Trener Frederiksen wskazuje na błąd Marciniaka. "Nie było nawet blisko do tego, by podyktować jedenastkę"
Sytuacja, do której odniósł się w piątkowy poranek Niels Frederiksen dotyczy rzekomego faulu Alexa Douglasa w 67. minucie meczu, którego dopuścił się w polu karnym na piłkarzu Rakowa Częstochowa - Marko Bulacie. Jedenastkę wykorzystał Ivi Lopez, doprowadzając do remisu 2:2. Szymon Marciniak wytłumaczył się ze swojej decyzji po meczu, o czym więcej pisaliśmy TUTAJ. Niels Frederiksen ma jednak kompletnie inny punkt widzenia na tę sytuację
- Byliśmy bardzo zadowoleni po pierwszej połowie spotkania. W drugiej połowie zmieniłbym tylko sędziego - podyktował przeciwko nam rzut karny, którego nie było. Nie było nawet blisko do tego, by podyktować jedenastkę, bo nie było kontaktu. To był oczywisty błąd i jest to dla mnie dziwne, że nie został wezwany do tego, by obejrzeć tę sytuację na VARZe. Nie ma tam mowy o rzucie karnym - podkreślał Niels Frederiksen.
Szkoleniowiec wspomniał oczywiście, że szanuje arbitra za jego dotychczasowe osiągnięcia, ale zwyczajnie nie rozumie, dlaczego arbiter nawet nie został wezwany do VAR-u, by przeanalizować tę sytuację. Niels Frederiksen informował, że oglądał całe zdarzenie z każdej możliwej strony i nigdzie nie dopatrzył się przewinienia Alexa Douglasa na Bulacie.
Szkoleniowiec Lecha Poznań tłumaczy się ze swoich decyzji
Strata gola na 2:2 w meczu z Rakowem Częstochowa zapoczątkowała lawinę zdarzeń na niekorzyść Kolejorza. Lech Poznań całkowicie stracił kontrolę nad spotkaniem, oddając inicjatywę gospodarzom, którzy parli na bramkę Bartosza Mrozka niczym taran. Po rewelacyjnej pierwszej połowie lechici stali się całkowicie bezradni w końcówce, ale dla Nielsa Frederiksena taka sytuacja była tych z gatunku naturalnych.
- Nasza postawa po stracie dwóch goli nie była związana z czerwoną kartką dla Luisa Palmy. Powodem wycofania naszej gry nie była gra w osłabieniu, lecz sądzę, że sprawa mentalna. Zespół błyskawicznie stracił po sobie dwa gole i byli wtedy po prostu w szoku - sądzę, że to jednak naturalnie. Sądzę, że gdyby przerwa pomiędzy straconą pierwszą bramką, a drugą była dłuższa, wtedy sprawy mogły potoczyć się inaczej. Problemem była mentalność w trudnym momencie i ten szok na boisku jak i poza nim - stwierdził szkoleniowiec.
Duńczyk w piątek tłumaczył się także ze swojej kontrowersyjnej decyzji przed rzutem rożnym, gdy padła pierwsza bramka dla Rakowa. Wtedy to szkoleniowiec zdecydował się wymienić trzech zawodników, co mogło mieć wpływ na wytworzenie się chaosu w polu karnym Lecha Poznań z czego skorzystał Raków. Trener Niels Frederiksen wyśmiał jednak ten argument.
- Dyskutowanie o tym jest dość głupie. Jeśli spojrzymy na zawodników, których wpuściłem na boisku zanim Raków zdobył gola, to zobaczymy, że byli oni znacznie silniejsi w bronieniu stałych fragmentów gry względem tych, którzy zeszli. Wzmocniliśmy się zatem, ale jeden z graczy przegrał pojedynek. Na dodatek był to piłkarz, który zaczynał mecz od początku. Argument o robieniu zmian przy rzucie rożnym jest zatem po prostu głupi.
Trener Niels Frederiksen wskazał po spotkaniu, że zespół choć rozczarowywał swoją postawą, kilkukrotnie próbował powrócić do takiej gry, jaką jego fani oglądali w pierwszej połowie. Niestety było to niemożliwe w związku ze zmianą podejścia taktycznego po utracie prowadzenia. Szkoleniowiec broni jednak tej decyzji, mówiąc, że jeden punkt w starciu z Rakowem, a jego brak to duża różnica. Chwalił w związku z tym postawę swojej drużyny w defensywie.
- Planem zdecydowanie nie było wycofanie się i gra w niskiej defensywie. Po stracie dwóch goli kilkukrotnie wyszliśmy do wyższej obrony, ale oczywiście robiliśmy to zbyt rzadko. Zawodnicy zrobili jednak wszystko, co w ich mocy i zdecydowaliśmy w trakcie meczu, że chcemy się bronić nieco bardziej z piątką obrońców. Możemy oczywiście dyskutować, czy granie piątką obrońców to była dobra decyzja - stwierdził Niels Frederiksen.
Komentarze (0)