coś tam udało nam się strzelić, chyba trzy gole. Ale i tak czułem, że to nie ma już sensu. Po tym meczu zacząłem szukać nowego klubu. Rozmawiałem wtedy z trenerem, który prowadził mnie przez te dwa lata w Lechii, i powiedział mi wprost, że Lech Poznań to będzie dla mnie najlepszy kierunek. Szczerze? Z rodzicami w ogóle nie wierzyliśmy, że mam szansę się tam dostać. A jednak - dwa tygodnie później zadzwonił do nas ktoś z Lecha i zaprosili mnie na testy. Jeździłem tam przez miesiąc czy dwa, no i ostatecznie mnie przyjęli.

reklama

Czy już wtedy wiedziałeś, że chcesz grać na środku obrony?

- Wcale nie! W Lechii grałem w pomocy, byłem ofensywnym zawodnikiem, strzelałem sporo bramek. W Lechu to się dopiero zmieniło. Kiedy graliśmy w systemie 9 na 9, trener kazał mi grać na "szóstce". Wolałem w tamtym momencie grać trochę wyżej, ale wierzyłem że trener wie najlepiej, na jakiej pozycji się odnajdę. Pamiętam, że na samym początku, po dołączeniu do Lecha, pojechaliśmy na turniej do Bydgoszczy w 2017 roku. Wszedłem wtedy z ławki - właśnie na środek obrony. I tak już zostało, do końca turnieju… a właściwie do dziś. Trener mnie tam zobaczył, zaufał swojej intuicji i miał rację. Od dziesiątego roku życia gram jako środkowy obrońca.

Filozofia Akademii Lecha Poznań działa

Występowałeś w Centralnej Lidze Juniorów, potem w rezerwach, a teraz grasz w pierwszej drużynie. Przeszedłeś przez wszystkie szczeble w Lechu Poznań. Czy masz wrażenie, że filozofia klubu przez te lata pozostała taka sama?

- Wydaje mi się, że Akademia naprawdę mocno poszła do przodu. Ale patrzę na to też przez nasz przykład - mój, Michała Gurgula i Kornela Lismana. Jesteśmy trzema zawodnikami, którzy teraz wchodzą do Ekstraklasy bez wcześniejszych wypożyczeń. Stawiamy pierwsze, poważne kroki w seniorskiej piłce właśnie tutaj, w Lechu. We wcześniejszych latach wyglądało to inaczej - wychowankowie najczęściej trafiali najpierw na wypożyczenia, czy to do pierwszej ligi, czy do niżej notowanych klubów z Ekstraklasy. To jest ta druga droga, która również jest słuszna.

Z wyjątkiem Filipa Marchwińskiego...

- Tak, jasne - były wyjątki. Przykład Filipa Marchwińskiego również świadczy o tym, że można wejść do pierwszej drużyny bez konieczności wyjazdu, choć wiadomo, że i on miał swoje wzloty i trudniejsze momenty. Ale ogólnie patrząc to uważam, że dziś jesteśmy gotowi grać w Ekstraklasie bez ogrywania się gdzieś indziej, mówi dużo o poziomie akademii. To pokazuje, że rozwój idzie w dobrym kierunku, a cała struktura szkolenia naprawdę działa.

Przed tym sezonem miałeś taką myśl, że realnie zadebiutujesz w pierwszym zespole, czy bardziej myślałeś o grze w rezerwach lub o wypożyczeniu?

- Gdy podpisywałem kontrakt, zapytano mnie o cele - zarówno na ten sezon, jak i na kolejne lata. Powiedziałem wtedy, że chciałbym zadebiutować w Ekstraklasie, ale szczerze mówiąc… nie myślałem, że to rzeczywiście nastąpi tak szybko. Na początku marzyłem po prostu o tym, żeby zostać włączonym do kadry pierwszego zespołu. Kontrakt podpisywałem jeszcze przed obozem, jako zawodnik drugiej drużyny. Zakładałem, że będę grał regularnie w rezerwach, zbierał doświadczenie w seniorskiej piłce. A te cele, jak debiut w Ekstraklasie, widziałem raczej w dłuższej perspektywie. Tymczasem wszystko wydarzyło się szybciej, niż przypuszczałem i oczywiście bardzo mnie to cieszy.

A było blisko wypożyczenia? Z tego co wiem, mocno zabiegała o Ciebie Polonia Bytom, ale trener Frederiksen chciał, żebyś został.

- W sumie nie rozmawialiśmy konkretnie na ten temat ani z dyrektorem Rząsą, ani z prezesami, ani z dyrektorem Wróblem. Latem był sygnał, że taka opcja może się pojawić, ale raczej po bieżącym sezonie. Zimą też coś wspominaliśmy przy okazji podpisywania umowy, ale bez konkretów. Na dziś w ogóle o tym nie myślę. Skupiam się na walce o miejsce w pierwszym składzie Lecha i to będzie moim celem w nowym sezonie.

Zagrałeś dobry mecz z Puszczą (8:1), a potem jeszcze lepiej z Legią (1:0). Dowiadujesz się, że wychodzisz w podstawowym składzie. Jakie emocje Ci wtedy towarzyszyły? I kiedy właściwie się dowiedziałeś?

- Wiedziałem, że nasza sytuacja kadrowa nie jest najlepsza, więc cały tydzień czułem, że mogę wyjść w pierwszym składzie. Trenowałem z tą myślą. Ale wiadomo, że decyzje podejmuje trener i oficjalną informację dostałem dopiero dzień przed meczem. Ucieszyłem się bardzo, ale miałem też świadomość, jaki to mecz. Lech – Legia to największe spotkanie w Polsce. Czułem presję, zwłaszcza że dzień wcześniej grał Raków i wiedziałem, że od ich wyniku może zależeć nasza sytuacja w tabeli. Szczerze? Stresowałem się mocno, ale raczej trzymałem to w sobie, nie mówiłem nikomu. Po prostu leżałem i myślałem o meczu.

Przygotowania i mentalność: "Wyobrażam sobie w głowie różne sytuacje"

Jak sobie z tym stresem poradziłeś? Bo na boisku zupełnie tego nie było widać.

- Jestem takim typem zawodnika, że dzień przed meczem praktycznie cały czas leżę i analizuję - wyobrażam sobie w głowie różne sytuacje, możliwe scenariusze, co może się wydarzyć. I to mi naprawdę pomaga. Dzięki temu, gdy wychodzę na boisko, jestem już spokojniejszy, wszystko mam poukładane. Nie dopadają mnie nagle jakieś nieprzewidziane myśli czy emocje. Jeszcze w szatni, między rozgrzewką a meczem, miałem moment refleksji, ale jak już wyszedłem na murawę to skupiałem się wyłącznie na grze. Trener Dudka mówił potem, że w szatni było po mnie trochę widać stres, ale na boisku czułem się już naprawdę dobrze.

To ciekawe, co mówisz. Mam na myśli tutaj wyobrażanie sobie sytuacji z meczu. A oglądasz wcześniej też zawodników rywali? Na przykład z Legii – obawiałeś się kogoś?

- Zawsze oglądam, ponieważ mamy przygotowane analizy przeciwników i sam też dodatkowo patrzę, głównie na napastników i zawodników, z którymi mogę mieć bezpośredni kontakt na boisku. Tak było i przed meczem z Legią. Po prostu chciałem wiedzieć, czego się spodziewać. I dzięki temu byłem przygotowany.

Skoro masz już za sobą kilka naprawdę solidnych występów w Ekstraklasie, to co byś pomyślał, gdyby przyszło Ci zagrać teraz kilka spotkań w rezerwach? Odebrałbyś to jako krok wstecz?

- Pomagam Lechowi, niezależnie od tego, czy to pierwszy zespół, czy drugi. Nigdy nie byłem i nie jestem typem zawodnika, który podważa decyzje trenerów czy dyrekcji. To się zazwyczaj źle kończy. Jasne, że jestem już na etapie, gdzie naturalnie liczę na występy w Ekstraklasie, ale uważam, że gra w rezerwach to nic złego. W moim wieku najważniejsze jest regularne granie. Lepiej zagrać 90 minut w drugiej drużynie niż przesiedzieć cały mecz na ławce w Ekstraklasie. Trenuję po to, żeby grać, a nie po to, żeby siedzieć i czekać.

Wiadomo, że Ekstraklasa to wyższy poziom niż druga czy trzecia liga. Ale tak szczerze, to która z tych lig jest najtrudniejsza?

- Każda liga ma swoją specyfikę, więc nie powiedziałbym, że w trzeciej lidze gra się lekko. Te mecze wcale nie były łatwe. Często remisowaliśmy, zdarzały się porażki, generalnie ciężko się grało. Rywale często ustawiali się nisko, bronili twardo i trudno nam było ich sforsować. Przed sezonem mogło się wydawać, że awans do drugiej ligi to formalność, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Wiadomo, że nie wszystko idzie po naszej myśli, ale do końca sezonu zostało jeszcze kilka spotkań i wierzymy, że zakończymy go tak, jak sobie założyliśmy, czyli awansem.

Rezerwy i wejście do pierwszego zespołu Lecha

Niektórzy zarzucają rezerwom, że sobie nie radzą. Ale przecież młodzi zawodnicy wolą grać piłką, a trzecia liga to często twarda, fizyczna gra. Może właśnie dlatego trudniej jest awansować?

- Tak, zdecydowanie się z tym zgadzam. W akademii jesteśmy uczeni grania piłką. Lubimy, kiedy przeciwnik wysoko nas pressuje, kiedy mecz jest intensywny i wymagający technicznie. Takie spotkania mamy w juniorach. A w trzeciej lidze wygląda to zupełnie inaczej. Zespoły często ustawiają się głęboko, grają bardzo fizycznie, czekają na kontrę. To zupełnie inna rzeczywistość niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni, gdzie dominuje technika i myślenie na boisku. Tutaj liczy się walka, siła, agresja. I to jest spore wyzwanie dla młodych graczy.

A jak wyglądało Twoje wejście do pierwszego zespołu? Miałeś trudności ze zrozumieniem taktyki? Jak trener Niels Frederiksen przekazuje informacje?

- Na szczęście dołączyłem do pierwszej drużyny razem ze sztabem szkoleniowym, więc od początku sezonu miałem czas, żeby uczyć się jej filozofii. Nie miałem większych problemów ze zrozumieniem taktyki. Oczywiście, samo wejście do Ekstraklasy i granie z nowymi zawodnikami to coś innego niż treningi. Kluczowe jest zgranie, trzeba się zrozumieć z partnerami na boisku. Takie rzeczy nie dzieją się z dnia na dzień. Myślę, że większym wyzwaniem niż taktyka było dla mnie właśnie to zgranie, czyli zrozumienie, jak dany zawodnik zachowa się w konkretnej sytuacji.

Trener Frederiksen zapowiadał, że będzie stawiał na młodzież z akademii i tak też się dzieje. Czy młodzi piłkarze mają u niego taryfę ulgową?

- Nie, zdecydowanie nie. Każdy jest traktowany tak samo, bez względu na wiek czy doświadczenie.

Z kim trzyma Wojciech Mońka i w czym jest lepszy od Salamona?

A z kim masz najlepszy kontakt w szatni?

- Na początku najbardziej trzymałem się z Tymkiem Gmurem, Kornelem Lismanem i Mateuszem Mędralą. To dość oczywiste – jesteśmy młodzi i siedzimy blisko siebie w szatni. Ale z czasem, gdy zacząłem grać więcej w Ekstraklasie, to naturalnie nawiązałem też relacje ze starszymi zawodnikami. Najlepiej dogaduję się z polską częścią szatni, myślę że to dosyć naturalne że właśnie z tą grupą osób mam najlepszy kontakt na co dzień.

Który z zawodników sprawia Ci najwięcej problemów na treningach, jeśli chodzi o rywalizację?

- Zdecydowanie są to Ali Gholizadeh, Patrik Walemark i Dino Hotić. Są bardzo zwrotni, szybcy, trudno ich złapać w pojedynkach jeden na jeden, zwłaszcza na małej przestrzeni. Mam swoje warunki fizyczne, jestem wysoki, więc z takimi zawodnikami gra mi się po prostu najtrudniej.

Zostając na chwilę przy Alim. Często częstuje Was takimi „rogalami”, jak w Warszawie?

- Zdarza się! Ale to nie jest przypadek. On naprawdę dużo ćwiczy uderzenia, ma to w nogach. To nie jest szczęście.

A z którym obrońcą najlepiej Ci się współpracuje na boisku? Wydaje się, że z Antonio Milicem…

- Na początku grałem z Antonio Miliciem i z meczu na mecz rozumieliśmy się coraz lepiej. Może pierwszy mecz z Górnikiem nie był idealny, ale już w starciu z Legią było widać progres. Milić dużo mówi, podpowiada, ale w pozytywny sposób - nie krytykuje, tylko tłumaczy po akcji, co można było zrobić lepiej. To bardzo pomaga. Z Bartkiem Salamonem też miałem okazję zagrać. Sali to zawodnik, który przypomina mi trochę stylem gry i zachowaniami Macieja Wichtowskiego z rezerw. Oczywiście Salamon ma ogromne doświadczenie, ale ich styl gry jest podobny - oparty na ustawieniu i boiskowej inteligencji. Dzięki temu, że z Wichtowskim grałem wiele razy, z Salamonem czułem się na boisku bardzo pewnie. Z kolei Milić to inny typ obrońcy, jest szybszy, bardziej dynamiczny, więc muszę trochę inaczej się z nim ustawiać i współpracować.

Masz takiego swojego mentora wśród stoperów? Kogoś, kogo traktujesz jak wzór?

- Nie mam jednego konkretnego. Staram się czerpać od każdego. Jeśli gram z Salamonem, to uczę się od niego, jak z Miliciem to od Milicia. Jak z Pingotem to od niego. Myślę, że to dobre podejście, bo nie warto zamykać się na jednego zawodnika, skoro wokół mam tylu świetnych kolegów, od których mogę się uczyć. 

Jeden z kibiców napisał na Twitterze: „W grze Mońki widać podobieństwa do Salamona - dobra gra głową, precyzyjne przerzuty, podania”. Zgadzasz się z tym?

- Tak, myślę, że rzeczywiście mamy sporo wspólnego - gramy podobnie. Oczywiście Salamon ma więcej doświadczenia, świetnie się ustawia, wie, kiedy wejść w pojedynek, jak odczytać lot piłki. Tego mi jeszcze brakuje. Ale z kolei ja jestem bardziej mobilny, lepiej radzę sobie na większej przestrzeni, w pojedynkach 1 na 1, nadrabiam szybkością. Myślę, że to nas różni. On nadrabia doświadczeniem i mądrością.

Dodałbyś coś jeszcze do swoich atutów?

- W Akademii mocno stawiano na grę ofensywną. Obrońca musi być odważny, potrafić wyprowadzić piłkę, celnie podać, nie bać się grać do przodu. I to mnie wyróżniało. Ale przyznam szczerze, że defensywy, czyli takiego typowego bronienia nauczyłem się dopiero w pierwszym zespole. Gra jeden na jeden, obrona pola karnego, blokowanie strzałów - to wszystko rozwinąłem dopiero tutaj.

A co jeszcze chcesz poprawić?

- Myślę, że nadal muszę pracować nad obroną pola karnego, zwłaszcza przy dośrodkowaniach. Dużo się poprawiłem w grze głową, ale jeszcze sporo przede mną. Muszę popracować nad timinigiem i celnością zagrań głową, tak żeby lepiej zgrać piłkę do partnera. Wciąż widzę tu duże pole do rozwoju. No i oczywiście nie mogę zapominać o tym, co mnie doprowadziło do tego miejsca, czyli o grze z piłką. Muszę ją stale pielęgnować i rozwijać.

Od 2021 roku grasz w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Jakie masz ambicje związane z kadrą?

- Zacząłem w U-15. Później, przez kontuzje, nie pojechałem ani razu na zgrupowanie U-16. Wróciłem dopiero do reprezentacji U-17. Nie spodziewałem się wtedy, że już rok później pojadę na zgrupowanie ze starszą kategorią wiekową. Teraz przed nami eliminacje do mistrzostw Europy. Naszym celem jest awans i dobry występ na turnieju finałowym. To dla mnie priorytet.

Wojciech Mońka prywatnie: "To jest coś, co naprawdę mnie kręci"

Masz jakieś zainteresowania poza piłką?

- W tym roku skończyłem 18 lat, więc mogę już samodzielnie podróżować - i to jest coś, co naprawdę mnie kręci. Chciałbym rozwijać tę pasję w wolnym czasie. Wiadomo, że w życiu piłkarza nie ma go za wiele, ale po sezonie zawsze znajdzie się chwila. W czerwcu planuję jakiś wyjazd do któregoś z europejskich krajów. Jeszcze nie mam nic konkretnego zaplanowanego, bo przed nami dwa ważne mecze, więc póki co nie mam do tego głowy. Ale na pewno spędzę ten czas z najbliższymi znajomymi.

Na sam koniec rozmowy zapytam klasycznie. Kto jest Twoim ulubionym piłkarzem?

- Moim ulubionym? Od zawsze Messi. Kiedy zaczynałem grać w piłkę, to tylko Messi, Messi i jeszcze raz Messi.

Czyli zdecydowanie team Barcelona. A z obrońców? Na kimś się szczególnie wzorujesz?

- Z obrońców... Wiesz co, nie mam takiego jednego, na którym bym się przez lata wzorował. Tak jak mówiłem - Messi to mój idol, bo po prostu od zawsze go lubiłem. Ale gdy zacząłem grać na obronie, to na topie był jeszcze Ramos, później dołączyli Van Dijk, Rüdiger, Ruben Dias. Trudno mi wskazać jednego konkretnego, bo to się u mnie zmieniało. Nigdy nie miałem tak, że przez dwa czy trzy lata śledziłem jednego obrońcę i tylko na nim się skupiałem. Raczej obserwuję tych, którzy aktualnie są w formie.

To kto jest teraz w formie?

- Jeśli miałbym kogoś wskazać teraz to William Saliba z Arsenalu. A jeśli chodzi o Barcelonę - wiem, że tracą sporo bramek, ale mimo wszystko ich obrońcy mają coś w sobie. Cubarsi i Inigo Martínez to, moim zdaniem, dobrzy zawodnicy. Szczególnie Martinez mnie zaskoczył - jako kibic Barcelony nie spodziewałem się, że zacznie regularnie grać, a już tym bardziej, że wygryzie Araujo.

Skoro jesteśmy przy Barcelonie, to zapytam trochę prowokacyjnie. Dlaczego Twoim zdaniem nie ma jej w finale Ligi Mistrzów?

- Głównie przez defensywę. Choć obserwuję tych obrońców i są godni uwagi, zwłaszcza jeśli chodzi o grę ofensywną i operowanie piłką, to w samej grze obronnej zdecydowanie bardziej przekonuje mnie Saliba. No i myślę, że Barcelonie zabrakło też doświadczenia.

A Twoje piłkarskie marzenie?

- W tym momencie marzę o mistrzostwie Polski z Lechem Poznań, wspaniale byłoby to zrealizować już w najbliższych dniach. Wiadomo, że przed nami jeszcze dwa mecze i skupiam się na razie na tym najbliższym, z GKS-em, ale mam nadzieję, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Jeżeli miałbym wybiec dalej w przyszłość to chciałbym zagrać w Barcelonie, wygrać Ligę Mistrzów i być najlepszym obrońcą na świecie. Wiem, że teraz to brzmi jak marzenie z kategorii złotej rybki, ale wierzę, że trzeba stawiać sobie bardzo ambitne cele i do nich dążyć. To daje mi motywację do codziennej pracy. 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Komentarze (0)
Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama
logo